Oferta wydawała się niezwykle atrakcyjna. W zamian za wpłacenie kilku tysięcy złotych kredytobiorca mógł otrzymać nawet dziesięciokrotność wpłaconej sumy. Wszystko miało odbyć się szybko i bez zbędnych formalności. Z czasem okazywało się jednak, że pożyczki nie ma. Przepadły też wpłacone pieniądze. Postępowanie w tej sprawie wszczął Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
"Prominent" oferuje udzielanie szybkich pożyczek osobom, które z różnych względów nie mogły otrzymać pieniędzy z banku. Na umowach z firmą wiele osób straciło już swoje oszczędności.
Stracili swoje oszczędności
Na zaciągnięcie pożyczki w firmie skusiła się m.in. Izabela z Warszawy, która na rozkręcenie swojej działalności potrzebowała 35 tysięcy złotych. By otrzymać pieniądze warunkiem była wpłata 2,7 tys. Podpisała więc umowę. Nie otrzymała pożyczki i straciła wpłacone pieniądze.
Podobna sytuacja spotkała też Katarzynę z Elbląga. Na podobny cel potrzebowała 40 tysięcy złotych - straciła trzy tysiące. - Żerują na ludzkiej krzywdzie. Na trzy tysiące to ja muszę trzy miesiące pracować - mówi. - Dużo osób się wstydzi, że dali się tak zrobić w balona - dodaje.
Tomasz z Warszawy chciał zaciągnąć kredyt konsolidacyjny na 60 tysięcy złotych stracił w ten sam sposób 4,6 tys. zł. - Powiedzieli, że nie spełniłem warunków, to znaczy nie ustanowiłem dodatkowego zabezpieczenia - dodaje.
Chcieli zabezpieczeń
Wszyscy oni podpisali z "Prominentem" umowy i w ciągu 7 dni pieniądze miały trafiać na ich konta. Najpierw jednak musieli wpłacić tzw. opłatę przygotowawczą. Zaraz potem okazało się, że "Prominent" żąda kolejnych zabezpieczeń kredytu.
- Najpierw jest to weksel, potem jest to zabezpieczenie środków na koncie, potem hipoteka, poręczyciele. Kiedy powiedziałam, że nie jesteśmy w stanie tego załatwić i że chcemy odstąpić od pożyczki to powiedzieli, że nie ma sprawy - mówi jedna z kobiet.
Zgodnie z umową jednak, pieniądze wpłacone a konto uruchomienia pożyczki nie podlegają zwrotowi. Pani Katarzyna tłumaczy, że nie mogła wiedzieć jak dokładnie skonstruowana jest umowa, bo warunkiem jej otrzymania jest... wpłacenie pieniędzy na konto firmy. - Mogłam przeczytać umowę dopiero, jak wpłaciłam pieniądze - mówi druga klientka.
UOKiK bada umowy
Prezes firmy, Norbert Zakrzewski problemu nie widzi i tłumaczy, że "nie jest w stanie odpowiadać za klienta, który przychodzi do firmy i oświadcza, że ma jakieś zabezpieczenie, a potem twierdzi, że nie". Winą za sytuację obarcza klientów. - jest mi bardzo przykro, bo jesteśmy jedną z nielicznych firm na rynku, które nie starają się zacierać rzeczywistości - mówi Zakrzewski.
Rzecznik konsumenta informuje, że odebrał już kilka sygnałów o wyłudzeniu pieniędzy. Część osób zgłosiła też się na policję.
Postępowanie w sprawie wszczął również Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. - Badamy klauzule, które są w umowach i sprawdzamy czy umowy, które zawiera spółka są zgodne z ustawą o kredycie konsumenckim - zapewnia przedstawiciel urzędu.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24