Proces trojga oskarżonych o szantażowanie senatora PO Krzysztofa Piesiewicza ruszył w środę przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Śródmieścia. Sam polityk nie stawił się na sali rozpraw.
Proces udało się rozpocząć dopiero za trzecim razem. Poprzednio w czerwcu i sierpniu - uniemożliwiały to kwestie formalne.
W środę w sądzie stawiła się cała trójka oskarżonych - mężczyzna i dwie kobiety. Do sądu nie przyszedł Piesiewicz, który jako pokrzywdzony i ma w sprawie status oskarżyciela posiłkowego.
Oskarżonym o szantaż Piesiewicza grozi do kara do 5 lat więzienia. Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami ze względu na charakter zarzutów.
Tysiące złotych za nagrania
Akt oskarżenia wobec Joanny D., Haliny S. i Zbigniewa Sz. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga skierowała do sądu w połowie marca. Zarzuty dotyczą zmuszania Piesiewicza do "określonego zachowania" w zamian za nieujawnianie kompromitujących go materiałów. Oskarżeni (wcześniej karani za czyny kryminalne) - zdaniem prokuratury - szantażowali Piesiewicza od jesieni 2008 r. Decyzja o szantażu zapadła, gdy przygodnie poznana wcześniej przez niego Joanna D. opowiedziała o spotkaniach u senatora swym znajomym Zbigniewowi S. i Janowi W.
We wrześniu 2008 r. nagrano spotkanie Piesiewicza z Joanną D. i striptizerką Joanną S., a potem kilka razy "odsprzedawano" politykowi kompromitujące taśmy. W sumie senator miał zapłacić za nagrania ponad 550 tys. zł, m.in. w październiku 2008 r. za "odkupienie" taśm zapłacił 196 tys. zł nieustalonej do dziś kobiecie, podającej się za dziennikarkę.
Senator nie chciał wtedy ścigania szantażystów, a śledztwo w sprawie szantażu początkowo umorzono. Szantażyści jednak nie zrezygnowali. W 2009 r. Halina S., znajoma Joanny D., zadzwoniła za jej wiedzą do Piesiewicza, mówiąc, że pies "wygrzebał z ziemi płyty z nagraniami", na których opakowaniu miał być numer jego komórki. Piesiewicz "odkupił" od niej taśmy za niemal 40 tys. zł .
Szantażyści ponownie zażądali jednak pieniędzy. Zagrozili też upublicznieniem nagrań. Wtedy senator zawiadomił prokuraturę, która przygotowała zasadzkę. W listopadzie 2009 r. zatrzymano osoby wskazane przez Piesiewicza. Nie było wobec nich wniosków o areszt, co prokuratura tłumaczyła stosunkowo niską grożącą im karą. Prokuratura zapewniała, że szantażyści to "przypadkowa grupa".
Senator bez zarzutów
Kilka dni przed oskarżeniem trójki szantażystów umorzono odrębne śledztwo wobec Piesiewicza. Prokuratura zamierzała zarzucić mu przestępstwa posiadania kokainy i nakłaniania innych osób do jej zażycia. W lutym br. Senat nie zgodził się jednak na uchylenie mu immunitetu - bez czego nie można było postawić mu zarzutu.
Od ujawnienia całej sprawy w grudniu 2009 r. Piesiewicz rzadko pojawiał się publicznie (w Senacie miał długotrwały bezpłatny urlop, ostatnio bierze udział w pracach Izby). W jednej z nielicznych wypowiedzi dla mediów prosił o "spokojne spojrzenie i wybaczenie lekkomyślności".
- Media wyrządziły panu Piesiewiczowi ogromną krzywdę - stwierdził w czerwcu pełnomocnik senatora, mec. Krzysztof Stępiński.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: EastNews