- Nigdy nie spotkałem się z tym, aby Jarosław Kaczyński gromadził materiały mające na celu kompromitowanie konkurencji politycznej - zapewniał przed sądem Ludwik Dorn. Zeznawał on jako świadek w procesie cywilnym o ochronę dóbr osobistych, w którym Kaczyński pozwał Romana Giertycha.
Kaczyński zarzuca Giertychowi kłamstwo. Były lider LPR i były wicepremier, a obecnie adwokat, powiedział w zeszłym roku, że jednym z powodów, dla których wyszedł z rządu PiS-Samoobrona-LPR, było to, że Kaczyński "zbierał haki" na konkurencyjnych polityków.
Dorn był w tym rządzie wicepremierem i szefem MSWiA, a potem objął funkcję marszałka Sejmu. Jak zapewniał, podczas procesu premier Kaczyński nie szukał materiałów pogrążających opozycję.
Wymagał mocnych dowodów
Były wicepremier powiedział, że co najmniej dwa razy na naradach rządowych J. Kaczyński miał wręcz uczulać przedstawicieli organów ścigania, policji i innych służb państwowych, aby w sprawach "mających wyjście na świat polityki dowody były więcej niż stuprocentowe". - Rozumiałem to jako przestrogę przed nadgorliwością - podkreślał.
Dorn przyznał jednak, że między nim a ówczesnym ministrem sprawiedliwości "był spór, a nawet konflikt". W efekcie premier Kaczyński - w wyniku sugestii Ziobry - tracił zaufanie do niego. To skończyło się - jak mówił - jego odejściem z rządu w maju 2007 r.
"To jedno wielkie g..."
Dorn zeznał także, że gdy w 2007 r. był już marszałkiem Sejmu, w gorącym okresie przed przyśpieszonymi wyborami parlamentarnymi dwukrotnie spotkał się z zarzutem politycznych działań przeciw opozycji ze strony służb państwowych. - Mówię o tym, co mówiono mi prywatnie, a nie tym, co politycy mówią oficjalnie czy w mediach - zastrzegł.
Pierwsza z nich miała miejsce podczas rozmowy z liderem znajdującej się wówczas w opozycji Platformy Obywatelskiej, Donaldem Tuskiem. - On wyraził zdenerwowanie po konferencji prasowej CBA o sprawie posłanki Sawickiej i mówił, że to było zagranie polityczne. A ja uważam, że nie byłoby tej konferencji, gdyby ówczesny szef sejmowej komisji ds. służb Paweł Graś (PO) umożliwił szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu przedstawienie informacji o sprawie na forum tej komisji. To dlatego Kamiński na konferencji prasowej dał odpór pomówieniom - zeznawał Dorn.
Druga to rozmowa z ówczesnym wicemarszałkiem Sejmu, Bronisławem Komorowskim. - Ja byłem właśnie po lekturze opowieści b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka na temat rządów PiS, jakie wygłosił na zamkniętym posiedzeniu speckomisji. Była przerwa w obradach Sejmu, Komorowski wpada do saloniku marszałkowskiego - ja mu mówię: "Bronek, czytałem te zeznania Kaczmarka, to jedno wielkie g...", bo tak oceniałem wartość tych słów. A on mi na to: "nareszcie, Ludwik, widzę, że zrozumiałeś, w jakim szambie tkwimy". Widziałem, że był bardzo rozemocjonowany, więc nawet nie próbowałem mu wytłumaczyć, że źle mnie zrozumiał - opowiadał.
"Obrzydliwe" praktyki Kaczyńskiego?
Giertych mówił, że Kaczyński miał m.in. na głos zastanawiać się, jak zareaguje Grzegorz Schetyna, gdyby aresztować jego żonę. Jego zdaniem, forma "zbierania haków" na Donalda Tuska "była obrzydliwa", a sprawy dotyczyły wydarzeń "bardzo odległych, z przeszłości". Według Giertycha, wszyscy politycy PO mieli założone teczki przez PiS.
Kaczyński stwierdził, że to kłamstwo i pozwał byłego koalicjanta do sądu. Równolegle w tym samym sądzie inny sędzia prowadzi lustrzany proces - z powództwa Giertycha przeciw Kaczyńskiemu. Adwersarze żądają od siebie nawzajem przeprosin w mediach.
Proces odroczono do 12 stycznia, gdy ma zeznawać Grzegorz Ocieczek - b. prokurator i wiceszef ABW, obecnie adwokat.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24