|

"Nie jest nosorożcem jak Czarnek". Jak historia zjadła Wojciecha Roszkowskiego

Wojciech Roszkowski
Wojciech Roszkowski
Źródło: PAP

Kiedyś: ceniony, chwalony, budzący szacunek, a nawet podziw i to po obu stronach sceny politycznej. Dziś: kontrowersyjny, uwikłany w polityczne spory, wychwalany przez o. Tadeusza Rydzyka i Barbarę Nowak. Kim jest autor podręcznika do HiT?

Artykuł dostępny w subskrypcji

Byli studenci: "szalenie elokwentny", "wymagający, ale cierpliwy", "bardzo kulturalny".

Doświadczeni nauczyciele: "wprowadził nową jakość do polskiej edukacji", "jego podręczniki przez lata zalecaliśmy uczniom, nawet gdy już dawno nie były w użyciu".

Byli współpracownicy: "człowiek, o którym słowa złego nie da się powiedzieć", "nagonkę robicie na wspaniałą osobę".

Polityczni oponenci: "niezręcznie mi go teraz krytykować, moje dzieci też uczyły się z jego książek historii".

Nazwisko 75-letniego Wojciecha Roszkowskiego było jednym z najgorętszych tego lata. Choć sam historyk i ekonomista czynnym politykiem od dawna już nie jest (był europosłem PiS w latach 2004-2009).

Jego nazwisko padało w debatach sejmowych i w programach publicystycznych - z oburzeniem, gdy mówiła opozycja, i z zachwytem, gdy wypowiadała się prawica. Bo to on jest autorem głośnego i aż do 1 września jedynego dopuszczonego do użytku szkolnego podręcznika do nauczania przedmiotu historia i teraźniejszość w liceach oraz technikach. Konkurencyjną książkę WSIP dopuszczono dopiero 2 września.

Jeszcze w 2018 roku, odbierając tytuł Honorowego Obywatela Warszawy, sam o sobie mówił: - Jestem w jakiś sposób i dzieckiem historii, i autorem historii. Pisząc historię, na jedno należy zwrócić uwagę. Historyk ma do życia trochę inne podejście niż polityk. Jestem trochę zahaczony też o politykę i chyba potrafię zauważyć różnicę. W polityce liczy się przede wszystkim skuteczność. W historii - wydaje mi się, chociaż niektórzy są innego zdania i czasem z nimi polemizuję - ważne jest dążenie do prawdy.

W stołecznym ratuszu zastanawiają się dziś, czy pisząc podręcznik dla Białego Kruka, o tych słowach zapomniał.

Fakty, których w rozmowie ze mną - bez względu na przekonania polityczne - nikt nie próbuje podważyć: Wojciech Roszkowski ma piękny biogram, a kariery naukowej wielu może mu pozazdrościć.

Ale później zaczynają się schody i pytania. Ile Roszkowskiemu można wybaczyć? Czy gdyby nadal pisał z Anną Radziwiłł, jego podręcznik wyglądałaby inaczej? Czy dosięgnie go cancel culture i "przez jedną głupotę" zostanie wymazany z historii czy wręcz przeciwnie tylko umocni swoją pozycję autora bestsellerów?

Jeden ekspert oświatowy mówi mi, że Roszkowski "zamienił piedestał historii na żwirek doczesności", a inny zastanawia się skąd wzięły się u niego "stereotypy i uproszczenia patoprawicy, niegodne tego wybitnego przecież niegdyś historyka". Gdy internauci tropią w podręczniku autoplagiaty z jego publicystycznych książek, profesor debiutuje na Twiterze, a ja pytam jego syna Marcina, czy zamieszanie wokół ojca nie wpłynie na ich wspólne biznesy? Bo Wojciech Roszkowski jest na co dzień aktywnym biznesmenem, lub mówiąc precyzyjniej: uczestnikiem obrotu gospodarczego

Ale przede wszystkim chce dowiedzieć się: czy Wojciech Roszkowski zawsze taki był, tylko tego nie zauważaliśmy, czy jednak doszło tu do wielkiej przemiany znanego historyka? A jeśli tak, to co ją spowodowało?

Warszawiak z krwi i kości

Jego rodzina ma związki z Warszawą sięgające trzech pokoleń wstecz. Pradziadek przybył tu z Podlasia i wziął udział w powstaniu listopadowym, dziadek ukończył tu szkołę i pracował w bankowości, rodzice omal nie zginęli w powstaniu warszawskim na Ochocie, a wuj poległ wtedy, walcząc w szeregach Pułku "Baszta".

Po wojnie ojciec prof. Roszkowskiego, architekt, pracował w Biurze Odbudowy Stolicy.

Wojciech w 1965 roku ukończył VIII Liceum Ogólnokształcące im. Władysława IV w Warszawie, następnie, w 1971, studia na Wydziale Handlu Zagranicznego Szkoły Głównej Planowania i Statystyki w Warszawie.

Postawił na rozwój naukowy i szybko zaczął pracę na uczelni - najpierw w Katedrze Historii Gospodarczej, a następnie w Katedrze Studiów Politycznych. W 1978 obronił doktorat, a w 1987 uzyskał habilitację z nauk ekonomicznych.

W okresie PRL związany był z Polskim Porozumieniem Niepodległościowym, był autorem podziemnych wydań najnowszej historii Polski pod pseudonimem Andrzej Albert.

Po 1989 roku kontynuował karierę naukową i coraz mocniej zbliżał się do polityki.

W 1990 podjął pracę w Instytucie Studiów Politycznych PAN (ISP) jako kierownik Zakładu Europy Środkowo-Wschodniej (w latach 1994-2000 był dyrektorem Instytutu). W międzyczasie - w 1996 roku - otrzymał tytuł profesora nauk humanistycznych.

Był mądry i szlachetny

To właśnie w PAN w 2001 roku stopień doktora, rozprawą zatytułowaną "Kościół w czasach wolności 1989-1999", uzyskał były dziś wicepremier Jarosław Gowin. Prof. Roszkowski był jego promotorem.

Gowin zastrzega jednak, że nie było tu relacji mistrz - uczeń: - Znam profesora dość słabo. To prawda, był moim promotorem, ale ja tego doktoratu u niego nie pisałem. Napisałem książkę o Kościele i zaproponowano mi przyznanie doktoratu na podstawie tej właśnie książki. Formalnie musiałem mieć promotora i został nim pan profesor. Byłem z tego bardzo zadowolony, bo to był mądry, szlachetny, bardzo miły człowiek. Znany z poglądów konserwatywnych, ale powiedziałbym, że umiarkowanych - dodaje.

"Wtedy". A teraz? O teraźniejszości profesora Roszkowskiego Gowin opowiadać nie chce. Ale w połowie sierpnia na antenie TVN24, szef Porozumienia krytycznie oceniał fragmenty podręcznika do HiT o "produkcji" i "hodowli" ludzi.

jnj 1
Gowin: Takie sformułowania nigdy nie powinny paść. Podręcznik powinien być zrewidowany
Źródło: TVN24

Wśród innych doktorantów promowanych przez prof. Roszkowskiego znaleźli się też m.in. Rafał Matyja, publicysta, redaktor naczelny kwartalnika "Praktyka Polityczna" oraz autor hasła "budowy IV Rzeczypospolitej", oraz politolog i publicysta mediów katolickich Andrzej Grajewski.

Profesor Rafał Matyja profesora Roszkowskiego poznał w 1995 roku, w sztabie wyborczym profesora Adama Strzembosza. - Adam Strzembosz wycofał swoją kandydaturę jeszcze przed rzeczywistą kampanią, a profesor Roszkowski miał kierować pracami programowymi - wspomina Matyja. - Kilka lat później przyszedłem do pracy na SGH, w katedrze pana profesora byłem około trzydziestki i przez trzy lata pod jego okiem kończyłem doktorat. Pamiętam go jako osobowość niezwykle liberalną. Był promotorem, który pytał, czy napisałem, czy coś ciekawego, czy z czymś mam problemy. Gdy mu powiedziałem, że przesadziłem i to jednak jest za duży doktorat, podpowiedział mi, co potraktować skrótowo. Był życzliwy, miły, delikatny. I dlatego, jeśli dziś myślę o krytyce, która do spotyka, uważam, że może ją źle znosić. On nie jest takim nosorożcem jak minister Czarnek, który lubi iść na zwarcie - ocenia.

Profesor Matyja wiązał przez lata Roszkowskiego ze "środowiskami umiarkowanej prawicy", np. Aleksandra Halla czy Kazimierza Ujazdowskiego. - To było jego naturalne środowisko, przynajmniej do czasu kandydowania z PiS do europarlamentu - ocenia. I dodaje: - Wydaje mi się, że miał dystans do tego głównego nurtu, wyrażanego przez Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka, ale miał tam wielu kolegów, był bardzo dobrze odbierany. Był człowiekiem, który może nie tyle uchodził za apolitycznego, co bardzo otwartego i umiejącego rozmawiać z każdym. Gdy angażował się publicznie, to było bardzo niekonfrontacyjne - dodaje.

Poza jedną kwestią. Prof. Matyja zauważa, że prof. Roszkowski był niezłomnym antykomunistą. To było widać w jego książkach. - Nie miał skłonności do jakiegoś rozmydlania czy rozmiękczania sprawy i sposobu dojścia komunistów do władzy i ich systemu rządów.

Ci, którzy mieli okazję z Roszkowskim współpracować w przeszłości, podkreślają, że był niezwykle pracowity. W latach 1997-1998 był członkiem Rady Inicjatyw Wydawniczych przy ministrze kultury, a w latach 1999-2001 członkiem Rady Instytutu Dziedzictwa Narodowego. Został redaktorem naczelnym "Studiów Politycznych", przewodniczącym rady Muzeum Historii Polski oraz członkiem rady Centrum im. Adama Smitha.

Pytam o niego ekonomistów z Centrum. Robert Gwiazdowski wyraża obawę, że Roszkowski może paść ofiarą cancel culture - i "przez jedną głupotę" - inni spróbują wymazać jego wieloletni dorobek. Ale Andrzej Sadowski jest raczej spokojny, bo jego zdaniem nawet dziś prof. Roszkowski jest znany jako autor dziesiątek podręczników, a nie tylko jednego. O działalności profesora rozmawiać nie chce. Zaznacza, że ten od lat znany jest jako osoba pracująca w domowym zaciszu.

Nie zawsze tak jednak było. Roszkowski przez lata błyszczał publicznie.

Profesor jedzie do Brukseli

W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2004 uzyskał mandat eurodeputowanego z listy Prawa i Sprawiedliwości. Był członkiem Komisji Budżetu, Komisji Tymczasowej ds. Wyzwań Politycznych i Środków Budżetowych w Rozszerzonej Unii Europejskiej w latach 2007-2013 oraz Komisji Rozwoju Regionalnego.

Jedna z jego najgłośniejszych interwencji miała miejsce już pod koniec sprawowania funkcji, w 2009 roku. To wtedy Roszkowski, ramię w ramię z Brytyjczykiem, europosłem Christopherem Beazleyem, alarmował, że "francusko-niemiecki podręcznik historii przedstawia dzieje Europy prawie wyłącznie jako historię Francji i Niemiec".

Chodziło o wyjątkowy wówczas międzynarodowy projekt - wydany w 2008 r. dwutomowy podręcznik dla szkół średnich "Histoire/Geschichte" obejmujący okres od kongresu wiedeńskiego zakończonego w 1815 r. do współczesności. Roszkowski nazywał tamtą książkę "porażką". Dlaczego?

Na specjalnej konferencji prasowej mówił: - Autorzy traktują religię jako problem do rozwiązania, a nie zjawisko. Zupełnie nie rozróżniają patriotyzmu i nacjonalizmu.

Jego zdaniem twórcy podręcznika cechowali się "szokującym antyamerykanizmem", całkowicie ignorując istnienie USA w XIX w. czy ich udział w I wojnie światowej.

Roszkowski oceniał, że w negatywnym świetle autorzy przedstawili też Polskę. - Wygląda też na to, że starali się pomniejszyć rolę Solidarności. Wspomniana została tylko raz, i to bez związku z upadkiem komunizmu - mówił Roszkowski. I wytykał, że więcej w podręczniku jest m.in. o upadku muru berlińskiego.

Niemal w tym samym czasie w "Gazecie Wyborczej" historyk i publicysta Adam Leszczyński, wspominając dokonania Roszkowskiego, użył zwrotu: "w czasach, kiedy był jeszcze aktywnym naukowcem, a nie politykiem".

Formalnie politykiem Roszkowski przestał być właśnie w 2009 roku. Nie ubiegał się o reelekcję do Parlamentu Europejskiego.

Dlaczego? - Raczej nie wynikało to z tego, że on nie był zainteresowany, ale z tego, iż jego poglądy gospodarcze były zbyt liberalne dla PiS - wspomina jeden z polityków obozu rządzącego. Inni mówią mi jednak, że chodziło o kwestie osobiste i to Roszkowski wycofał się na jakiś czas z polityki.

Czego uczy historia?

Ale to nie tak, że przestał być wśród polityków PiS ceniony.

W październiku 2009 roku Roszkowski był przymierzany do Rady Polityki Pieniężnej. Lech Kaczyński chciał, by był tam jego reprezentantem.

Choć "Gazeta Wyborcza", pisząc o nim, tytułowała tekst "człowiek kojarzony z PiS", to równocześnie podkreślała: "jest ekonomistą i wybitnym historykiem. Jego dorobek naukowy i dydaktyczny w obydwu dziedzinach cieszy się uznaniem w kraju i za granicą”.

Ostatecznie jednak Kaczyński powołał Zytę Gilowską, Adama Glapińskiego oraz Andrzeja Kaźmierczaka.

Znalazło się dla niego inne miejsce finansowane z publicznych pieniędzy. W 2011 roku został członkiem rady nadzorczej Telewizji Polskiej. Był jedną z osób wybranych w konkursie przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji.

Podczas rozmowy kwalifikacyjnej wskazywał na potrzebę odpartyjnienia TVP. Podkreślał, że choć był europarlamentarzystą z list PiS, nigdy nie miał legitymacji partyjnej. Wskazywał też na potrzebę odbudowy misyjnej roli TVP.

Wiosną 2012 Roszkowski znów czynnie zaangażował się w kwestie nauczania historii - tym razem w Polsce.

Ówczesna minister edukacji Katarzyna Hall wprowadzała właśnie zmiany w podstawie programowej. Nie chciała, by dzieci i młodzież trzy razy uczyły się historii "od początku" (w sześcioletniej podstawówce, trzyletnim gimnazjum i trzyletnim liceum). Podzieliła nauczanie historii tak, by w liceach i technikach pierwszoklasiści uczyli się o XX wieku.

Ale prawicy się to nie podobało, bo Hall chciała też, by ci, którzy po pierwszej klasie wybiorą ścieżkę inną niż humanistyczna, uczyli się mniej historii i mogli skupić np. na biologii i chemii. Politycy PiS mówili o "końcu nauczania historii". W Krakowie rozpoczął się nawet protest głodowy kilku działaczy opozycji z lat 80.

Ryszard Terlecki pytał wówczas w Sejmie: - Co zagraża polskiej szkole, że wokół mnożą się protesty w jej obronie? Grupa opozycyjnych weteranów podejmuje strajk głodowy, sprzeciwiając się rugowaniu z jej programu lekcji historii. Co się stało w ciągu kilku ostatnich lat, że większość młodych Polaków przestaje rozumieć związek swojego losu z trwałością własnego państwa i poczuciem wspólnoty własnego narodu?

Hall wspierał ówczesny prezydent Bronisław Komorowski, który zapewniał protestujących, że po reformie w każdym podręczniku będzie "blok patriotyczny". Na debacie pod hasłem "Historia w szkole i w życiu" zwołanej przez Komorowskiego, prof. Roszkowski mówił jednak: - Historia uczy rozróżniania tego, "co jest", od tego, "co nie jest", tego, co słuszne, a co nie. Ale dopiero wiedza pozwala kształcić te umiejętności. Jeśli szkoła tej wiedzy nie da, jakie wychowamy społeczeństwo?

Ostatecznie reforma Hall weszła w życie - zgodnie z jej założeniami historii uczyli się ci, którzy zaczęli trzyletnie liceum w latach 2012-2019. Odkręciła to w 2017 roku Anna Zalewska, która zresztą do dziś powtarza, że "przywróciła nauczanie historii do szkół".

Zabójcze tempo

Jarosław Kaczyński uznał, że to, co zrobiła Zalewska, to jeszcze za mało. Wiosną 2021 roku wraz z polskim ładem zapowiedział powstanie nowego przedmiotu poświęconego historii współczesnej.

Kaczyński na prezentacji polskiego ładu
Jarosław Kaczyński prezentuje Polski Ład
Źródło: Zdjęcia organizatora

Minister Przemysław Czarnek przystąpił szybko do pracy. W październiku okazało się, że historia i teraźniejszość ma zastąpić wiedzę o społeczeństwie.

Już w grudniu gotowa była podstawa programowa historii i teraźniejszości - krytykowana m.in. przez specjalistów z UW i PAN.

Minister Czarnek podpisał stosowne rozporządzenie z podstawami programowymi w marcu 2022 roku. Wielkich protestów nie było, w edukacji wszyscy zajmowali się wówczas pomocą dzieciom uciekającym przed wojną w Ukrainie.

Już w połowie maja Biały Kruk złożył wniosek o dopuszczenie do użytku szkolnego podręcznika autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego.

Nauczyciele o podręczniku do HiT: kobyła, która zamęczy dzieciaki, typowa publicystyka
Źródło: TVN24

To było zaskoczenie, bo krakowskie wydawnictwo do tej pory specjalizowało się w tematyce religijnej i historycznej, ale szkolnych podręczników nie przygotowywało.

Tymczasem nawet w czasie reformy Anny Zalewskiej, która likwidowała gimnazja, podręczniki nie były pisane tak szybko. A już na pewno nie takie na ponad 500 stron.

Wiosną, już na finiszu prac nad podręcznikiem, prof. Roszkowski udzielił wywiadu Stanisławowi Widomskiemu z miesięcznika "Wpis". Choć to raczej wywód profesora, poprzecinany uprzejmymi pytaniami. - Ambicją twórców programu i podręcznika jest ścisłe powiązanie pojęć z wydarzeniami, żeby poprzez konkretne przykłady doprowadzić do zrozumienia tych pojęć, jak i zrozumienia pewnych procesów, ciągów historycznych - mówił historyk. I dodawał: - Wkuwanie na pamięć dat i nazwisk bez zrozumienia logiki historii, bez zrozumienia, że jedno wydarzenie jest konsekwencją poprzedniego, że nie ma skutków bez przyczyn, będzie zawsze nudne - na to właśnie uskarżali się uczniowie. Kiedy historia przedstawiana jest natomiast jako zrozumiała narracja, staje się ona od razu ciekawa i wciągająca.

Zdaniem prof. Roszkowskiego "dzisiejszy świat w ogóle jest areną rozmaitych manipulacji i młody Polak, absolwent średniej szkoły, powinien być przygotowany do tego, by rozpoznawać, co jest prawdą, a co nie, i nie dawać się manipulować".

O podręczniku, który stworzył, mówił tak: "Chodziło o to, żeby młodego czytelnika wciągnąć w głębsze rozumienie zjawisk historycznych, zainteresować go opowieścią o niedawno minionych czasach. Podkreślam: opowieścią. W tej narracji pojawiają się nawet momenty anegdotyczne. Mówi się, że dzisiejszy nastolatek ma problem z dłuższą lekturą. Nie jest temu winien, winne są programy, które od lat proponują coraz większą skrótowość (...) Królują 'zajawki', bryki książek, memy. Z jednej strony nie można tego faktu ignorować, ale z drugiej strony nie można poprzestawać na takim skrótowym przekazie. Dlatego że dłuższa lektura jest niezbędna dla wyrobienia w młodym pokoleniu umiejętności kojarzenia faktów, abstrakcyjnego myślenia i sięgania poza obszar tylko doraźnych, powierzchownych wrażeń. Potrzebne jest pełne zrozumienie treści".

bez kitu
Fragmenty podręcznika do HiT (wideo bez dźwięku)
Źródło: TVN24

Zdradził też, że na spotkaniach z młodzieżą często mówi, że "historia jest podstawą naszej tożsamości. Wszystko, czym jesteśmy, to jest historia naszej rodziny, naszego otoczenia, naszej parafii, miasta, kraju. Jeśli się nie dowiadujemy, co było kiedyś wokół nas, to nie jesteśmy w stanie zrozumieć, czym sami jesteśmy teraz".

Ten wywiad ukazał się jednak, zanim cała Polska zaczęła czytać jego HiT.

Ale na pewno?

14 czerwca 2022 roku.

- Pani jest pewna, że to o tego Roszkowskiego chodzi? - zapytała mnie z powątpiewaniem emerytowana urzędniczka państwowa wysokiego szczebla, związana z edukacją. I przypominała: - Roszkowski, którego znałam i bardzo do dziś szanuję, był współautorem popularnej serii podręczników wydawnictwa PWN. Nauczyciele poważają to nazwisko, nie wierzę, że dałby się wciągnąć w taką polityczną rozgrywkę - dodała.

Nie miałam jednak cienia wątpliwości, że mówimy o tym samym profesorze Roszkowskim. W dniu, gdy urzędniczka zadała mi to pytanie, podległy ministerstwu Ośrodek Rozwoju Edukacji zorganizował konferencję, na której reklamował podręcznik autorstwa cenionego historyka.

Wydarzenie zorganizowano w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. W spotkaniu z nauczycielami historii oraz wiedzy o społeczeństwie udział wzięli m.in. minister edukacji Przemysław Czarnek oraz prezes Instytutu Pamięci Narodowej Karol Nawrocki.

Czarnek zwracał się do nauczycieli: - Ten podręcznik jest autorstwa wybitnego historyka, człowieka, który napisał niejeden podręcznik. Podjął się tego zadania pan prof. Wojciech Roszkowski i bardzo za to mu dziękujemy. Jest to znakomity podręcznik, z którego będą się uczyć najnowszej historii nowe młode pokolenia Polaków - zapowiadał.

czarnek 2
Minister Czarnek o hejcie i profesorze Roszkowskim

Później Roszkowski wygłosił wykład "Narracja, czyli sposób połączenia historii z teraźniejszością".

Co ważne, w tym dniu podręcznik Roszkowskiego nie był jeszcze dopuszczony do użytku szkolnego. Stosowną aprobatę - na podstawie recenzji rzeczoznawców - otrzymał dopiero 1 lipca.

Czarnek, który 14 czerwca jeszcze ochoczo reklamował książkę, już kilka dni później w wywiadach podkreślał, że przecież tak naprawdę nie zna całego podręcznika, a poza tym to nie on, a niezależni rzeczoznawcy decydują, czy książka nadaje się dla uczniów.

W czasie konferencji rozdano uczestnikom partię pierwszej wersji podręcznika. I tak zaczęło się wielkie narodowe czytanie Roszkowskiego, a media społecznościowe zaroiły się od cytatów z książki.

Krystyna Szumilas o wydatkach ministra Czarnka na promocję podręcznika do HiT-u

Było ich dwoje

Kolejni - mniej lub bardziej obeznani w nauczaniu historii - recenzenci dziwili się, że Roszkowski mógł napisać tekst, który bardziej przypomina esej niż podręcznik.

Mało kto wspominał jednak o tym, że swoich najsłynniejszych podręczników historyk nie pisał sam. Był współautorem serii dla PWN razem z nieżyjącą już Anną Radziwiłł (zasłużona dla polskiej oświaty pedagożka zmarła w 2009 roku).

- Być może bez współautorki o trochę innym niż on spojrzeniu na świat efekt jest teraz inny - usłyszałam od dawnej pracownicy PWN.

Po tej rozmowie zajrzałam do "Kwartalnika Pedagogicznego" z 2014 roku. Jest w nim tekst byłej już minister edukacji Katarzyny Hall pt. "Moje spotkanie z Anną Radziwiłł". Czytam w nim: "była patriotką polskiego systemu edukacji". Radziwiłł przedstawiona jest w nim jako osoba, która potrafiła budować lepszą szkołę ponad partyjnymi interesami, pracującą z ekspertami od prawa do lewa.

Hall swój tekst o niej kończyła tak:

Być może właśnie pamięć o niej i szacunek dla jej dokonań mogłyby połączyć wielu dzisiejszych oświatowych antagonistów. Zamiast politycznych harców wokół paru szczegółowych tematów, potrzebna nam wspólna troska o spójność działań służących dobremu wykształceniu kolejnych pokoleń polskich obywateli.
Katarzyna Hall

A ja zastanawiam się, co dziś usłyszałby od niej Wojciech Roszkowski. W tym samym numerze "Kwartalnika" jest też jego tekst o Annie Radziwiłł.

Zacznę od tego, że myśmy się w ogóle poznali w połowie lat dziewięćdziesiątych za sprawą profesora Jana Kofmana, który był wówczas redaktorem naczelnym PWN-u, i on sobie wymyślił, że podręcznik licealny mogłyby napisać dwie osoby nieznające się i można powiedzieć, że nawet teoretycznie od siebie odległe. Znał nas oboje i nas skojarzył (...) A mieliśmy nie tylko troszkę inne poglądy, ale również inne doświadczenia autorskie (...) mówiąc jednym słowem, ona była raczej dydaktykiem (...) Pani Radziwiłł, można powiedzieć, wiedziała, jak używa się na co dzień podręcznika licealnego - natomiast ja wiedziałem, jak się uczy studentów. A to nie jest to samo.
Wojciech Roszkowski

Roszkowski snuje w tym tekście też rozważania na temat tego, czego chcieli z Radziwiłł młodych Polaków nauczyć:

Najogólniej rzecz biorąc, chcieliśmy ich nauczyć dobrych wyborów. I mimo wszystko dotykamy w ten sposób trochę sfery ideologii. Bo cóż to znaczy dobry wybór? Dla różnych ludzi różne są dobre wybory. Otóż my tak do końca tego nie definiowaliśmy. I tu warto zaznaczyć, że pani profesor Radziwiłł miała na temat, na przykład polityki gospodarczej, sprawiedliwości tzw. społecznej i wielu innych kwestii, troszeczkę inny pogląd niż ja. Natomiast w punkcie, że trzeba ich uczyć przede wszystkim odpowiedzialności w sensie takim, że jeżeli za czymś się opowiadają, to żeby rozumieli, co z tego może wynikać - to zawsze się zgadzaliśmy.
Wojciech Roszkowski

Już w 2022 roku w rozmowie z magazynem "Wpis" Roszkowski tamte wspólne prace wspominał tak: - Dużo jeździliśmy po Polsce, propagując i podręcznik, i historię (...) W latach 90. dominowało pytanie, czy historia należy do nauk normatywnych, czyli takich, które ustalają co/jak powinno być, a nie co/jak jest. Chodziło o to, czy historia ma tylko opowiadać o faktach, czy dawać również narzędzia do oceny tych faktów. Wtedy z panią Radziwiłł byliśmy pod mocną presją, bo dominowała tendencja do przedstawiania suchych faktów; ostrożnie z osądami - mówiono.

Żeby nie głosowali na ładniej ubranych

Szukając informacji na temat tamtych podręczników, znajduję tekst z "Gazety Wyborczej" z 2001 roku autorstwa Wojciecha Orlińskiego.

21 lat temu też miał zarzuty do podręcznika. Takie, które brzmią szalenie współcześnie: "W podręczniku historii dla szkół średnich Wojciecha Roszkowskiego i Anny Radziwiłł wymienione są nazwiska 24 opozycjonistów i tylko dwóch kobiet związanych z opozycją (Anny Walentynowicz i Barbary Sadowskiej)".

Orliński komentował: "Nie domagam się od historyków przestrzegania parytetu '50/50', ale przecież trudno sobie wyobrazić np. opozycję lat 80. bez "Tygodnika Mazowsze". A "Tygodnik Mazowsze" równie trudno sobie wyobrazić bez ciężkiej pracy kilku rozmówczyń Ewy Kondratowicz - nie chcę nikogo wytykać palcami, ale przypuszczam, że wśród 24 nazwisk mężczyzn opozycjonistów wymienionych w podręczniku Roszkowskiego i Radziwiłł bez trudu znajdziemy takich, których historyczna rola była mniej istotna".

Kogo z opozycji lat 80. doceni tym razem Roszkowski? Tego jeszcze nie wiadomo, ponieważ jego podręcznik kończy się na 1979 roku. Kolejne lata uczniowie poznają dopiero w drugiej klasie i podręcznik dla nich dopiero powstaje. Drugi i ostatni tom ma być jednak, jak zapowiada autor, mniej obszerny.

Czego się możemy tam spodziewać? - Na przykład zjawisko ideologii gender czy pojęcie demokracji liberalnej będziemy omawiać w drugiej klasie - zapowiedział już Roszkowski w rozmowie z "Wpisem". I dodał: - Cała nasza wiedza o zjawiskach publicznych i społecznych wynika z wiedzy historycznej. Jeśli tej wiedzy się nie ma, to potem np. głosuje się na tego kandydata, który bardziej się wygłupi, który jest ładniej ubrany lub który obieca więcej gruszek na wierzbie.

Pochówek na Wawelu a zjednoczenie narodu

Tymczasem na razie o opozycji lat 70. Roszkowski pisze tak:

Wśród działaczy opozycyjnych zaczynał umacniać się "realistyczny" nurt, że z "Ruskimi" trzeba się dogadać, że nie należy domagać się pełnej suwerenności, bo to jest nierealne, ale wymóc na komunistach pakiet większych swobód. Ten nurt tworzyli m.in. Jacek Kuroń czy Adam Michnik. Wielu opozycjonistów, jak na przykład głęboko zakonspirowane Polskie Porozumienie Niepodległościowe (PPN), Antoni Macierewicz czy bracia Lech i Jarosław Kaczyńscy, nie chciało jednak żadnych doraźnych kompromisów, jeśli chodzi o suwerenność Ojczyzny.
Wojciech Roszkowski w podręczniku do HiT

Dziś można też już śmiało przypuszczać, co znajdzie się kolejnej części podręcznika temat prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W końcu 2005 roku Roszkowski został członkiem honorowego komitetu poparcia Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich.

Pięć lat później, po śmierci prezydenta, przekonywał, że pochówek na Wawelu to właściwy sposób uhonorowania tragicznie zmarłej głowy państwa.

Roszkowski pisał wówczas:

Ta decyzja zapadła w wyniku konsensusu na najwyższym szczeblu. W jej podjęciu uczestniczył metropolita krakowski kardynał Stanisław Dziwisz, władze państwowe i rodzina prezydenta.

Oczywiście miał na nią wpływ sposób, w jaki prezydent zginął, ale dobrze się stało. Ta decyzja zjednoczy naród.

Za życia prezydent był różnie oceniany, czasem niesprawiedliwie. Ale ta masowa żałoba po jego śmierci dla niektórych osób jest chyba próbą zadośćuczynienia za to, że ulegali tym nazbyt krytycznym nastrojom.

Targowica i historyk w czasie przeszłym

A skoro już przy prezydentach jesteśmy, warto zauważyć, że Roszkowskiego doceniał zarówno Aleksander Kwaśniewski, jak i Andrzej Duda.

Pierwszy w roku 2000 za wybitne osiągnięcia w pracy naukowej i dydaktycznej oraz w działalności organizacyjnej odznaczył go Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Drugi, dwadzieścia lat później, nadał mu Order Orła Białego, "w uznaniu znamienitych zasług w popularyzowaniu i upowszechnianiu wiedzy naukowej, za zaangażowanie na rzecz kształtowania społeczeństwa obywatelskiego i działalność publiczną".

Wręczając najwyższe polskie odznaczenie, prezydent uzasadniał jego przyznanie następująco:

- Wojciech Roszkowski. To też walka o Polskę, o sprawiedliwość, wolność. Ale przede wszystkim o prawdę dla sobie współczesnych i dla kolejnych pokoleń, takich jak moje pokolenie. To także wielkie zamiłowanie do polskiej historii. I nie takiej właśnie, jaką wolno było badać i uprawiać, ale do historii prawdziwej, do szukania i zaglądania tam, gdzie w latach 70., 80. bardzo niechętnie widziano jakichkolwiek naukowców interesujących się tymi kwestiami. Pan Profesor nie bał się pisać o historii takiej, jaka ona była naprawdę.

Gdy otrzymywał z rąk Dudy to odznaczenie, Roszkowski miał już na koncie opisującą rządy Donalda Tuska i III RP książkę "Kierunek targowica. Polska 2005-2015". Jesienią 2019 roku wydał ją Biały Kruk, to samo wydawnictwo, które dziś wydaje szkolny podręcznik.

Ta współpraca zaczęła się jednak wcześniej. W 2016 roku wydawnictwo Biały Kruk wydało jego trzytomową książkę "Świat Chrystusa". W 2018 roku, z okazji stulecia odzyskania niepodległości przez Polskę, ukazała się książka "Mistrzowska gra Józefa Piłsudskiego", a w 2019 roku oprócz książki o współczesnej targowicy publicystyczna pozycja "Roztrzaskane lustro. Upadek cywilizacji zachodniej".

W 2021 roku publicysta "Wyborczej" Marek Beylin napisał o Roszkowskim: "To postać znana w branży historycznej oraz w polityce. W latach 80. uczestniczył w opozycji, w III RP stał się zwolennikiem PiS-u i jako europoseł politykiem tej partii. Był też rozpoznawalnym historykiem Polski współczesnej, który jako działacz PiS-u starał się oddzielać zawód historyka od zaangażowań politycznych. Piszę 'był', ponieważ po publikacji tej książki (o targowicy - red.) o Roszkowskim jako historyku należy pisać w czasie przeszłym".

Beylin w 2021 roku, pisząc o Roszkowskim, nie szczędził mu gorzkich słów: "Historyk ma bowiem różnych panów: warsztat, przykaz oddawania prawdy takiej, jaka rysuje mu się z rozmaitych źródeł. W tych ramach może dawać upust swemu światopoglądowi i emocjom. Może być stronniczy, jeśli swą stronniczość potrafi uzasadnić źródłowo. Ale jeśli, jak w przypadku Roszkowskiego, jedynym panem jego pisania jest pan Kaczyński, wtedy znika historyk, a w jego miejscu widzimy propagandystę siedzącego na jednej ławie z Jackiem Kurskim czy braćmi Karnowskimi".

Zaskakująca przemiana

Ta przemiana dziwi wiele osób.

- Poznałem go na seminarium prezydenckim w Lucieniu u Lecha Kaczyńskiego. Był bardzo sympatyczny, grzeczny, spokojny - wspomina filozof prawa i konstytucjonalista Wojciech Sadurski. I dodaje: - Nie wiem, co mu się potem stało.

Sadurski wspomina, że widział ostatnio fragment jego "wykładu" czy też przemówienia na konferencji o "wojnie kultur" zorganizowanej przez europosła Patryka Jakiego, na którą sam był zaproszony jako "druga strona". - Nie dało się tego słuchać: jakiś straszny bełkot, składający się z klisz i fraz, rodem z Radia Maryja czy "Sieci" - mówi prof. Sadurski. - Stereotypy i uproszczenia patoprawicy, niegodne tego wybitnego przecież niegdyś historyka. Co spowodowało jego przemianę i kiedy to się stało? Nie potrafię na to odpowiedzieć. Na jego plus należy zaliczyć to, że po jednej kadencji europosła nie starał się chyba kontynuować bardzo intratnej pozycji w europarlamencie, w odróżnieniu np. od Ryszarda Legutki. Ale chyba to teraz ta sama liga.

Porównania do prof. Legutki, ale też do Jacka Saryusza-Wolskiego pojawiają się też w moich rozmowach z prof. Matyją. Tego drugiego Matyja wspomina jako osobę, która w latach 90. mogła uchodzić inaczej niż dziś za euroentuzjastę. - Całe to środowisko, które jakoś politycznie, i też towarzysko, związało się z PiS i braćmi Kaczyńskimi, może mieć pewne wspólne emocje - mówi Matyja. - Mam wrażenie, że trudno nam uchwycić pewne psychologiczne skutki bycia w takiej oblężonej twierdzy, w jakiej oni funkcjonowali przez lata. Tam zrodziło się przekonanie, że konflikt jest fundamentalny - w przypadku profesora Roszkowskiego na poziomie światopoglądowym i moralnym, że robiąc to co robi, przeciwstawia się siłom zepsucia - dodaje.

Matyja przyznaje, że zaproponowano mu kilka lat temu napisanie recenzji jednej z nowych książek Roszkowskiego, ale po lekturze uznał, iż nie jest w stanie jej napisać.

- Zaskoczyło mnie zaostrzenie narracji i odbierania świata współczesnego jako idącego w kierunku zepsucia, przed którym profesor czuje się zobowiązany nas bronić - przyznaje Matyja. I dodaje: - Profesor Roszkowski to dżentelmen, który jest starszy od Jarosława Kaczyńskiego i w obu przypadkach wraz z wiekiem wyostrzają się u nich te elementy, które są krytyką współczesności. Część ludzi tak ma i to akurat nie jest zaskakujące.

Ekspert oświatowy, od dwóch dekad działający w branży: - Profesor rozmienił piedestał historii na żwirek doczesności - i w samej książce, bo ileż detali można wciskać, i w swoim życiu, to g… już mu się przykleiło do podeszwy. I do końca swoich dni będzie kuśtykał przy sztucznych zachwytach klakierów i buczeniu reszty. Albo przy litościwej ciszy. Co chyba nawet gorsze.

Kto ma złą wolę?

Gdy już pierwsza wersja podręcznika trafiła do nauczycieli, zaczęły mnożyć się wątpliwości co do jego zawartości. Książka dostała negatywną recenzję językową, a prof. Grzegorz Ptaszek wytykał Roszkowskiemu m.in., że używa określeń pogardliwych i pejoratywnych czy upiera się przy używaniu obraźliwego i archaicznego słowa "Murzyn".

Praktycy pracujący z młodzieżą wyłapali np. fragment o charakterze pedofilnym.

Do tego zarzutu Roszkowski odniósł się 24 czerwca w rozmowie z PAP i nazwał krytykę "perfidną manipulacją". - Jeśli ktoś zarzuca mi promowanie pedofilii, to albo ma złą wolę, albo nie potrafi czytać ze zrozumieniem - mówił.

To był jeden z nielicznych tego lata przypadków, gdy to sam Roszkowski zabrał głos. Poza tym w mediach - również prorządowych - jest właściwie nieobecny.

Ostatecznie ten fragment usunięto i zastąpiono zdaniem: "dalej następował opis tak drastyczny, że nie nadaje się do podręcznika".

Zanim to jednak nastąpiło, od profesora językoznawcy z dużego publicznego uniwersytetu usłyszałam, że książka wygląda tak, jakby pisały ją dwie różne osoby. - Fragmenty całkowicie publicystyczne, przemieszane są z faktami - mówił.

Mój rozmówca uważał wtedy, że "fakty" to część Roszkowskiego, a "publicystyka" "kogoś z wydawnictwa".

Dziś już wiadomo, że językoznawca się mylił. Obszerne fragmenty publicystyczne pochodzą właśnie z wcześniejszych książek Roszkowskiego m.in. "Roztrzaskanego lustra" oraz "Buntu barbarzyńców. 105 pytań o przyszłość naszej cywilizacji".

Na autoplagiat w podręczniku jako pierwszy zwrócił uwagę twitterowicz ukryty za nickiem "Ośrodek Badania Polski". Przez kilka dni wrzucał do sieci zdjęcia, na których zestawiał książki z 2019 i 2022 roku.

Przykłady? Fragment dotyczący ateistów z 45 strony podręcznika jest niemal identyczny z tym z książki sprzed trzech lat. Powtarza się m.in. zdanie "ateiści są więc ludźmi wierzącymi, tyle że wierzą oni w nieistnienie Boga".

Przeklejony - również niemal jeden do jednego - z poprzedniej książki jest też fragment traktujący o "produkowaniu" dzieci.

A choć wydawnictwo upiera się, że nie dotyczy in vitro, to zapowiedziało, iż po konsultacji z autorem fragment ten usunie.

Ten, dwa tygodnie wcześniej portalowi wpolityce.pl powiedział: - Po pierwsze w tekście nie ma sformułowania "in vitro", a po drugie z niego nijak nie może wynikać, że potępiam ludzi płodzących dzieci metodą in vitro. Pytam tylko, kto będzie kochał dzieci, które powstają w tym całym zamieszaniu, związanym z konstrukcją nowego człowieka. Ten fragment dotyczy kwestii bioetyki i zamieszania wokół płodności. Chciałem bardzo wyraźnie powiedzieć, do czego zmierzają eksperymenty na rodzinie itd. Zostawiam kwestię oceny metody in vitro na lekcje wychowania w rodzinie czy wychowania seksualnego, bo to jest kwestia bardziej szczegółowa - tłumaczył portalowi autor podręcznika.

Od tego momentu Roszkowski milczy, choć jeszcze kilka miesięcy temu bywał częstym komentatorem telewizji państwowej i mediów ojca Rydzyka.

Np. 10 czerwca mówił w TVP Info: - Działania polskiej opozycji w Parlamencie Europejskim na przestrzeni ostatnich lat wyczerpują znamiona pojęcia targowicy.

Gdy on wstrzymuje się od głosu, rozrasta się za to grono jego obrońców, sympatyków lub - jak mówią nasi rozmówcy - klakierów. Liderem tego swoistego fanklubu jest minister edukacji Przemysław Czarnek.

Ale nie brakuje w nim również innych znanych członków.

Podręcznik Roszkowskiego zareklamował ojciec Tadeusz Rydzyk: - HiT jest świetny! Zaopatrzcie się. Nie tylko dla dzieci! Właściwie to wszyscy powinniśmy to mieć. Taka najnowsza historia Polski, pięknie pokazana. To, że jest dobra, to widać, jak niepolscy Polacy się denerwują.

Ojciec Rydzyk na temat podręcznika do HiT
Źródło: TVN24

Małopolska kurator oświaty Barbara Nowak (na Twitterze): "Gratuluję prof. W. Roszkowskiemu. Popularność jego podręcznika bije rekordy. Spowodował, że politycy i obywatele dyskutują o historii najnowszej. Wszyscy oczywiście podręcznik przeczytali i chętnie dzielą się swoimi opiniami. Wyjątkowo świadomy swojej historii naród".

Rodzinne biznesy

Tam, gdzie w podręczniku Roszkowski dzieli się - a robi to obszernie - swoimi osobistymi przemyśleniami na temat kultury, sztuki i sportu, historyk, może się jawić jako osoba nieznosząca nowoczesności i postępu.

Co innego w życiu codziennym.

Wojciech Roszkowski jest na co dzień aktywnym biznesmenem, lub mówiąc precyzyjniej: uczestnikiem obrotu gospodarczego. Roszkowski jest fundatorem i beneficjentem rzeczywistym Instytutu Jagiellońskiego (nie mylić z Klubem Jagiellońskim), który - jak czytamy na stronie - jest "niezależnym ośrodkiem analitycznym, centrum wymiany poglądów i budowania strategii. Przyświeca nam idea podnoszenia znaczenia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej we współczesnym świecie".

Zasiada też w radzie tej fundacji. Natomiast jego syn Marcin jest jej prezesem.

Według danych z KRS Instytut Jagielloński przyniósł w 2020 r. 1,4 mln przychodu i niemal 700 tys. zysku. Instytut jest m.in. wydawcą książek oraz wydawcą portalu Biznesalert, zajmującego się energetyką i infrastrukturą.

W 2020 roku Instytut wydał np. "Gdzie jest Polska? Polska i świat na geopolitycznej szachownicy u progu trzeciej dekady XXI wieku". To książkowy zbiór kilkudziesięciu felietonów analiz. Są w nim teksty obu panów Roszkowskich.

Marcin ("prezes Instytutu Jagiellońskiego, przedsiębiorca, a wcześniej pracownik naukowy ISP PAN, wykładowca Collegium Civitas, dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji NBP, szef działu PR i rzecznik prasowy Muzeum Powstania Warszawskiego, rzecznik prezydenta Warszawy oraz wicedyrektor Biura Spraw Międzynarodowych w Kancelarii Prezydenta RP") pisze m.in.:

Polska i Polacy potrzebują czasu, aby się bogacić i wzmocnić. Dopiero wtedy sukcesywnie wzrastać będzie nasza pozycja w międzynarodowej układance interesów, intryg i sporów. Bardziej zasobne państwo zawsze ma większe możliwości oddziaływania na otaczającą rzeczywistość, również w momentach kryzysowych, których przed nami na pewno będzie jeszcze sporo.
Marcin Roszkowski

Wojciech postawił przed sobą tytułowe pytanie: "Gdzie jest Polska?". A w odpowiedzi snuł rozważania:

Jeśli myślimy o sytuacji wewnętrznej Polski, to podłoże nieporozumień, konfliktów i słabości Polski składa się z trzech poziomów: bezmyślności, przyziemności i minimalizmu. Dwa pierwsze zjawiska dobrze ilustruje żartobliwy napis na t-shirtach: "Nie wiem, nie orientuję się, zarobiony jestem". Jeśli jednak wziąć ten napis na poważnie, to mamy tu niewiedzę i zaabsorbowanie codziennością. Pół biedy, jeśli ktoś przyznaje, że czegoś nie wie.
Wojciech Roszkowski

Ale Marcin i Wojciech zajmują się nie tylko ideami.

Równolegle obaj Roszkowcy aktywnie działają w branży energetyki odnawialnej. Marcin Roszkowski jest założycielem i prezesem spółki XOOG.

"XOOG to fundusz inwestycyjny posiadający wieloletnie doświadczenie w zarządzaniu innowacyjnymi projektami w sektorze energii elektrycznej" - czytamy na stronie spółki. Wojciech Roszkowski zasiada w radzie nadzorczej tej spółki, a także w radach nadzorczych trzech innych spółek działających w ramach grupy XOOG, kontrolujących z kolei kolejne kilkadziesiąt innych spółek zależnych z branży energii odnawialnej. XOOG został zarejestrowany w czerwcu 2021 r., na razie nie ma dostępnych sprawozdań spółki.

Tata znów napisał bestseller

2 września pytam Marcina Roszkowskiego, czy nie obawia się, że zamieszanie wokół ojca wpłynie na jego biznesy. Biznesmen, wcześniej przez wiele lat specjalista od public relations i komunikacji, nie ma jednak takich obaw.

O wspólnych działaniach z ojcem mówi: - Tata jest założycielem Instytutu, ale faktycznie od roku 2010 samodzielnie go prowadzę - zastrzega. I tłumaczy: - Od zawsze mamy do siebie pełne zaufanie i trudno, żebyśmy nie współpracowali, ale nie nazwałbym taty biznesmenem. To normalne, że gdy zaczyna się jakieś nowe przedsięwzięcia, to w pierwszej kolejności bierze się do startupów osoby zaufane. Dlatego tata jest w różnych radach nadzorczych.

Roszkowski junior z uśmiechem mówi, że przez ostatnie lata to on był tym "bardziej medialnym" z Roszkowskich. - Funkcjonuję w branży energetycznej ponad 10 lat - mówi. - Mam własną markę i komentuję rzeczywistość w różnych mediach. Bywam i w TVN24, i w Radiu Maryja. Specjalizuję się w analityce w zakresie energetyki, merytorycznie zajmuję się na przykład rynkiem gazu, a nie HiT-em - podkreśla.

A jak znosi dyskusje o podręczniku ojca? - Psychicznie to dla nikogo z nas nie jest miłe. Kocham tatę i wiem, że to dla niego trudne - mówi. - Jest osobą bardzo pokorną, zdyscyplinowaną. Napisał już drugą część podręcznika i wydaje dwie inne książki. Policzyłem niedawno, że sprzedał już ponad dwa miliony egzemplarzy swoich książek. A to ostrożne szacunki, bo dane z podziemia trudno policzyć. Lubi tworzyć, opowiadać historie, to jest jego pasja. I w tym podręczniku po prostu zrobił to, na czym zna się najlepiej - ocenia.

Ale po co mu to było? - nie mogę się powstrzymać.

Marcin Roszkowski nie zastanawia się ani chwili: - Po prostu uznał, że to ważny przedmiot. I ja też tak uważam.

Prof. Wojciech Roszkowski nie odpowiedział na naszą prośbę o wywiad. Tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego powiedział Interii, że niczego w swoim podręczniku by nie zmienił. Zadebiutował też na Twitterze. Zaobserwował dotąd tylko dwa konta - dziennikarza Piotra Witwickiego, który przeprowadził z nim wywiad, i gry Fortnite. Pytającym o to internautom odpowiedział, że chce być na bieżąco z tym, czym interesują się wnuki.

2 września rano zatweetował:

"Mam wrażenie, patrząc na Państwa aktywność, rosnące wyrazy sympatii i sprzedaż książki, że kolejny raz mamy możliwość obserwowania w Polsce tzw. 'Efektu Streisand'. Na skutek próby cenzurowania, w krótkim czasie dochodzi o szybkiego rozpowszechnienia 'zakazanych' treści wśród odbiorców i to w skali masowej. W zasadzie wypada podziękować hejterom i defamatorom. Dziękuję więc serdecznie ;)".

Pytam Marcina, czy to on wymyślił wejście ojca na Twittera, ale zaprzecza. - Doradzałem mu trochę, ale teraz mają już w wydawnictwie Biały Kruk (wydawca podręcznika do HiT-u i innych książek Wojciecha Roszkowskiego) sztab profesjonalistów i moja pomoc w tym zakresie nie jest mu potrzebna. Pewne jest, że tata powinien mieć własny kanał komunikacji, i widzę, że się go uczy - mówi Marcin.

Roszkowski junior przychodzi w sukurs tacie i mówi, że zakazany owoc smakuje najlepiej.

- Wcześniej w wydawnictwie była trudna sytuacja. Firmę przejmował syn właściciela, musiał nauczyć się tego biznesu i to na pewno wprowadziło trochę zamieszania, również w komunikacji, ale to już za nimi. Tymczasem jeśli coś jest cenzurowane, zakazane, to się świetnie sprzedaje, niezależnie do tego, czy jest na Poczcie Polskiej, czy nie. Ludzie są tego ciekawi. Jest masa osób, które wychowywały się na książkach taty, i oni myślą sobie: "zaraz, zaraz, tu jakiś niezbyt rozsądny polityk czy aktorka mówią o książce, której nie znają, to może jednak sami sprawdzimy, jak to jest". I w efekcie to będzie kolejny bestseller taty - prognozuje.

Gdy pytam, czy chciałby, aby jego synowie uczyli się z książek dziadka, wspomina, że sam się z nich uczył. - Doszło nawet do zabawnej z perspektywy czasu sytuacji - opowiada. - W trzeciej klasie liceum byłem zagrożony z historii. Nauczyciel wezwał rodziców. Nie połączył nazwisk i tego, że uczmy się z podręcznika taty. A sytuacja była o tyle kuriozalna, że dyrektorką tej szkoły była wówczas Anna Radziwiłł. Wszyscy się spotkali i na mnie pomstowali. Przeczołgali mnie, ale - jak widać - poradziłem sobie. Moje chłopaki też mogą się dużo od dziadka nauczyć - dodaje.

Czytaj także: