- Można działać zgodnie z prawem, jednocześnie naruszając pewne normy etyczne - uważa profesor Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PWC, zapytany o praktyki stosowane przez banki podczas udzielania kredytów hipotecznych we frankach. W jego opinii pożyczanie pieniędzy w sytuacji, kiedy bank nie wiedział, czy zostaną one zwrócone, jest "potężnym, moralno-profesjonalnym nadużyciem" i "skandalicznym działaniem".
- Kredyty są udzielane z oszczędności innych. Kredyty muszą być spłacane. W interesie nie banków, a tych, którzy je biorą - zaznaczył profesor Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PWC. W rozmowie we "Wstajesz i wiesz" podkreślił, że "nigdzie nie jest powiedziane, że każdego stać na wzięcie kredytu". - Po to są badania zdolności kredytowej - dodał Orłowski.
- Wzięcie kredytu to nie jest prawo każdego człowieka, że niezależnie od tego, ile zarabia, bank ma obowiązek mu ten kredyt dać - zaznaczył.
"Skandaliczne działanie"
W opinii profesora skandaliczne jest udzielanie wysokich pożyczek ludziom, względem których istniało uzasadnione podejrzenie o niezdolności do podjęcia się takiego obciążenia finansowego w takiej wysokości i na tyle lat.
- "W złotych nie macie (zdolności kredytowej - red.) ale we frankach wam damy". To jest skandaliczne działanie ze strony banku - skwitował. Orłowski zauważył również, że "obowiązkiem banku jest udzielenie kredytu, jeśli będzie on spłacany". - Kredyt jest w interesie człowieka, jeśli (kredyt - red.) jest dobrze zaprojektowany - kontynuował. - Ja nie chcę powiedzieć, że kredyt jest czymś złym. Bardzo dobrze, niech ci, których na niego stać - przy czym "stać" to znaczy mieć szanse spłacenia go - niech go biorą - podkreślił.
Krótka pechowa historia
Jednak po czasie kurs franka zaczął rosnąć - rata 800-900 złotych wzrosła do 1000-1100 złotych, a do tego doszła kosztowna rehabilitacja ich starszego syna, u którego zdiagnozowano Zespół Aspergera. Finansowo z było coraz trudniej, dlatego małżeństwo zdecydowało się na sprzedaż mieszkania. Kupiec znalazł się w grudniu 2014 roku. Mieszkanie sprzedali trochę drożej niż kupili, co miało zrekompensować stratę niekorzystnej zmiany kursu.
By zabezpieczyć się przed wahaniami kursu, zdecydowali się jeszcze dobrać 36 tys. zł kredytu konsumenckiego, by - jak było to zadeklarowane w akcie notarialnym sprzedaży mieszkania - na pewno móc spłacić kredyt i odciążyć hipotekę. Pozostało tylko złożyć dyspozycję wcześniejszej całkowitej spłaty kredytu hipotecznego, jednak przez zapis w umowie ze spłatą musieli czekać do 15 stycznia 2015 roku, czyli dnia tzw. "zapadalności raty" - do tego czasu pieniądze ze sprzedaży miały leżeć na koncie. Wtedy szwajcarski bank centralny ogłosił druzgocącą dla wielu rodzin "nowinę". W dniu spłaty kredytu Jabłońskich kurs franka podskoczył z 3,54 do 5,20 zł.
"Moralno-profesjonalne nadużycie"
Zdaniem profesora, mimo że banki przy dobrze - czyli korzystnie dla nich - spisanej umowie nie ponoszą odpowiedzialności za obecną sytuację, to "rząd powinien to w jakiś sposób zmienić, rozwiązując ten problem".
- Bo to jest moralna wina banków - stwierdził, odnosząc się do obecnego dramatu frankowiczów. - Jest to potężnym, moralno-profesjonalnym nadużyciem - dodał, odnosząc się do sytuacji, w których banki udzielały kredytu bez pewności, czy zostanie on spłacony.
- Można działać zgodnie z prawem, jednocześnie naruszając pewne normy etyczne - podkreślił Orłowski stwierdzając, że w zaistniałej sytuacji rząd musi rozmawiać z bankami "nie w tonie, w jakim by chciał rozmawiać Związek Banków Polskich".
Autor: mb/kka / Źródło: TVN 24