Zarzuty dotyczące nielegalnego uzyskania pozwolenia na broń usłyszał w poniedziałek były minister sprawiedliwości, poseł Platformy Obywatelskiej Cezary Grabarczyk. Rozprawa odbyła się przed Sądem Rejonowym dla Łodzi-Śródmieścia. Grabarczyk nie przyznał się do postawionych mu zarzutów.
Przed łódzkim sądem były minister sprawiedliwości złożył obszerne wyjaśnienia w sprawie, odmówił jednak odpowiedzi na pytania oskarżenia, zarzucając prokuraturze "naruszenie zasady obiektywizmu".
Jak wynika z aktu oskarżenia, przedstawionego przez Prokuraturę Regionalną w Katowicach, w marcu 2012 roku Grabarczyk (zezwolił na podawanie nazwiska), który był wówczas posłem i wicemarszałkiem Sejmu, miał poświadczyć nieprawdę w protokole z egzaminu na broń i w kartach egzaminacyjnych oraz przekroczyć uprawnienia w celu osiągnięcia osobistej korzyści.
Za pierwsze przestępstwo grozi do 8 lat, za drugie do 10 lat więzienia.
Na podstawie poświadczających nieprawdę dokumentów doszło do wydania decyzji pozwalającej na posiadanie przez posła dwóch sztuk broni palnej bojowej i zaświadczenia uprawniającego go do nabycia takiej broni.
- Nigdy nie oczekiwałem i nie prosiłem, by egzamin, zarówno teoretyczny, jak i praktyczny, odbył się w niezgodny z przepisami sposób - mówił przed łódzkim sądem Grabarczyk.
O pozwolenie zwrócił się do znajomego
Z zebranego przez Prokuraturę Regionalną w Katowicach materiału dowodowego wynika, że Grabarczyk nie uczestniczył w teoretycznym i praktycznym egzaminie dla ubiegających się o pozwolenie na posiadanie broni palnej 19 marca 2012 roku przed komisją powołaną przez Komendanta Wojewódzkiego Policji w Łodzi. Mimo to pozwolenie tego samego dnia uzyskał.
Według śledczych, były minister zwrócił się o pomoc w zdobyciu pozwolenia na broń do znajomego, który skontaktował go z odpowiedzialnym za wydawanie takich decyzji naczelnikiem wydziału w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Poseł i jego znajomy odwiedzili naczelnika w końcu stycznia 2012 roku. W czasie ich rozmowy policjant wezwał podwładną, której wręczył pieniądze i wysłał do banku, aby natychmiast opłaciła za wniosek Grabarczyka o pozwolenie na broń.
Zdobył pozwolenie, nie zdał egzaminu
Z ustaleń katowickiej prokuratury wynika też, że w marcu, także w gabinecie naczelnika Komendy Wojewódzkiej Policji, Grabarczyk zdał celująco egzamin teoretyczny, będący warunkiem uzyskania pozwolenia na broń, mimo że powinien się on odbyć w obecności komisji egzaminacyjnej. Polityk PO bezbłędnie wypełnił wszystkie odpowiedzi w teście.
W śledztwie ustalono też, że jako "praktyczny egzamin" politykowi zaliczono prywatną wizytę ze znajomymi na strzelnicy - było to co najmniej kilka dni wcześniej, mimo że przepisy przewidują odwrotną kolejność składania egzaminów. Opłatę za ten egzamin Grabarczyk wniósł dopiero po dwóch miesiącach, chociaż była warunkiem przystąpienia do egzaminu.
Wyjaśnienia Grabarczyka dotyczące przebiegu zdarzeń, które złożył przed łódzkim sądem, w wielu miejscach zgadzają się z ustaleniami prokuratury, jednak - jak podkreślał wielokrotnie oskarżony - ze względu na obecność naczelnika wydziału i innych policjantów KWP podczas części teoretycznej i praktycznej miał on "świadomość, że uczestniczy w poprawnej procedurze".
- Nie miałem żadnego powodu, by przechodzić procedurę w sposób zniekształcony - zarówno pod względem teoretycznym, jak i praktycznym. W wojsku uchodziłem za najlepszego strzelca, m.in. "wystrzelałem" 14 dni urlopu. Obsługiwałem karabin snajperski swd - zaznaczył Grabarczyk.
Prokuratura zwróciła uwagę, że 500 zł obowiązkowej opłaty Grabarczyk uiścił dopiero po ponad dwóch miesiącach od egzaminu, choć była ona warunkiem przystąpienia do niego. Jak tłumaczył przed sądem oskarżony, spowodowane było to - podobnie jak kilka innych odstępstw w procedurze uzyskania przez niego pozwolenia na broń - tym, że po zgłoszeniu wniosku o wydanie pozwolenia KWP powinna przysłać do niego zaproszenie z terminami egzaminów i opisem wymaganych procedur i opłat. Tymczasem - jego zdaniem - pismo takie zostało przygotowane przez łódzką policję, jednak nigdy do niego nie dotarło. Jak stwierdził, zostało to potwierdzone przez prokuraturę w Ostrowie Wlkp., która na początku prowadziła w tej sprawie śledztwo.
"Rozprawa podjęta ze względów politycznych"
Podczas rozprawy były minister odmówił odpowiedzi na pytania prokuratury, zarzucając jej "brak obiektywizmu i stronniczość".
Po rozprawie Grabarczyk powiedział mediom, że "ta sprawa była badana już bardzo skrupulatnie w 2015 roku i wówczas prokuratura nie miała wątpliwości i umorzyła postępowanie". - Zostało to podjęte ze względów politycznych. Prokuratura jako rzecznik interesu publicznego musi wykazywać się obiektywizmem. Tymczasem w komunikatach, które prokuratura formułowała w związku z tą sprawą, były przekazywane opinii publicznej tylko niekorzystne informacje. W akcie oskarżenia całkowicie zostały pominięte okoliczności, które zostały już wystarczająco jasno wyjaśnione w 2015 r., m.in. fakt braku zaproszenia, które powinno być mi przekazane - ocenił.
Poseł zaznaczył, że już kilka lat temu - po zdaniu zgodnie z normalnymi procedurami wymaganego egzaminu - uzyskał pozwolenie na broń, które jest wciąż aktualne.
Kolejna rozprawa odbędzie się 13 maja.
Akt oskarżenia w tej sprawie obejmuje także byłego posła Dariusza S., któremu zarzucono popełnienie takich samych jak Grabarczykowi przestępstw: przekroczenia uprawnień i poświadczenia nieprawdy w związku z procedurą uzyskania pozwolenia na posiadanie broni palnej, a także lekarkę Beatę J., której prokuratura zarzuciła poświadczenie nieprawdy w orzeczeniach lekarskich, stwierdzających brak przeciwskazań do ubiegania się o wydanie pozwoleń na broń dla Cezarego Grabarczyka i Dariusza S. Oboje oskarżeni byli w sądzie nieobecni.
Autor: akw/adso / Źródło: PAP, TVN24