Grzywna może grozić Janowi Rokicie za incydent na pokładzie samolotu Lufthansy w Monachium. Jak podkreśla niemiecki prokurator, to "tylko" grzywna. Poważniejszych konsekwencji nie będzie.
- Wiemy o sprawie, ale nie wszczęliśmy jeszcze oficjalnie śledztwa. Dopiero gdy dotrze do nas skarga policji, postępowanie można uznać za otwarte - powiedział prokurator i rzecznik prokuratury w Landshut w Bawarii Markus Bruemmel. Jak zapewnił, "to tylko formalność".
Dochodzenie może potrwać około miesiąca i obejmie zbadanie dowodów oraz przesłuchania świadków i stron. - Jeśli dojdzie do procesu, to myślę, że za zarzuty, o jakich wspomniano, grozi najwyżej grzywna. O wysokości zdecyduje już sędzia. Zależy to też od zamożności pozwanego - tłumaczył Niemiec.
Podejrzenie o naruszenie nietykalności cielesnej
Hans Peter Kammerer, oficer prasowy Komendy Policji Oberbayern Nord mówił tvn24.pl, że przyczyną interwencji była kłótnia w samolocie. Dodał, że pasażer nie chciał opuścić samolotu dobrowolnie, więc "zostały zastosowane środki przymusu bezpośredniego i wyprowadziliśmy go siłą".
Poinformował również, że przeciwko "obywatelowi polskiemu" zostało złożone doniesienie. - Chodzi o próbę uszkodzenia ciała i naruszenie ustawy o bezpieczeństwie ruchu lotniczego - wyjaśnił Kammerer.
Rokitowie składają doniesienie
Prokuratura w Landshut będzie też prowadzić sprawę związana z doniesieniem państwa Rokitów na postępowanie funkcjonariuszy. Według konsul generalnej w Monachium Elżbiety Sobótki, która pośredniczyła w sprawie, indywidualna skarga w sprawie incydentu została złożona.
Jan Rokita twierdzi, że "padł ofiarą niechęci do Polaków". - Wyzywano mnie od "Arschlochów", od dziur w odbycie męskim – relacjonował Rokita. Na szczęście – jak mówił „dwa fakty odmieniły jego sytuację”.
– To gwałtowna reakcja Nelly Rokity na brutalne wyzwiska pod jego adresem oraz „opatrznościowe pojawienie się w tym miejscu” konsul generalnej RP z Monachium. - To anioł z baśni – podsumował poseł.
Lufthansa nie chce komentować zarzutów państwa Rokitów pod adresem stewardessy.
Źródło: PAP, tvn24.pl, lublin.com.pl