Ruszyły pierwsze spotkania koalicyjnych negocjatorów, a ostatnie miało miejsce w poniedziałek. Prawo i Sprawiedliwość upiera się przy swoim - liczba ministerstw zostanie zmniejszona, a mniejszym koalicjantom przypadnie po jednym resorcie. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Jeden resort dla jednego koalicjanta to i tak szczodra propozycja - mówi prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. W odpowiedzi na to Marcin Ociepa z Porozumienia podkreśla, że "nie możemy zaczynać rozmowy o umowie koalicyjnej od obcięcia resortu koalicjantom". - Z tego by wynikało, że to obcięcie jest celem samym w sobie – uważa.
Jarosław Kaczyński zapowiada obcięcie liczby resortów o połowę. - Nie będę się w tej chwili upierał przy jakiejś liczbie, z tym że ona by na pewno oscylowała wokół dwunastu. Ten najbardziej radykalny plan mówi o nawet jedenastu ministerstwach, ale nie sądzę, że to się uda – wskazuje prezes PiS. Oficjalnie chodzi więc o odchudzenie bardzo licznego rządu.
"Wajcha pójdzie w drugą stronę, żeby pokazać, że jest skromnie"
PiS przekonuje, że to tylko porządki. - Przede wszystkim polityka taniego państwa, oczywiście sprawnie działającego, ale bez rozbuchanych ilości ministerstw – tłumaczy Marek Ast z Prawa i Sprawiedliwości. Ale te "ilości ministerstw" to decyzje PiS, a gros resortów utworzono specjalnie, by pogodzić koalicjantów - słychać w opozycji. - Mamy rozpasanie rządu. Masę ministrów i wiceministrów. A teraz wajcha pójdzie w drugą stronę, żeby pokazać, że jest skromnie – mówi Władysław Kosiniak-Kamysz, szef Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Jeden z pomysłów prezesa Jarosława Kaczyńskiego to jeden, wielki superresort - ma połączyć dotychczasowe cztery ministerstwa: kultury, edukacji, nauki i sportu. Ma nim pokierować wicepremier Piotr Gliński - reszta ministrów straci pracę. Połączone mogą być też resorty rozwoju i funduszy, czy środowiska i klimatu, a na tym znów - straci koalicjant. - Przy takiej liczbie ministerstw, to po prostu wynika ze zwykłej arytmetyki, i to tak traktowanej bardzo, można powiedzieć, szczodrze dla naszych koalicjantów – wskazuje Jarosław Kaczyński.
"Chodzi o to, by sprawniej rządziło się Jarosławowi Kaczyńskiemu"
Powiedzieć, że koalicjanci mają inne zdanie to tyle, co nic nie powiedzieć. Dlatego mocno się rozpychają i dają o sobie znać. - Nie stanowiska, nie konkretni ludzie, tylko co zamierzamy zrobić i w jaki sposób zamierzamy to zrobić. Kwestie personaliów to kwestia ostatnia – podkreśla Michał Wójcik z Solidarnej Polski. Ale na wszelki wypadek już pokazują pazurki - to partia Jarosława Gowina ostatecznie zablokowała kopertowe wybory 10 maja, a partia Zbigniewa Ziobry rozpętała głośną aferę z wypowiedzeniem konwencji antyprzemocowej. W obu przypadkach mocno dając Prawu i Sprawiedliwości w kość.
- W całej tej rekonstrukcji nie chodzi o to, by sprawniej rządziło się państwem, tylko by sprawniej rządziło się Jarosławowi Kaczyńskiemu – uważa Robert Tyszkiewicz z Koalicji Obywatelskiej. Formalnie negocjacje już ruszyły. Ostatnie spotkanie partyjnych negocjatorów odbyło się w poniedziałek. Był na nim choćby Marcin Ociepa z Porozumienia.
- Póki co obowiązuje nas umowa koalicyjna. Ona powierza koalicjantom odpowiedzialność za dwa resorty i tego się trzymamy – podkreśla Ociepa. Koalicjanci trzymają się jeszcze jednego postulatu: w tle rekonstrukcji są też marzenia o fotelu wicepremiera. Nieoficjalnie mówi się, że do rządu chciałby wrócić Jarosław Gowin, a wicepremierem chciałby zostać wreszcie Zbigniew Ziobro, ale na taką możliwość nie godzi się ani Jarosław Kaczyński, ani sam premier Mateusz Morawiecki. Jarosław Gowin pewnie by wrócił, ale wtedy wyrzuciłby z rządu Jadwigę Emilewicz - finał rozmów będzie we wrześniu, kiedy prezes wróci z wakacji.
Źródło: TVN24