Chociaż prezydenccy ministrowie już zapowiedzieli, że prezydent Lech Kaczyński wybiera się 29 października na szczyt UE, to okazuje się, że głowa państwa wcale w Brukseli nie musi się pojawić.
Można tak wnioskować ze słów szefa prezydenckiej kancelarii Władysława Stasiaka, który oznajmił, że prezydent jeszcze zastanawia się, czy pojedzie do Brukseli.
W poniedziałek prezydenccy ministrowie informowali, że prezydent zamierza udać się do Brukseli. Mariusz Handzlik powiedział m.in., że spotkanie przywódców państw i rządów w przyszłym tygodniu jest bardzo ważne dla prezydenta, gdyż omawiane będą na nim m.in. kwestie związane z Traktatem z Lizbony.
Prezydencki minister podkreślił również, że dla prezydenta istotne będą też poruszane podczas szczytu kwestie związane ze zmianami klimatycznymi oraz bezpieczeństwem energetycznym.
Premier liczy na współpracę
Na zapowiedź prezydenckiej podróży zareagował już nawet premier Donald Tusk, którego "szczytowe" boje w przeszłości rozpalały polskie media. - Mam nadzieję, że także tym razem pan prezydent będzie nastawiony serdecznie do spraw, które będziemy prowadzić, bo taka współpraca premiera z prezydentem na szczycie UE jest "zgodna z konstytucją, ale też dobrą praktyką" - mówił Tusk.
Sprawę wcześniejszych "szczytowych" sporów między prezydentem a premierem w maju rozstrzygał Trybunał Konstytucyjny. Sędziowie orzekli, że prezydent może samodzielnie decydować o udziale w szczycie Unii Europejskiej, jednak to rząd ustala stanowisko Polski, które podczas obrad szczytu prezentuje premier.
Źródło: PAP