Osoby z niepełnosprawnościami i ich opiekunowie protestowali w Warszawie. - Mamy dalej bardzo poważną dysfunkcję ustawy o świadczeniu wspierającym, ona wyrzuca z systemu połowę osób, które mają w tej chwili prawo do tego świadczenia. To jest to, czego nigdy nie zaakceptowaliśmy - mówiła współorganizatorka protestu Katarzyna Kosecka.
We wtorek po południu przed gmachem Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej odbył się protest osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów. Manifestowali pod hasłem "Miało być wsparcie, a nie wyparcie!".
Reporter TVN24 rozmawiał z Katarzyną Kosecką, współorganizatorką protestu. Mówiła, że rozmowy z marca, które ministerstwo określiło jako sukces, "to nie było porozumienie z nami, to nie był sukces, to były początki rozmów". - Ministerstwo tak to ogłaszało, ale my dementujemy - nie było sukcesu, nie było porozumienia. Były po prostu rozmowy - dodała.
- Zawsze, na każdej rozmowie, mówiliśmy, że należy objąć wsparciem wszystkie osoby z niepełnosprawnością i ich opiekunów. To nasze zdanie od zawsze, tego się trzymamy, o tym jest ten protest - podkreślała Kosecka.
"Mieliśmy 15 postulatów. Jeden spełniony, a reszta jest zupełnie wypaczona"
- Proponowaliśmy najpierw zdjęcie z opiekunów zakazu pracy. To zostało przyjęte, natomiast mamy dalej bardzo poważną dysfunkcję tej ustawy, ona wyrzuca z systemu połowę osób, które mają w tej chwili prawo do świadczenia pielęgnacyjnego. To jest to, czego nigdy nie zaakceptowaliśmy - mówiła współorganizatorka.
Jej zdaniem do ustawy "trzeba wprowadzić poprawki". - Ona nie obejmuje wszystkich osób z niepełnosprawnością - wskazała.
W nowelizacji - wyjaśniała - "zostało uwzględnione to, że osoby opiekuńcze mogą pracować". - Ale to jest jedna rzecz, a my jako protest mieliśmy 15 postulatów. Jeden spełniony, a reszta jest zupełnie wypaczona i przeprowadzona w drugą stronę. Zupełnie nie o to nam chodziło - powiedziała Kosecka.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24