Południe kraju, najbardziej dotknięte przez powódź mobilizuje się do pracy. Setki ludzi przychodzi nad lokalne rzeki umacniać wały. Niektórzy pracują po kilkanaście godzin, a i tak liczy się każda para rąk.
W Sandomierzu deszcz już nie pada, ale woda wciąż nie opada i cały czas podmywa wały. Nad ich umocnieniem pracują strażacy i wojsko.
Przychodzą też mieszkańcy, którzy w obawie prze kolejnym atakiem fali chcą pomagać. I do tej pomocy namawiają innych. - Przychodzą też gapie i robią zdjęcia zamiast wziąć się do roboty - mówi jeden z mężczyzn pracujący przy wałach.
- Powinno być zarządzenie burmistrza, żeby wszyscy zdrowi mężczyźni przyszli tu pracować. Powinna być ogólna mobilizacja, bo naprawdę jest tu niewesoło - dodaje inny.
Walka z wodą
Tym mężczyznom, którzy jednak do pracy się nie palą, za przykład mogą posłużyć kobiety, które także przychodzą pomagać.
Jedne ładują piasek do worków, inne przygotowują coś do jedzenie pracującym na pierwszej linii powodziowego frontu. - Jestem tu od siódmej rano. Do pierwszej, drugiej w nocy da się wytrzymać. Później się zmieniamy, niektórzy idą się przespać - mówi kobieta pracująca przy umacnianiu wałów. A praca, od której niektórym krwawią już ręce często okazuje się syzyfową, bo woda niszczy, to co z takim trudem zostało zbudowane.
mkg/sk
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24