Miał być wielki powrót autobusów PKS, ale już wiadomo, że z 300 milionów złotych na reaktywację połączeń i tworzenie nowych skorzysta zaledwie garstka samorządów. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk jeszcze na początku tego roku mówił, że rząd Prawa i Sprawiedliwości musi stworzyć takie warunki, aby nikt z Polaków, mieszkający nawet w bardzo małej miejscowości, nie czuł się wykluczony komunikacyjnie. - Odtwarzając połączenia autobusowe, postanowiliśmy się zmierzyć z problemem cywilizacyjnym - podkreślał sam premier Mateusz Morawiecki. - Nie możemy sobie pozwolić, aby osoby starsze, z niepełnosprawnościami, dzieci, mogły korzystać tylko z połączeń samochodowych, bo nie każdy ma samochód - dodawał szef rządu.
Znaleziono 300 milionów złotych, by dołożyć gminom w tym roku na przywrócenie zlikwidowanych połączeń, ale niewiele gmin z tego skorzysta. Samorządy wyliczają, że złotówka od rządu do każdego kilometra to za mało.
"Nie byliśmy finansowo przygotowani"
W Koziej Górze niedaleko Gdańska rozkładu jazdy "pekaesów" na przystanku nie będzie.
- Otrzymalibyśmy od rządu złotówkę dotacji, do tego musielibyśmy dołożyć kilka złotych - tłumaczy Marek Zimakowski, wójt gminy Przywidz w województwie pomorskim, na której terenie znajduje się Kozia Góra. - Przy skali naszych inwestycji nie jest to możliwe – dodaje.
Wójt zrezygnował z walki o dotacje. Podobnie zrobiło większość gmin i powiatów.
- Nie byliśmy finansowo przygotowani do aplikowania o środki rządowe - przyznaje Marcin Górzny, zastępca burmistrza Sulechowa w województwie lubuskim.
W województwie pomorskim na reaktywację PKS-ów rząd przygotował prawie 16 milionów złotych, samorządy wykorzystają 1,3 miliona z tej kwoty.
W Wielkopolsce na nowe połączenia wojewoda zaplanował prawie 20 milionów złotych. Samorządy wykorzystają niespełna milion.
Zachodniopomorskie gminy miały dostać prawie 18 milionów złotych na nowe linie. Wykorzystanych nie zostanie nawet 300 tysięcy.
"Ta złotówka do kilometra powinna być kwotą wystarczającą"
Wiceminister infrastruktury Andrzej Bittel uważa, że "dobre opracowanie sieci komunikacyjnej powinno skutkować, że ta złotówka do kilometra powinna być kwotą wystarczającą". - Ale oczywiście udział samorządów musi być w tym ujęty – podkreśla.
Zdaniem Bartosza Jakubowskiego z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego "samorządy w ogóle nie były przygotowane" na przywracanie połączeń autobusowych. - Możemy długo o tym mówić, że ustawa jest niedoskonała, że pieniędzy jest za mało, że była procedowana za szybko, ale jednak samorządy nie podjęły rękawicy, nawet nie weszły na ten ring, tylko wręcz uciekły z niego – uważa ekspert.
"Nie mieliśmy na to czasu"
Z takimi opiniami nie zgadza się Robert Sidoruk, wójt gminy Zabór (woj. lubuskie). - My nie mieliśmy na to czasu. To jest jedna rzecz. Druga rzecz: mamy środek roku. Można powiedzieć, że budżet jest realizowany i w tym budżecie niewiele możemy pozmieniać – tłumaczy.
Doktor Michał Wolański ze Szkoły Głównej Handlowej zwraca uwagę, że nie wystarczy dać pieniądze. - Trzeba zaprojektować system, wskazać konkretny poziom samorządu odpowiedzialny za realizację zadania i potem dać mu rzeczywiste uprawnienia. Tego wszystkiego zabrakło – ocenia. - Wprowadzono fundusz, natomiast nie zastanowiono się, jak ma wyglądać organizacja transportu publicznego w Polsce. I mamy efekty – dodaje.
"Są samorządowcy, którzy uznali, że ten program jest dobry"
Ministerstwo infrastruktury mówi o gminach, które znalazły czas i pieniądze, by skorzystać z pomocy rządu i zorganizować połączenia już od 1 września.
- Te podpisane umowy pokazują, że są samorządowcy, którzy uznali, że ten program jest dobry. Mają zdiagnozowane potrzeby transportowe i potrafili złożyć wnioski – chwali wiceminister Andrzej Bittel.
Autor: asty//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24