100-200 złotych - tyle miała wynosić dodatkowa opłata, której - według relacji osób uważających się za poszkodowane - miał się domagać od rodzin zmarłych pracownik prosektorium szpitala w Nowym Sączu. On sam utrzymuje, że dostawał tylko dobrowolne, niewielkie datki. Po interwencji reporterów programu "Blisko ludzi" TTV dyrekcja szpitala rozwiązała umowę z mężczyzną.
Jak tłumaczy Janusz Kwatera z Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego, przepisy mówią, że zwłoki wydawane rodzinie muszą być „umyte i okryte”. Pobieranie dodatkowych opłat za wydanie, umycie czy ubranie zmarłego nazywa „wymuszeniem”. - Powinien się tym zająć prokurator - uważa Kwatera. Dodaje, że "nie jest tajemnicą", iż dorabiają sobie w ten sposób pracownicy wielu szpitali.
"To wszystko kosztuje"
- Chce pani pochować brudną mamę, nieuczesaną, nieumalowaną? To wszystko kosztuje - tak w rozmowie z reporterką TTV cytowała rzekome słowa pracownika prosektorium jedna z kobiet. Wszyscy rozmówcy dziennikarki poprosili o zachowanie anonimowości.
Pracownik prosektorium przed kamerą nie zaprzeczał, że dostaje od rodzin pieniądze. Zapewniał jednak, że datki są dobrowolne i niewielkie, nie przekraczają 80 złotych. Oskarżające go osoby miały być natomiast „podpuszczone”. Na pytanie reporterki, czy żeruje na ludzkim nieszczęściu, odparł: - A ksiądz nie "żeruje"? A grabarz nie "żeruje"? Wszyscy żerują na "pogrzebówkach".
Umowa rozwiązana
Dyrekcja szpitala po pierwszych doniesieniach medialnych przeprowadziła „kontrolę” w prosektorium, która polegała na rozmowie z obwinianym przez rodziny pracownikiem. Ten wszystkiemu zaprzeczył, co zakończyło wewnętrzne dochodzenie.
Po interwencji TTV dyrekcja szpitala poinformowała, że umowa z mężczyzną została rozwiązana.
Autor: mk//rzw / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV