Prostytucja to w Polsce biznes, który rocznie przynosi sutenerom nawet 10 miliardów złotych. Pracujące w agencjach towarzyskich dziewczyny to tylko trybiki w tym wielkim mechanizmie. Szacuje się, że prostytutek w Polsce jest około 200 tysięcy.
"Dziewczynka" stojąca przy leśnej drodze to wciąż często spotykany w Polsce widok, choć teraz przy trasach prostytutek jest kilka razy mniej niż na początku lat 90. Kobiety w różnym wieku i różnych narodowości czekają na klientów po kilka godzin dziennie, niezależnie od pory roku. Często są to kobiety porzucone przez męża, a mające dziecko na utrzymaniu. Twierdzą, że innej pracy nie mogą znaleźć.
Policja dokładnie sprawdza, kto stoi przy drodze, mimo że prostytucja jest w Polsce legalna. Ale policjanci chcą wiedzieć, kto "opiekuje" się kobietami. Zwykle są to grupy przestępcze, którym dziewczyna musi się opłacać. Przeciętnie zarabia miesięcznie od 5 do 7 tysięcy złotych, ale połowę musi oddać "ochroniarzowi". I to ich policja najczęściej stara się wyłapać.
Hermetyczne środowisko, kara niewielka
Czasem dochodzi do bardziej spektakularnych akcji, jak obławy w agencjach towarzyskich. W takim miejscu za godzinę z prostytutką trzeba zapłacić kilkaset złotych, chociaż ona sama dostaje z tego niewiele. Zarobić musi bowiem klub i taksówkarze. Według funkcjonariuszy z CBŚ, klient potrafi w takim lokalu zostawić nawet 30 tysięcy złotych za jedną noc. Agencje świadczą też usługi dla dużych firm - kilkanaście kobiet, catering, basen i jacuzzi - to koszt kilku tysięcy złotych. Właściciel w razie potrzeby wystawi fakturę na transport, konsumpcję czy organizację imprezy integracyjnej.
Do takich miejsc trudno jest dotrzeć ze względu na hermetyczne środowisko i niechęć do mówienia tych, którzy "pracują" w biznesie. Według szacunków, agencji w Polsce jest około 16 tysięcy. Kara za sutenerstwo jest niewielka - osobie czerpiącej korzyści z nierządu grozi do 3 lat więzienia.
jk/tr
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24