Jeśli notowania PiS-u w sondażach pójdą w górę, nie można wykluczyć, że wiosną będziemy mieć przedterminowe wybory, żeby wytworzyć większość konstytucyjną – mówi w wywiadzie dla portalu tvn24.pl profesor Antoni Dudek. Zdaniem profesora pierwszych powyborczych zmian należy spodziewać się w obszarze służb specjalnych i w mediach publicznych.
Daniel Nowak, tvn24.pl: Czy wróciła IV RP?
Profesor Antoni Dudek (historyk, politolog, członek Rady Instytutu Pamięci Narodowej): O tym przekonamy się dopiero w pierwszych miesiącach rządów Prawa i Sprawiedliwości. Na pewno pewne elementy projektu IV RP wrócą. Ale czy wszystkie? Tak naprawdę jest zbyt wiele niewiadomych, żeby odpowiedzieć, czy ona wraca, czy nie.
Jednym z tych elementów będzie wprowadzenie sytemu prezydenckiego?
To jest pytanie o możliwość zmiany konstytucji przez obecny parlament. Oczywiście w porównaniu z latami 2005-2007 PiS zrobił spory krok naprzód, jeśli chodzi o liczbę posłów. Dziś Prawo i Sprawiedliwość ma samodzielną większość, ale nie widać partnerów do większości konstytucyjnej na poziomie 2/3, bo jedyną siłą polityczną, która otwarcie deklaruje chęć zmiany konstytucji, jest ruch Kukiza. Ale to wciąż za mało. Zmiany konstytucji w tym Sejmie chyba jednak nie będzie. Pojawiłaby się tylko w przypadku przejścia większej liczby posłów PO do nowego obozu władzy.
W takim razie jakie to będą zmiany?
Spodziewam się zmian w tych najbardziej wrażliwych obszarach - co jest już pewnego rodzaju tradycją, gdy przychodzi nowa ekipa rządząca - czyli w służbach specjalnych i mediach publicznych. prof. Antoni Dudek
To tak naprawdę wie tylko prezes Kaczyński i być może jego najbliżsi współpracownicy. Ale najważniejsza będzie kolejność.
PiS złożył w trakcie obydwu kampanii bardzo dużo deklaracji o charakterze socjalnym, dotyczących szeroko rozumianej polityki społecznej. Jeżeli będzie chciał ich dotrzymać, to będzie miał bardzo dużo pracy - w sensie legislacyjnym – na najbliższe miesiące. Żeby dotrzymać tych obietnic o charakterze socjalnym, będzie trzeba zmienić mnóstwo ustaw.
Równolegle spodziewam się zmian w tych najbardziej wrażliwych obszarach – co jest już pewnego rodzaju tradycją, gdy przychodzi nowa ekipa rządząca – czyli w służbach specjalnych i mediach publicznych.
Z pewnością pojawią się zmiany w przepisach regulujących funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości. PiS zawsze był tym zainteresowany i od samego początku krytykował rozdzielenie stanowiska prokuratora generalnego od ministra sprawiedliwości. W całym obszarze funkcjonowania prokuratury z pewnością czekają nas duże zmiany.
Tematem numer jeden dla wielu osób są polityczne plany prezesa PiS. Jedni wieszczą, że nawet jeżeli premierem zostanie Szydło, w niedługim czasie zastąpi ją Kaczyński. Inni prognozują, że zostanie w cieniu, sterując premierem i prezydentem niczym pacynkami. Jak będzie pana zdaniem?
Chyba nikt nie jest w stanie dzisiaj powiedzieć, jak będzie funkcjonował ten triumwirat, który niedługo zacznie Polską rządzić. Nie zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że przyszła pani premier i pan prezydent będą marionetkami prezesa Kaczyńskiego. Myślę, że takie opinie są nacechowane wrogim, czy wręcz pogardliwym, stosunkiem do prezydenta i do pani Szydło. Oczywiście będzie tak, że i pani premier, i pan prezydent będą się radzić w różnych sprawach prezesa Kaczyńskiego, ale zakres jego wpływów będzie się zmieniał.
Ci, którzy mówią, że prezes Kaczyński będzie podejmował wszystkie decyzje za panią premier, nie zdają sobie sprawy, ile decyzji dziennie podejmuje Prezes Rady Ministrów. Kaczyński musiałby nie wychodzić z KPRM. Oczywiście nie mówię o decyzjach strategicznych, bo w ich przypadku prezydent Duda i premier Szydło, mając świadomość tego, jak doszli do tych stanowisk, będą się z pewnością prezesa radzić. Rzecz jednak w tym, że nawet przy takich strategicznych sprawach diabeł tkwi w szczegółach związanych z ich wprowadzaniem w życie. A tego jeden człowiek nie jest już w stanie ogarnąć.
Czyli stabilny triumwirat przez całą kadencję?
W pierwszym okresie po wyborach zwycięska partia zawsze otrzymuje bonus w postaci zwiększonej popularności. Nie jest wykluczone, że za parę miesięcy prezes Kaczyński powie, że naprawa kraju wymaga zmiany konstytucji i on ryzykuje taki scenariusz dla dobra Polski. prof. Antoni Dudek
Niekoniecznie. Ten stan rzeczy może się zmienić na przykład przez notowania PiS-u. Co będzie, jeżeli za dwa-trzy lata prezydent stwierdzi, że notowania Prawa i Sprawiedliwości są niedobre, i jeżeli on się od niektórych decyzji partii rządzącej nie zdystansuje, to nie ma co liczyć na reelekcję? To będzie dla prezydenta ważny moment.
Może być też inaczej: notowania PiS-u w sondażach pójdą w górę i wiosną będziemy mieli przedterminowe wybory, żeby wytworzyć większość konstytucyjną.
Oba te scenariusze dzisiaj, w momencie "zero", uważam za równie prawdopodobne.
Czy nie byłoby zbyt dużym ryzykiem stracić większość w Sejmie na rzecz hipotetycznej większości konstytucyjnej?
To zależy od tego, jaka będzie dynamika sytuacji politycznej i związanych z tym nastrojów społecznych. Jest prawdą, że sprawowanie władzy zawsze odbywa się kosztem poparcia społecznego. Raz ten proces następuje szybciej, a raz wolniej. To jest jednak fakt, którego boleśnie doświadczyła Platforma Obywatelska i wcześniej Sojusz Lewicy Demokratycznej. Natomiast trzeba pamiętać, że w pierwszym okresie po wyborach zwycięska partia zawsze otrzymuje bonus w postaci zwiększonej popularności. Nie jest wykluczone, że za parę miesięcy prezes Kaczyński powie, że naprawa kraju wymaga zmiany konstytucji i on ryzykuje taki scenariusz dla dobra Polski. Ale to oczywiście nie będzie robione bez odpowiedniego przygotowania.
Wróćmy jeszcze na chwilę do wyborów. Według danych z badania exit poll PiS zwyciężył we wszystkich grupach wiekowych, we wszystkich grupach pod względem wykształcenia, w dużych miastach i na wsiach. Wygrał także w bastionach PO. Co spowodowało, że zaszła taka zmiana Polsce?
Przez osiem lat wyrosło nowe pokolenie Polaków, które nie znało innej władzy niż rządy Platformy i ono zapragnęło zmiany. Stąd wyższe poparcie wśród najmłodszych wyborców nie tylko dla PiS-u, ale też dla ruchu Kukiza i innych formacji antyestablishmentowych. prof. Antoni Dudek
Ja mam poczucie, że nastąpił w tych wyborach bunt przeciwko Platformie głównie w tych grupach społeczeństwa, które nie widziały tych sukcesów, o których przez tyle czasu mówiła partia rządząca. Część społeczeństwa w jakimś stopniu poczuła się oszukana przez Platformę. Bo skoro jest tak wspaniale, to dlaczego oni nie partycypują w tym sukcesie w takim zakresie, w jakim wydaje się im, że powinni.
Drugą przyczyną sukcesu PiS-u był styl rządzenia przez PO, zwłaszcza w tym ostatnim okresie. Warto sobie porównać reakcję Tuska – głównego architekta tych ośmioletnich rządów – na dwie afery. Kiedy była afera hazardowa, mieliśmy reakcję dalej idącą, niż się wszyscy spodziewali, bo wszyscy, którzy mieli nawet luźny związek z tą sprawą, zostali usunięci. Po aferze podsłuchowej reakcja była zupełnie inna. Zaczęły się sugestie, że to prowokacja, że to scenariusz pisany obcym alfabetem. Wszyscy ci ludzie – ewidentnie skompromitowani – zostali na stanowiskach, a niektórzy nawet awansowali, jak chociażby Elżbieta Bieńkowska. Ludzie najwyraźniej źle to odebrali.
Trzecim czynnikiem była zmiana pokoleniowa. Przez te osiem lat wyrosło nowe pokolenie Polaków, które nie znało innej władzy niż rządy Platformy i ono zapragnęło zmiany. Stąd wyższe poparcie wśród najmłodszych wyborców nie tylko dla PiS-u, ale też dla ruchu Kukiza i innych formacji antyestablishmentowych.
A jeżeli chodzi o samo Prawo i Sprawiedliwość? Jakie zmiany nastąpiły w tej partii, że osiągnęła ona taki sukces?
Tu również głównym czynnikiem był proces zmiany pokoleniowej. On się nie dokonał w kręgach przywódczych PiS-u, bo tam jest prezes Kaczyński i jego najbliższe otoczenie, które nie zmienia się od dekady. Zmiana nastąpiła wśród osób, które zajmują się PR-em i marketingiem politycznym. I o dziwo ci starsi się na to zgodzili. To, że prezes Kaczyński postawił na Andrzeja Dudę, choć w pierwszym momencie pewnie sporo tych starych działaczy poczuło się rozgoryczonych, jest tego najlepszym przykładem. Postawili na nowe twarze i dopuścili młodych do organizowania kampanii. I okazało się, że Prawo i Sprawiedliwość, dawniej oskarżane o siermiężność, potrafi zrobić bardzo dobrą i świeżą kampanię.
Czy te zmiany pokoleniowe w sztabach kampanijnych przełożą się na zmiany w funkcjonowaniu partii? Młodzi mają szansę zostać dopuszczeni do kręgów decyzyjnych?
Zobaczymy. Moim zdaniem nasili się konflikt, który był w tej partii od zawsze, czyli między skrzydłem umiarkowanym a radykalnym. Za ostatnimi sukcesami PiS stoi frakcja "gołębi". Zobaczymy, jak teraz frakcja "jastrzębi" zacznie to odreagowywać w momencie, kiedy to zwycięstwo zostało odniesione. Pierwszym sygnałem będzie skład rządu.
Zachodnie tytuły piszą o wygranej "eurosceptycznych nacjonalistów" o "bólu brzucha dla Europy", nowych "ciemnych wiekach" itd. Europa boi się PiS-u?
Reakcje w Europie są różne. Przytoczone cytaty są typowe dla liberalnej prasy, nie tylko zresztą za granicą, ale też w Polsce. Ja się nie dziwię, że tam są takie reakcje, ale media liberalne to nie jest cała Europa.
Z czego te obawy wynikają?
Prawo i Sprawiedliwość z pewnością będzie prowadziło zdecydowanie twardszą politykę w Europie, ale czy musi to być od razu awanturnictwo? Niekoniecznie.
To może być twarda, racjonalna, polityka. Taka, którą dość szybko odpuścili sobie PO i Donald Tusk, uznając, że Polska jest tak słabym graczem, że nie ma sensu pewnych rzeczy forsować.
Czyli to strach przed "drugim Orbanem"?
Kaczyński w pewnym stopniu będzie szedł szlakiem Victora Orbana, ale trzeba sobie zadać pytanie, co to oznacza. Czy Orban rozbił UE, czy doprowadził do wystąpienia Węgier z Unii? Nie. Warto się ze zbyt daleko idącymi ocenami wstrzymać do expose pani Beaty Szydło i nominacji nowego ministra spraw zagranicznych. To szef MSZ pospołu z ośrodkiem prezydenckim będzie nadawał ton polskiej polityce zagranicznej.
Jedyne, co jest pewnikiem w tym momencie, to to, że PiS podejmie kolejną próbę zbudowania sojuszu regionalnego państw Europy Środkowej. Ja bym był zachwycony, gdyby tak się stało, ale nie kryję swojego sceptycyzmu, ponieważ wszystkie poprzednie próby zbudowania tzw. Międzymorza, począwszy od okresu międzywojennego, były nieudane.
Mamy najbardziej prawicowy parlament w historii III RP. W Sejmie nie ma nominalnej lewicy. Tylko 16 miejsc zdobyło PSL. Czy to oznacza, że w Polsce - jak wieszczą niektórzy - nastąpił koniec "postkomuny"?
Nastąpił symboliczny koniec formacji wywodzącej się z PZPR, która później uformowała się w Sojusz Lewicy Demokratycznej. I nawet jeżeli poszczególni działacze przetrwają, to epoka lewicy, której twarzą był Leszek Miller – były sekretarz KC PZPR – definitywnie się skończyła.
Myślę, że podobny los czeka PSL – formację oczywiście w mniejszym stopniu postkomunistyczną niż SLD – które raczej nie przetrwa kolejnych wyborów parlamentarnych. No, chyba że nastąpi jakiś cud, np. w osobie popularnego lidera, który odwróci wyraźną tendencję schyłkową.
SLD nie weszło do Sejmu przez Razem czy Razem przez SLD?
Patrząc przez pryzmat logiki kampanijnej, SLD nie weszło do Sejmu przez dobry występ Adriana Zandberga w debacie, który dał Razem 1-2 proc. więcej.
Natomiast w dłuższej perspektywie to SLD od ponad dekady blokowało dość skutecznie uformowanie się lewicy, która nie ma korzeni w PRL, takiej właśnie, jaką chce być Razem.
Jaka będzie ta nowa lewica w Polsce? Większy nacisk położy na sprawy światopoglądowe czy na socjalne?
Wydaje mi się, że w pierwszym etapie to będzie lewica światopoglądowa. Pierwszą taką próbą było środowisko "Krytyki Politycznej", które tworzyło się w opozycji do SLD. Ale widać, że ono nie osiągnęło sukcesu przez to, że zbyt mało zajmowało się sprawami socjalnymi. Partia Razem jest pierwszą od lat znaczącą próbą podniesienia obu tych spraw jednocześnie. Teraz jest pytanie, czy tej partii uda się odbić elektorat socjalny, który PiS pozyskał od SLD.
Dlatego kampania Razem zbudowana była na przekazie socjalnym? Wątki światopoglądowe były wyraźnie wyciszone.
Były wyciszone, ale to nie znaczy, że ich w ogóle nie było. Sposób prowadzenia kampanii pokazał, że są tam ludzie myślący pragmatycznie. Może poza tym absurdalnym pomysłem budowania partii bez lidera. Nie chcieli mieć lidera, a on i tak się wyłonił. Nie ma polityki bez przywództwa i nie ma poważnych partii politycznych bez wyrazistych liderów. Ludzie, wyborcy, domagają się personifikacji każdego ruchu politycznego.
Gdyby Komorowski wywalczył reelekcję, to prawdopodobnie PiS i tak wygrałby wybory, jednak porażka Platformy byłaby dużo mniejsza. prof. Antoni Dudek
Przejdźmy do Platformy Obywatelskiej. Jedni wskazują na obciążenie ośmioma latami rządów, inni na postawienie na niewłaściwe osoby. Czy pana zdaniem można mówić o jednej, głównej, przyczynie porażki Platformy?
Nie można mówić o jednej, głównej przyczynie. Zgadzam się z tym, że ciężar ośmiu lat rządów jest tak ogromy, że nawet gdyby Donald Tusk dalej był liderem, to i on by tych wyborów nie wygrał. Inną rzeczą, która Platformę Obywatelską dobiła, była nieoczekiwana porażka Bronisława Komorowskiego. Gdyby Komorowski wywalczył reelekcję, to prawdopodobnie PiS i tak wygrałby wybory, jednak porażka Platformy byłaby dużo mniejsza.
Według badania exit poll 14 proc. wyborców PO z 2011 roku zagłosowało na .Nowoczesną. Powrót Ryszarda Petru na scenę polityczną mocno zaszkodził Platformie?
Nie wszyscy, którzy zagłosowali na partię Ryszarda Petru, głosowaliby na PO, gdyby .Nowoczesna nie powstała. Jednak większość prawdopodobnie tak właśnie by zrobiła. Petru wystawił Platformie rachunek ze strony wyborcy liberalnego, który oczekiwał upraszczania i obniżania podatków, sprawnego aparatu państwowego, zmniejszenia biurokracji itd. Przyszedł człowiek, który powiedział: ja was nie atakuję za zdradę narodową, za rozkradanie państwa i tym podobne zarzuty padające ze strony PiS, ale za to, że obiecaliście bardzo konkretne rzeczy i niczego nie zrobiliście. To się okazało dość skuteczne.
Jaka przyszłość czeka PO? Czy Ewa Kopacz pozostanie dalej przewodniczącą partii?
Zdziwiłbym się, gdyby Ewie Kopacz udało się utrzymać przywództwo w PO. To nie wróżyłoby tej partii dobrze.
Dlaczego?
Kariera Ewy Kopacz została zbudowana przez Donalda Tuska. On ją zrobił ministrem zdrowia, on ją zrobił marszałkiem Sejmu i wreszcie on ją zrobił premierem. Z całym szacunkiem dla tej sympatycznej pani, ale Ewa Kopacz sama w polityce zdobyła tylko mandat poselski. Pozostawiona przez Tuska starała się bardzo, ale to nie jest polityk, który nadaje się na przywódcę dużej partii z aspiracjami powrotu do władzy.
Nie zgadzam z tymi, którzy mówią, że Platforma jest "masą upadłościową”. Ponad 130 posłów to ogromny kapitał polityczny, który mądrze zarządzany, może dać bardzo dobre wyniki w przyszłości. Ale liderem musi zostać ktoś inny, a nie Ewa Kopacz. Ona jest symbolem schyłku epoki Tuska zakończonej spektakularną, podwójną porażką.
A czy tych 130 posłów będzie się trzymać razem?
Nie zgadzam z tymi, którzy mówią że Platforma jest "masą upadłościową”. Ponad 130 posłów to ogromny kapitał polityczny, który mądrze zarządzany, może dać bardzo dobre wyniki w przyszłości. Ale liderem musi zostać ktoś inny, a nie Ewa Kopacz. Ona jest symbolem schyłku epoki Tuska zakończonej spektakularną, podwójną porażką. prof. Antoni Dudek
Wydaje mi się, że tak. Ale nie jest też całkowicie wykluczone, że część z nich przejmie Prawo i Sprawiedliwość. Jeżeli prezes Kaczyński będzie chciał zbudować większość konstytucyjną już w tym Sejmie, to sam ruch Kukiza mu nie wystarczy. Na pewno pojawią się propozycje skierowane do części posłów PO. Ich ewentualne odejście pokazałoby, że nie wierzą oni już w ten projekt, więc wiele zależy od tego, kto zostanie liderem Platformy. Jeżeli wybór nowego lidera zakończy się naprężeniami, PO może skończyć jak Unia Wolności po 2000 roku.
Wróćmy do .Nowoczesnej i lewicy. 12 proc. wyborców Ruchu Palikota z 2011 roku zagłosowała na partię Petru. Sojusz Palikota z Millerem otworzył .Nowoczesnej drogę do Sejmu?
Zmierzch Palikota nastąpił dużo wcześniej, bo jego partia zaczęła się rozpadać ponad rok temu i to stworzyło jakieś pole dla Petru, ale jednak .Nowoczesna zyskała głównie na słabości Platformy.
Niemniej Ruch Palikota pokazał, że istnieje w Polsce miejsce dla partii liberalnej zarówno w kwestiach gospodarczych, jak i światopoglądowych. Podobną drogą szedł Kongres Liberalno-Demokratyczny, który w latach 90. poległ, bo nie było jeszcze takiego elektoratu. Po latach, kiedy Polacy się wzbogacili, Palikot pokazał, że jest miejsce na taką partię. I tych wyborców, którzy nigdy nie zagłosują na PiS, są rozczarowani Platformą, a lewicy nie wierzą, pozyskał Petru.
Na marginesie trzeba dodać, że to właśnie sojusz Millera z Palikotem ostatecznie pogrzebał SLD.
Leszek Miller został polityczną ofiarą Janusza Palikota?
Leszek Miller stał się swoją własną ofiarą, pozwalając na powstanie Zjednoczonej Lewicy. Powinien był się upierać przy marce SLD. Jestem przekonany, że przekroczyłby 5-procentowy próg wyborczy. Pewnie byłby to wynik podobny do PSL, ale miałby kilkunastu posłów. Z kolei Zjednoczona Lewica była efektem błędu popełnionego przy wyborach prezydenckich. To wtedy trzeba było szukać wspólnego kandydata szerokiej lewicy, jednak Miller uparł się na wystawienie pani Ogórek.
W szoku po klęsce uznał, że jego krytycy mieli rację i trzeba tworzyć szerszy sojusz. W moim przekonaniu powinien był zrobić dokładnie odwrotnie.
Co pana zdaniem czeka ruch Kukiza w Sejmie? Będą tworzyć zwarty klub czy się rozpadną?
Kukiz sam podkreśla, że ruch Kukiz'15 nie przekształci się w partię polityczną, co nie wróży dobrze dla spójności jego klubu parlamentarnego. Moim zdaniem ci posłowie zaczną się stopniowo rozchodzić w różnych kierunkach – przypuszczalnie jednak głównie do Prawa i Sprawiedliwości. Na pewno w Sejmie postarają się samodzielnie zaistnieć narodowcy, którzy powchodzili z list Kukiza.
Czego pan się spodziewa po tej kadencji? Jak pana zdaniem będą wyglądały prace Sejmu?
Na pewno przestanie on być głównym obszarem konfliktu politycznego w Polsce. Skoro PiS ma większość, to mniej czy bardziej elegancko – mam nadzieję, że jednak w białych rękawiczkach – będzie tam sprawnie przeprowadzał swoje pomysły. Pole konfliktu przeniesie się na inne, pozaparlamentarne ośrodki władzy. Mam tu na myśli korporacje zawodowe, które PiS będzie chciał przemodelować. Obstawiam, że to się zacznie od sporu o prokuraturę, później przyjdzie czas na sądownictwo, szkolnictwo wyższe, służbę zdrowia. W każdym z tych obszarów możliwy jest konflikt pomiędzy nową władzą a korporacjami zawodowymi. Odrębnym obszarem konfliktu może się stać samorząd wojewódzki, gdzie PiS kontroluje tylko Podkarpacie.
Parlament przetrwa do końca kadencji?
Jeżeli przetrwa on pierwszy rok i PiS nie zdecyduje się w tym czasie na przedterminowe wybory, to myślę, że przetrwa całą kadencję.
Autor: Rozmawiał Daniel Nowak / Źródło: tvn24.pl