Połowa gabinetów, w których przyjmują lekarze rodzinni, nie ma jeszcze podpisanych umów na przyszły rok. Czy 1 stycznia znowu czeka nas paraliż w przychodniach? Możliwe, bo środowisko lekarskie nie godzi się na nowe zasady proponowane przez ministerstwo zdrowia. Lista ich zastrzeżeń i postulatów jest długa a największy problem to - jak zwykle - pieniądze.
Mówiąc w największym skrócie lekarze rodzinni, protestujący przeciwko nowym zasadom proponowanym przez ministerstwo, chcą więcej czasu i więcej pieniędzy, bo boją się, że nie będą w stanie dokładnie badać pacjentów.
Lista lekarskich postulatów, do której dotarły "Fakty TVN" jest długa - liczy aż 22 punkty. Lekarze domagają się na przykład tego, by ministerstwo określiło minimalny czas trwania wizyty na 15 minut. Chcą też mniejszej biurokracji oraz zmniejszenia liczby badań diagnostycznych, na jakie mieliby kierować pacjentów w ramach pakietu onkologicznego. Albo - w zamian - większej stawki na jednego pacjenta.
- Stawka bazowa wynosi w tej chwili 8 zł. Wywóz śmieci w Nowej Soli kosztuje 15 zł. Jeśli to porównamy, zobaczymy jak doceniana jest praca lekarza rodzinnego i za jakie środki finansowe on ma się opiekować swoim pacjentem - wskazuje Marek Twardowski, lekarz rodzinny i były wiceminister zdrowia.
Co robić? Recepta: przepisać się
Rozmowy z ministerstwem zdrowia trwają od ponad czterech miesięcy. I ich końca niestety nie widać. Nikt nie jest w stanie powiedzieć dzisiaj ile przychodni będzie otwartych po Nowym Roku.
We wtorek Bartosz Arłukowicz zaapelował, by osoby ubezpieczone po prostu wypisywały się od tych lekarzy, którzy nie mają jeszcze podpisanych umów. Tyle że takich gabinetów jest w tej chwili połowa.
Kolejna tura rozmów między ministerstwem a lekarzami ma ruszyć w poniedziałek po Świętach.
Autor: ŁOs/ ola / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN