Prokuratura jednak zajmie się kierowcą BMW, który urządził piracki rajd ulicami Warszawy. Postępowanie w tej sprawie, jak mówi tvn24.pl Dariusz Korneluk, prokurator apelacyjny w Warszawie, ma się rozpocząć jeszcze dziś.
- Warszawska prokuratura rozpocznie dziś postępowanie przygotowawcze o przestępstwo sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Grozi za to kara pozbawienia wolności do 8 lat - informuje szef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. Chodzi o art 174 kodeksu karnego: "kto sprowadza bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8". Korneluk dodaje, że podstawą czynności są materiały zebrane przez Komendę Stołeczną Policji. - Jak tylko wpłyną te materiały z policji to prokurator natychmiast zacznie prowadzić postępowanie - mówi szef warszawskiej apelacji.
Na czerwonym świetle, po wysepkach
5 czerwca ulicami Warszawy przejechało białe BMW M3. Samochód pędził pod prąd, na czerwonym świetle i po wysepkach. Nagranie pirackich wybryków trafiło do internetu - wrzucił je najprawdopodobniej sam kierowca samochodu.
Policja podała, że udało jej się zidentyfikować prawdopodobnego sprawcę zagrożenia.
Początkowo prokuratura, pod wydarzeniach z 5 czerwca, nie podejmowała postępowania wobec kierowcy.
Jak bowiem mówił Przemysław Nowak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie, z wstępnej oceny, na podstawie przekazów medialnych, wynikało, że chodzi o "wykroczenia drogowe, które nie wypełniają znamion żadnego przestępstwa". Dodał, że prokuratura czeka na policyjne materiały.
Bez konsekwencji
Piracki rajd, jaki miał miejsce w Warszawie, nie jest pierwszym na koncie Roberta N.
Jak ustalił portal tvn24.pl, kierowcę w lutym zatrzymali po pościgu funkcjonariusze z Kielc. Wtedy uciekał z prędkością dochodzącą do 220 kilometrów na godzinę i podczas rajdu popełnił ponad 80 wykroczeń.
Mężczyzna już wówczas miał bogatą kartotekę: kilkadziesiąt mandatów i liczne wnioski do sądu o ukaranie.
Mimo to za swoją 35-kilometrową, szaleńczą ucieczkę przed radiowozami policji nie poniósł odpowiedzialności karnej.
Policja domagała się ścigania go za spowodowanie "bezpośredniego niebezpieczeństwa utraty życia lub zdrowia", dlatego skierowała wniosek do prokuratury o wszczęcie śledztwa z artykułu 160 paragraf 1 kodeksu karnego.
Prokurator po miesiącu umorzył jednak sprawę.
Autor: Maciej Duda, MAC/tr / Źródło: tvn24.pl