Poznań i Wrocław zamykają rano ulice przed niektórymi szkołami podstawowymi. Celem tej decyzji jest zwiększenie bezpieczeństwa uczniów idących do szkoły. Miastom zależy, żeby rodzice nie parkowali na środku ulicy, a dzieci nie biegały między samochodami. Materiał magazynu "Polska i Świat".
W Poznaniu i we Wrocławiu na krótki czas przed pierwszym dzwonkiem strażnicy miejscy zamknęli ulice przy wybranych szkołach. - Zamknięcie ulicy na 15 minut ma dać dzieciom komfort przejścia po wysadzeniu przez rodziców tych ostatnich metrów do szkoły w poczuciu bezpieczeństwa - wyjaśnia dyrektor Wydziału Oświaty Urzędu Miasta w Poznaniu Przemysław Foligowski.
Drogowcy postawili znak zakazu ruchu, a strażnicy - barierkę, żeby nikt zakazu nie złamał. Chociaż mieszkańcy są podzieleni - dla urzędników kluczowe jest jednak bezpieczeństwo. Ci z Poznania nagrali film, by pokazać, jak wyglądała sytuacja koło szkół przed postawieniem barierek.
"To powodowało niebezpieczne sytuacje"
- Rodzice przyjeżdżający z dziećmi do szkoły, nie parkowali w miejscach wyznaczonych, tylko parkowali na ulicy, na chodniku, a to powodowało niebezpieczne sytuacje - wyjaśnia Agata Kaniewska z Zarządu Dróg Miejskich w Poznaniu.
To problem w całym kraju, nie tylko przy szkołach. Pomysł, by zacząć blokować ulice przed lekcjami pojawił się rok temu. Polskie miasta podpatrzyły pomysł w Wiedniu. Tam się przyjął i w efekcie więcej ludzi zaczęło jeździć do szkoły rowerami i komunikacją miejską. - Manewrujące bezpośrednio przed wejściem do szkoły samochody i dzieci, które są, ze względu na swój wzrost, słabiej widoczne, to jest duże niebezpieczeństwo - zwraca uwagę piesza oficer Anna Szmigiel-Franz.
Niektórzy rodzice twierdzą, że sytuacje niebezpieczne się nie zdarzały, ale Przemysław Foligowski podkreśla, że "to, że nikomu nic się nie stało, nie znaczy, że nie należy poszukiwać bezpieczniejszych, lepszych rozwiązań".
"Mam nadzieję, że się sprawdzi"
W Poznaniu pilotaż potrwa dwa tygodnie, w stolicy Dolnego Śląska - do końca października. - Przeprowadzamy badania, ankiety, liczenie samochodów - mówi Anna Szmigiel-Franz. - I będziemy się zastanawiać, co po tym miesiącu, jakie działania podejmować, żeby zwiększyć bezpieczeństwo dzieci w sposób trwały - dodaje.
- Będziemy się przyglądać przez dwa tygodnie, jak to rozwiązanie się sprawdzi. Mam nadzieję, że się sprawdzi i będzie mogło pozostać - podkreśla Agata Kaniewska. Pytanie, czy kierowcy do blokowania ulic też się przekonają, czy pomysł będą chcieli zablokować.
Źródło: TVN24