Kazimierz Marcinkiewicz został przesłuchany w prokuraturze w związku z informacją, jakoby Lech Kaczyński nakazał założyć mu podsłuchy. Co dalej? - Analizujemy treść złożonego zeznania. Na decyzję, czy wszcząć śledztwo, mamy 30 dni - mówi rzeczniczka prokuratury Katarzyna Szeska.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała, że - na zlecenie Prokuratury Krajowej - przeprowadzi postępowanie sprawdzające co do zarzutów byłego premiera. W rozmowie z "Dziennikiem" Marcinkiewicz stwierdził, że w grudniu 2005 r. prezydent-elekt Lech Kaczyński polecił szefowi ABW założyć mu podsłuch.
Postępowanie sprawdzające skończy się albo wszczęciem formalnego śledztwa - jeśli prokuratura uzna, że zachodzi prawdopodobieństwo przestępstwa - albo umorzeniem sprawy. Prokuratura na razie nie przesądziła tego.
W wywiadzie dla sobotniego "Dziennika" Marcinkiewicz mówił, że Lech Kaczyński chciał wykorzystać służby specjalne przeciw niemu - wówczas urzędującemu premierowi - i prosił o to ówczesnego p.o. szefa ABW Witolda Marczuka. Marczuk miał odmówić prezydentowi-elektowi, ale sporządzić notatkę z rozmowy z nim. Marcinkiewicz dał do zrozumienia, że prezydent "zrobił to dla swojego brata", gdyż zawsze chciał, by to on był szefem rządu.
- To zupełna nieprawda, taka sytuacja nie miała miejsca - odpierał zarzuty sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Michał Kamiński. Zarzutom zaprzeczył też sam Marczuk. Prezes PiS Jarosław Kaczyński ocenił doniesienia Marcinkiewicza jako "całkowicie bezpodstawne" i "kłamliwe".
Także przedstawiciele PO mieli wątpliwości co do wiarygodności słów byłego premiera. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski mówił w mediach, że jeśli Marcinkiewicz kłamie, mógłby za to odpowiedzieć. Dodawał, że prokuratura przesłucha Marcinkiewicza w pierwszej kolejności i że wystąpi też o domniemaną notatkę Marczuka.
"Marcinkiewicz był legalnie sprawdzany jako kandydat na premiera i informacje na temat wyników tego sprawdzenia trafiły zgodnie z art. 18 ustawy o ABW do prezydenta Kwaśniewskiego" - twierdzi natomiast "Gazeta Wyborcza". Według "GW", jeśli o takie materiały na temat Marcinkiewicza Kaczyński miał prosić Marczuka, to szef ABW musiał mu odmówić, bo Kaczyński jako prezydent-elekt nie miał prawa ich dostać. Zobaczyć je mógł dopiero po zaprzysiężeniu.
Źródło: PAP, lex.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP