Ryszard Terlecki, wicemarszałek Sejmu i przewodniczący klubu PiS stwierdził, że niedzielne prounijne manifestacje w ponad 100 miastach i miasteczkach Polski, między innymi ta w Warszawie, wypadły "bardzo marnie". Stwierdził, że do Warszawy ludzi "zwożono z całego kraju", że było ich 20 tysięcy i "to raczej jest niepowodzenie niż sukces". Rzeczniczka stołecznego ratusza Monika Beuth-Lutyk przekazała w niedzielę wieczorem, że na placu Zamkowym zebrało się pomiędzy 80 a 100 tysięcy osób.
Terlecki był pytany przez dziennikarzy w Sejmie czego dotyczyło poniedziałkowe spotkanie kierownictwa PiS. Jak mówił, były poruszane "dwa tematy zasadnicze tematy". - Pierwszy to temat zmian w rządzie, a drugi to Unia Europejska i działania, które mają wyprostować nasze relacje z Komisją Europejską - powiedział.
Odniósł się także do niedzielnych prounijnych manifestacji. Według różnych szacunków, odbyły się one w około 100, a nawet 160 miastach i miasteczkach w całym kraju. Ludzie organizowali się w reakcji na wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że niektóre przepisy prawa UE są niezgodne z polską konstytucją. Główną warszawską demonstrację zwołał Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej.
Terlecki stwierdził, że "wypadło to bardzo marnie". - 20 tysięcy zwożonych z całego kraju i z Warszawy, która jest przecież w części bazy wyborczej Platformy, to raczej jest niepowodzenie niż sukces - ocenił. Na uwagę jednej z dziennikarek, że szacunki mówią około 100 tysiącach obecnych na warszawskiej manifestacji, zwrócił się do niej: - Gdzie pani opowiada bajki.
Rzeczniczka stołecznego ratusza Monika Beuth-Lutyk przekazała w niedzielę wieczorem, że na placu Zamkowym zebrało się pomiędzy 80 a 100 tysięcy osób.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Jerzy Pinkas / www.gdansk.pl