Wojciech Rułka zaginął w 2006 roku. Rodzina próbowała go odnaleźć. Bezskutecznie. Aż do kwietnia, gdy nagle poinformowano ją, że mężczyzna zmarł ponad 4 lata temu w szpitalu we Wrocławiu, a jego ciało trafiło do prosektorium. Pracownik Zakładu Patomorfologii Akademii Medycznej przyznał - "zwłoki zostały odnalezione przez przypadek".
Ciało mężczyzny zostało przewiezione do Instytutu Patomorfologii Akademii Medycznej we Wrocławiu. Nie wiedziała o tym nie tylko rodzina, ale również policja czy ośrodek pomocy.
"Informacja, która zwaliła nas z nóg"
Wojciech Rułka był majorem w Siłach Powietrznych. W maju 2006 r. wyszedł do pracy i już nie wrócił. Mimo poszukiwań, pomocy jasnowidzów, ślad po nim zaginął.
- Nasza gehenna trwała praktycznie prawie 5 lat, bo to właściwie w kwietniu tego roku usłyszeliśmy informację, która zwaliła nas z nóg - mówi Danuta Mazurkiewicz-Rułka, żona zaginionego.
"Przez przypadek"
A skąd ja mogę wiedzieć, że go szuka rodzina? Ja mam obowiązek szukania rodziny? Właściwie uruchomiliśmy wszystko co jest możliwe - powiem brutalnie, ale mnie pani tak zirytowała - żeby się tych zwłok pozbyć prof. Jerzy Rabczyński, kierownik Katedry Patomorfologii Akademii Medycznej
Jak się okazało, major Rułka pod koniec grudnia 2006 roku zgłosił się na oddział ratunkowy Szpitala Kolejowego we Wrocławiu. Miał być operowany, ale zmarł czekając na zabieg. Sekcja zwłok przeprowadzona kilka dni później w Zakładzie Patomorfologii Akademii Medycznej wykazała, że przyczyną zgonu był krwotok wewnętrzny, wywołany prawdopodobnie przez hemofilię. Po sekcji, ciało majora trafiło do piwnicy Zakładu, do prosektorium. Na 4 lata. Rodzina, która przyjechała zidentyfikować ciało usłyszała, że zwłoki odnalazły się "przez przypadek".
"Nie ponoszę odpowiedzialności"
Mimo, że do ciała majora była dołączona kartka z jego danymi. Nikt: ani szpital, gdzie zmarł, ani Akademia Medyczna nie zrobiły nic, aby odszukać rodzinę zmarłego. Dyrektor szpitala, któremu podlegają dziś oddziały zlikwidowanego w międzyczasie szpitala kolejowego, umywa ręce.
- Nie jestem następcą prawnym. Jeśli się zna pojęcia prawne, to się wie co to znaczy. Więc nie ponoszę ani odpowiedzialności, ani konsekwencji, ani za to nie odpowiadam. Więc mnie to nie dotyczy - tłumaczy Marek Nikiel, Dyrektor Naczelny Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego.
"MOPS nas olewał"
Zakład Patomorfologii zwłokami zainteresował się dopiero wtedy, gdy pojawił sie problem z chłodnią, w której leżały. Jej kierownik także nie bierze odpowiedzialności za to, co się stało i twierdzi, że winny jest MOPS. - A skąd ja mogę wiedzieć, że go szuka rodzina? Ja mam obowiązek szukania rodziny? Właściwie uruchomiliśmy wszystko co jest możliwe - powiem brutalnie, ale mnie pani tak zirytowała - żeby się tych zwłok pozbyć - powiedział reporterce programu "Prosto z Polski" prof. Jerzy Rabczyński, kierownik Katedry Patomorfologii Akademii Medycznej we Wrocławiu. - Istnieją pewne sytuacje, o których nie będę mówić, które zmusiły nas by rozwiązać sprawę chłodni - stwierdził i zapewnił, że sprawę zwłok zgłaszał MOPS-owi, ale jak przyznał: "Olewał nas".
"To jest kłamstwo"
Człowiek to nie jest zwierzę. Nawet ze zwierzęciem lepiej się obchodzimy. A tam te zwłoki zostały same sobie zostawione, ktoś sprzątał i znalazł zwłoki. Tak było powiedziane w Akademii Medycznej. Jak można sprzątać i znaleźć zwłoki człowieka? Przecież to człowiek Danuta Mazurkiewicz-Rułka, żona zmarłego
Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura wojskowa. - Czegoś takiego jeszcze nie widziałem - przyznaje płk Kazimierz Prawucki, Wojskowy Prokurator Garnizonowy w Szczecinie i zapewnia, ze sprawa zostanie w ciągu najbliższych dni przekazana cywilnym śledczym. Będą oni mieć jednak mało czasu - zarzuty w tej sprawie muszą postawić do końca roku. Jeśli tego nie zrobią, sprawa ulegnie przedawnieniu.
Prawucki przyznaje także, że widoczne są zaniedbania ze strony "osób funkcyjnych ówczesnego szpitala okręgowego we Wrocławiu" - nikt nie poinformował ani policji, ani MOPS-u, że Wojciech Rułka zmarł. - Teraz głównym wątkiem jest ustalenie, kto ponosi za to odpowiedzialność - mówi prokurator. Odpowiedzi na to pytanie szuka też rodzina majora. Do tej pory za lata udręki nikt ich nawet nie przeprosił.
"Człowiek to nie zwierzę"
Danuta Mazurkiewicz-Rułka, mówi, że postanowiła opowiedzieć o tej sprawie, by w przyszłości nie zdarzały się takie sytuacje. - Człowiek to nie jest zwierzę. Nawet ze zwierzęciem lepiej się obchodzimy. A tam te zwłoki zostały same sobie zostawione. Ktoś sprzątał i je znalazł? Przecież to człowiek - mówi kobieta.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24