Od 5 do nawet 10 tysięcy złotych potrafią dorobić rządowi i samorządowi urzędnicy. Często zdarza się, że robią to nielegalnie. Pomagają np. załatwić urzędowe sprawy za pieniądze - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Jak pisze "Dziennik Gazeta Prawna", urzędnicy ministerstw najczęściej dorabiają na uczelniach, a także na szkoleniach. Zarobki prelegentów z tego źródła wahają się między 5 a 10 tys. zł.
Podobna sytuacja jest w urzędach marszałkowskich czy urzędach pracy, które zajmują się podziałem środków UE. "Jeden z pracowników Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Olsztynie odpłatnie oferował firmom usługę weryfikacji wniosków o dotację z Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki, które później, już z ramienia urzędu, mógł osobiście sprawdzać" - czytamy w "DGP". Ministerstwo Rozwoju Regionalnego uznało, że nie doszło do naruszenia prawa.
Inny opisywany przez "DGP" przypadek dotyczył pracownika jednego z małopolskich starostw. W czasie kontroli poszerzonego wjazdu na posesję uznał, że jego przebudowa jest niezgodna z przepisami. Dodał jednak, że za 6 tys. zł przygotuje plan nowego podjazdu, który osobiście zatwierdzi.
Szara strefa
Eksperci szacują, że szara strefa dorabiania w administracji państwowej jest bardzo duża. Potwierdzają to dane dotyczące dorabiających dyrektorów m.in. z ministerstw i urzędów wojewódzkich. Ci o zgodę przełożonych na dorabianie muszą występować za każdym razem, gdy chcą dorobić (niezależnie od umowy). Na ponad 1,5 tys. takich osób było ponad 1,2 tys. wydanych zgód.
Autor: rf//bgr / Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu