Mieszkali na poddaszu jednego z budynków komunalnych, w którym wybuchł pożar. Nie mieli się jak ratować. Matka wyrzuciła przez okno swoją małą córeczkę. Dziecko udało się uratować, kobieta jest mocno poparzona. W pożarze zginął jej 7-letni syn. Lekarze walczą o życie kobiety. (Materiał "Faktów" TVN)
Pożar wybuchł tuż przed północą w nocy z piątku na sobotę. Płomienie bardzo szybko obejmowały kolejne partie drewnianego budynku. W budynku w Bielsku Podlaskim mieszkało pięć rodzin, w sumie 17 osób. Najbardziej zagrożone były osoby mieszkające na poddaszu.
Lekarze walczą o życie matki
Właśnie tam mieszkała matka 2-letniej dziewczynki i 7-letniego chłopca. Nie miała jak się ratować. Dziewczynkę wyrzuciła przez okno, złapali ją sąsiedzi. Kobiecie także udało się wydostać z budynku, jednak jej syn zginął w płomieniach.
- Córka jest w stanie stabilnym. Zdrowiu nic nie zagraża i w ciągu kilku dni wyjdzie ze szpitala. Matka ma około 40 proc. oparzeń ciała - twarzy, pośladków, kończyn górnych i tułowia - mówi dr Arsalan Azzaddin ze szpitala w Bielsku Podlaskim.
Lekarze walczą o życie kobiety. Niestety w pożarze zginął jej 7-letni synek. Ciało chłopczyka znaleziono w spalonych zgliszczach mieszkania na poddaszu.
Przyczyna pożaru jest nieznana. Zarzewie ognia znajduje się w pobliżu pieca kaflowego, którym ogrzewano mieszkanie.
Władze pomogą
Mieszkańcy zarzucają straży pożarnej, że ta mogła sprawniej przeprowadzić akcję gaśniczą. - Jak straż pożarna przyjechała to syn z sąsiadem z drabiny gasili pożar, a strażacy biegali jak opętani, bo wody w hydrancie zabrakło - stwierdziła jedna z lokatorek.
Lokalne władze obiecują lokatorom mieszkania zastępcze. Burmistrz miasta już zaoferował mieszkańcom dwutysięczne finansowe zapomogi.
Autor: kło / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24