- Nigdy nie zadawałem sobie pytania jaka jest moja rola jako osobistego fotografa papieża. To było naturalne, że każdego dnia o 6 rano przychodzę do apartamentu papieża i zaczynam życie z Ojcem Świętym. Intensywne życie - wspomina Arturo Mari, osobisty fotograf Jana Pawła II. - Papież był bardzo fotogeniczny - dodaje Grzegorz Gałązka, fotograf akredytowany przy Watykanie, który robił zdjęcia papieżowi przez kilkanaście lat.
Dagmara Kaczmarek-Szałkow spotkała się w Rzymie z fotografami, którzy poświecili swoje życie, by uwieczniać na zdjęciach pontyfikat papieża Polaka - Włochem Arturo Marin i Polakiem Grzegorzem Gałązką. Na kilka dni przed beatyfikacją Jana Pawła II, obydwaj wspominają, jak niezwykłą był osobą.
- Zawsze podążałem za nim. Stałem metr od niego. Nigdy się nie zdarzyło, by papież nie chciał być fotografowany. Mam doświadczenie fotografowania sześciu papieży przez 51 lat. To był jedyny pontyfikat, kiedy mogłem fotografować absolutnie wszystko - wspomina Mari. - W pewnym momencie zacząłem żyć w symbiozie z Ojcem Świętym, z jego pracą. On emanował swoją charyzmą i moim zadaniem było uchwycenie tego na fotografiach. Był bardzo fotogeniczny przez naturalność swoich ruchów - wspomina.
"Dialog z Chrystusem"
Jak podkreśla Mari, były jednak momenty, kiedy powstrzymywał się przed zrobieniem zdjęcia papieżowi. - Raz zobaczyłem papieża, kiedy modlił się w swojej prywatnej kaplicy. To nie była zwyczajna modlitwa. Tak było zawsze przed spotkaniami z bardzo wpływowymi ludźmi - ze światowymi przywódcami. Papież klęczał wtedy przed pięknym krzyżem. To był dialog z Chrystusem z tego krzyża. Raz zrobiłem zdjęcie. Potem już nigdy więcej tego nie robiłem - mówi.
Mari wspomina też moment, gdy spotkał się z papieżem na 8 godzin przed jego śmiercią. - To był najpiękniejszy moment w moim życiu. Wszedłem do apartamentu papieża. Nie było tam żadnych kroplówek, Ojciec Święty leżał na boku. Odwrócił się do mnie z uśmiechem, miał szeroko otwarte oczy. Padłem na kolana, pogłaskał mnie po twarzy i powiedział tylko: "Arturo, dziękuję" - mówi Mari.
"Zdjęcie wychodziło samo"
Grzegorz Gałązka papieża zaczął fotografować w latach 80. W 1984 r. przyjechał do Rzymu z pielgrzymką z Kalisza i został tam już na stałe. - Mnie zawsze interesowało fotografowanie papieża. Ktoś mógłby się śmiać, że jest to nierealne, ale z biegiem czasu te marzenia zaczęły się spełniać - mówi fotograf.
- Papieża było łatwo fotografować. Miał takie cechy naturalne. Był bardzo fotogeniczny. Wystarczyło tylko obserwować go przez obiektyw i od czasu do czasu naciskać spust migawki. Zdjęcie wychodziło samo - dodaje.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24