W sprawie Amber Gold nigdy nie odniosłem wrażenia, by Marcin P. miał "parasol ochronny", jego firma nie była "pod opieką" resortu finansów - mówił we wtorek były wiceminister finansów Andrzej Parafianowicz. Dodał też, że "w sensie formalnym nie poczuwa się do odpowiedzialności" w kwestii związanej z powstałą wtedy piramidą finansową.
Parafianowicz od listopada 2007 r. do grudnia 2013 r. był podsekretarzem stanu w resorcie finansów, pełnił też funkcję Generalnego Inspektora Kontroli Skarbowej oraz Generalnego Inspektora Informacji Finansowej.
Na pytania komisji odpowiadał we wtorek niemal sześć godzin.
"Moja pamięć jest zawodna"
Przyznał, że na początku listopada 2011 r. spotkał się z ówczesnym przewodniczącym Komisji Nadzoru Finansowego Andrzejem Jakubiakiem, który poinformował go o problemie z Amber Gold. - Z tego, co pamiętam, mówił mi o narastającym problemie, zwłaszcza w kontekście braku reakcji prokuratury na składane zawiadomienia. Sugerował, czy służby skarbowe nie mogłyby przyjrzeć się temu tematowi - zeznał.
Parafianowicz oświadczył, że po tej rozmowie rozmawiał z przedstawicielami departamentów, prosząc o informacje dotyczące tej sprawy. Zaznaczył jednak, że nie pamięta szczegółowo, czego się dowiedział. - Moja pamięć jest zawodna - tłumaczył.
Dopytywany przez przewodniczącą komisji Małgorzatę Wassermann (PiS) zeznał jednak, że dowiedział się, iż "taki podmiot działa, że były z nim problemy, takie organizacyjne". - Znaczy zalegał z deklaracjami - opóźniał, nie składał, i że jest w tej chwili, że się tak wyrażę, pod opieką Pomorskiego Urzędu Skarbowego, i że planowana jest tam kontrola - relacjonował.
Wassermann zauważyła, że Pomorski Urząd Skarbowy zajął się sprawą firmy Marcina P. 16 lutego 2012, czyli cztery miesiące później.
Jak tłumaczył następnie Parafianowicz, mówiąc "opieka", miał na myśli to, że Amber Gold było we właściwości Pomorskiego Urzędu Skarbowego i "nikt nie dawał jakichś specjalnych przywilejów". - Czas pokazał, że rzeczywiście były zaległości, zaniedbania ze strony urzędów skarbowych. Tego nikt nie neguje - zaznaczył.
- To nie znaczy, że (Amber Gold - red.) miał tam jakieś specjalne przywileje. Nie wydaje mi się, żeby były jakieś specjalne przywileje ze strony innych instytucji - zastrzegł. Świadek zaznaczył jednocześnie, że postawa prokuratury w tej sprawie "budzi zdziwienie". - Nie chcę tego oceniać, ale miałem wrażenie, że to jest niedbalstwo - powiedział świadek.
"Amber Gold nie było pod opieką ministerstwa finansów"
Jarosław Krajewski (PiS), kontynuując temat, zapytał Parafianowicza, czy według jego wiedzy Amber Gold była "pod opieką" resortu finansów. - Czy chodzi o to, czy miała specjalne przywileje w ministerstwie finansów? (...) Firma Amber Gold nie była, w rozumieniu pańskim, pod opieką ministerstwa finansów - odpowiadał były wiceszef tego resortu.
Był też pytany przez komisję, czy wnioskował do ministra finansów o odwołanie ówczesnego dyrektora Izby Skarbowej w Gdańsku Mirosława Kowalskiego oraz szefowej gdańskiego Urzędu Kontroli Skarbowej Małgorzaty Bogumił w związku z ich zaniedbaniami w sprawie Amber Gold. - Nie wnioskowałem do ministra finansów o odwołanie tych osób. (...) W mojej opinii, nawet jeśli nadzór (nad Amber Gold - red.) był niewystarczający, to nie kwalifikowało się to do dymisji - odparł Parafianowicz.
Wassermann pytała, czy w listopadzie 2011 r. o sprawie Amber Gold poinformował ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego. - Nie pamiętam (...), na pewno rozmawialiśmy o tym wiosną 2012 roku, jak firma OLT rozpoczęła działalność i, z tego co pamiętam, dosyć intensywnie się rozwijała - odpowiedział świadek.
Kontynuując ten wątek Wassermann pytała, czy Parafianowicz poprosił byłą szefową gdańskiego Urzędu Kontroli Skarbowej Małgorzatę Bogumił, aby ta zorientowała się przy pomocy swoich służb, jakim podmiotem było Amber Gold. - Nie pamiętam, ale to raczej nie było potrzebne, bo miałem wiedzę, że zajmują się tym izba i urzędy skarbowe. Więc proszenie o dodatkowe działanie UKS-u byłoby na tamtym etapie dublowaniem działań - odpowiedział świadek.
W trakcie przesłuchania przypomniał, że jesienią 2012 r. komisjom sejmowym został przedstawiony na piśmie pełny harmonogram wszystkich czynności wykonanych przez wszystkie urzędy skarbowe i później przez urzędy kontroli skarbowej wobec Amber Gold.
- To jest kłamstwo, co żeście przedstawili wtedy w Sejmie - oceniła Wassermann. Według niej w przedstawionej informacji resort skłamał w punkcie mówiącym o tym, że "do 19 kwietnia nie posiadał żadnej wiedzy na temat podatnika Amber Gold". Pytany przez szefową komisji, czy Parafianowicz poinformował Rostowskiego o tym, że pracownicy resortu wiedzieli o sprawie Amber Gold już przed 19 kwietnia, świadek zaprzeczył.
W innej części przesłuchania pytany, kiedy po raz pierwszy rozmawiał z ministrem Rostowskim na temat konieczności podjęcia jakichś działań w sprawie Amber Gold, Parafianowicz odparł, że taką rozmowę odbył na lotnisku Chopina w Warszawie, jeszcze przed oficjalnym pismem ABW w tej sprawie z 19 kwietnia 2012 r. - Nie wydawał konkretnego polecenia (Rostowski - red.), ale widać było, że zainteresował się tematem i widać było, że będzie chciał wiedzę swoją pogłębić - powiedział komisji świadek.
- Cała rozmowa trwała dosłownie kilka minut (...). Z tego, co pamiętam, to była pierwsza nasza rozmowa na ten temat - dodał.
"Nie umiem odpowiedzieć, czy były mocne przesłanki do zamknięcia rachunków"
Szefowa komisji przesłuchując świadka poruszyła też kwestię braku jego decyzji o zablokowaniu kont Amber Gold. - W maju ma pan wiedzę, że jest to piramida finansowa rozpracowywana przez ABW, że sprawa jest rozwojowa (...). Dlaczego w tych okolicznościach pan nie podjął decyzji o blokadzie rachunków? - pytała Wassermann. - Nie umiem odpowiedzieć dzisiaj na to pytanie, jaką wiedzę miałem wtedy i czy były mocne przesłanki do zamknięcia tych rachunków - odpowiedział Parafianowicz.
Odpowiadając na kolejne pytania świadek zapewnił, że na temat blokad rachunków nie rozmawiał z ówczesnym szefem Ministerstwa Finansów Jackiem Rostowskim. Podał też, że na temat sprawy Amber Gold "nigdy" nie rozmawiał z ówczesnym premierem Donaldem Tuskiem.
"Informację, że syn premiera pracuje w OLT, uzyskałem z mediów"
Członkowie komisji pytali świadka również o wątek dotyczący syna byłego premiera. Pod koniec lipca 2012 r. upadłość ogłosiły linie lotnicze OLT Express należące do spółki Amber Gold. Niedługo potem okazało się, że ze spółką współpracował pracujący w Porcie Lotniczym w Gdańsku Michał Tusk. Miał zajmować się obsługą prasową linii OLT Express i analizą ruchu lotniczego z Gdańska.
- Informację, że syn premiera pracuje w OLT uzyskałem z mediów - odpowiedział Parafianowicz. Dopytywany, czy nikt wcześniej nie informował go o tym, zaprzeczył. Świadek zeznał też, że nie rozmawiał na temat Michała Tuska z Jackiem Rostowskim ani z urzędnikami z resortu. - Z nikim nie rozmawiałem o zatrudnieniu pana Tuska, a tym bardziej z pracownikami - zapewnił.
"Nie poczuwam się do odpowiedzialności w sensie formalnym"
Witold Zembaczyński (Nowoczesna) zapytał świadka, czy jako były podsekretarz stanu w resorcie finansów poczuwa się do odpowiedzialności za aferę Amber Gold. - Afera Amber Gold to bardzo przykre, tragiczne dla niektórych osób zdarzenie, mnóstwo ludzi poniosło straty finansowe, trzeba jednak pamiętać, że to jest zjawisko szersze i powtarzające się. W Polsce na przestrzeni ostatnich 30 lat mieliśmy kilka dużych i szereg mniejszych, takich zdarzeń - odpowiedział Parafianowicz.
- Tak na wprost nie poczuwam się do odpowiedzialności, natomiast mając świadomość skali i strat ludzi, często myślę, czy mogłem coś zrobić lepiej, szybciej - dodał. Na stwierdzenie Zembaczyńskiego, że nie poczuwa się do odpowiedzialności, odparł, że w "takim sensie formalnym - nie", ale jest mu "szalenie" żal poszkodowanych ludzi.
Autor: KB/adso / Źródło: PAP