- Wiedziałem, że nie mogę spanikować - mówi 21-letni Przemek, który przez 20 minut reanimował swoją porażoną piorunem koleżankę. Nie miał szkolenia z pierwszej pomocy, ale miał zimną krew i głowę na karku, więc słuchał przez telefon dyspozytorki pogotowia. Robił co mógł, żeby uratować dziewczynie życie. Przez kilka dni nastolatka przebywała na OIOM-ie, zmarła tej nocy.
Dwie dziewczyny zostały rażone piorunem. Nim na miejsce dotarło pogodowe, ich przyjaciel - Przemek Wójtowicz - przez 20 minut reanimował jedną z nich.
Do wypadku doszło w piątek wieczorem, gdy dwie dziewczyny wracały do domu od koleżanki. Szły ścieżką wzdłuż torów. Piorun poraził je jednocześnie - obie straciły przytomność. Pierwsza ocknęła się Sylwia, która od razu zdzwoniła po kolegę. Twierdzi, że wybrała Przemka, gdyż "ten zawsze pomaga, gdy ktoś jest w potrzebie". Jest dla niej jak starszy brat.
Reanimował koleżankę
Nim na miejsce dotarło pogodowe Przemek przez 20 minut reanimował nieprzytomną dziewczynę. Dla chłopaka był to pierwszy raz, gdy musiał ratować komuś życie.
- Numer wybierałem, ale ręce trzęsły się, cyfry myliły, deszcz lał - wspomina dziś całe zdarzenie. W opanowaniu nerwów pomogła Przemkowi dyspozytorka pogotowia, która krok po kroku tłumaczyła, co należy robić.
Pod opieką lekarzy
Obydwie nastolatki porażone przez piorun trafiły do lubelskiego szpitala. Jedna, która pomagała starszemu koledze skierować pogotowie na miejsce, czuje się już znacznie lepiej. Druga, która przez statnie dni przebywała na oddziale intensywnej terapii, zmarła w nocy z niedzieli na poniedziałek.
Autor: zś/ja / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN