Wielki gmach, który zna każdy warszawiak, ale którego wnętrz nie zna prawie nikt. A jednak, rosyjska ambasada odkryła niedawno swoje tajemnice przed kamerą TVN24, a wszystko to przy okazji święta dyplomacji rosyjskiej.
- Varsavianista czuje podniecenie zawsze wtedy, gdy wchodzi gdzieś po raz pierwszy - powiedział Jarosław Zieliński, historyk Warszawy, który napisał książkę o socrealistycznej sztuce stolicy i który, warto dodać, też do teraz nie miał przyjemności gościć w gmachu przy Belwederskiej. - To dosłownie jak odkrywanie skarbów - dodał.
To, co zobaczyłem niemal nie różniło się od zdjęć opublikowanych w 1956 roku. varsavianista Jarosław Zieliński
Pan ambasador spytał, jak jak bym sobie wyobrażał takie oprowadzanie, gdzie powinniśmy zacząć. Okazało się, że to było zupełnie puszczone na żywioł, co mnie trochę wystraszyło, ale jakoś zapanowałem nad sytuacją. varsavianista Jarosław Zieliński
To właśnie dzięki niemu i dzięki herbacie z rosyjskim ambasadorem udało się zorganizować dzień otwarty w ambasadzie.
Puszczeni na żywioł
- Pan ambasador spytał, jak bym sobie wyobrażał takie oprowadzanie, gdzie powinniśmy zacząć. Okazało się, że to było zupełnie puszczone na żywioł, co mnie trochę wystraszyło, ale jakoś zapanowałem nad sytuacją - relacjonował varsavianista.
Jak sam mówił, gdyby niejedna publikacja z lat 50. XX wieku, gdzie ukazało się kilka zdjęć wnętrz gmachu, nie miałby większego pojęcia, czego spodziewać się w środku.
- To, co zobaczyłem, niemal nie różniło się od zdjęć opublikowanych w 1956 roku - stwierdził Zieliński.
Co ciekawe, w centralnej rotundzie więcej jest elementów polskich (m.in. mozaiki przedstawiające 3 pory roku), z kolei w salach audiencyjnych odnaleźć możemy herby Związku Radzieckiego.
Monumentalnie, ale umiarkowanie
Mimo rozmachu budowli, nie jest ona zimna - zaznacza varsavianista. - Bardzo zdziwiło mnie to, że sień i ta główna klatka schodowa wprawdzie są monumentalne, ale jednak zrobione w takim bardzo umiarkowanym socrealizmie, bez nadmiaru zdobień - komentował swoje wrażenia historyk Warszawy.
- Nie ma tam tego moskiewskiego "tortu", którego należałoby się spodziewać w gigantycznej ilości - dodał.
Szybka decyzja
Zdaniem Zielińskiego pomysł wpuszczenia szczęśliwców do ambasady musiał być zrealizowany szybko. - Gdyby dawno to sobie planowali, to nie wierzę, że by nas uraczyli wystawą o życiu i działaniach ministra Gromyki - ocenił. Andriej Gromyko był przez prawie 30 lat ministrem spraw zagranicznym ZSRR.
Strona rosyjska nie przygotowała też żadnych pomocy i ściągawek dla zwiedzających, a wiedza pracowników ambasady była mniejsza, od varsavianisty który, jak zaznaczył, nie miał jej bardzo wiele.
- Poszli na żywioł, ale dobrze, że poszli. To takie rzadkie w naszych stosunkach - podsumował Zieliński.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24