Przyjęli ich pod swój dach: kobietę i jej trzyletniego syna. Chłopiec jest energiczny, lubi wygłupy, potrzebowałby kontaktu z rówieśnikami. Mama przedszkolanka, może pracować w sklepie, uczy się szybko polskiego i jest w stanie płacić za mieszkanie. "Chcemy przekazać ich w dobre ręce" - napisali po 10 dniach.
Po wybuchu wojny w Ukrainie od 24 lutego do Polski przybyło już około 3 milionów uchodźców. Większość znalazła schronienie w prywatnych domach. Polacy biorą do siebie Ukraińców z ulicy. Oddolna pomoc koordynowana jest na grupach facebookowych.
Katarzyna Podleska, psychotraumatolog, na prośbę Fundacji HumanDoc napisała podręcznik dla osób goszczących uchodźców.
Nie bądź superbohaterem
Małgorzata Goślińska: Na grupach facebookowych dotyczących pomocy Ukrainie pojawiły się posty ludzi, którzy goszczą uchodźców, że szukają dla nich innego mieszkania. Spotkała się pani z czymś takim?
Katarzyna Podleska, psychotraumatolog: Spotkałam się i to niejednokrotnie. Spodziewałam się tego, dlatego od drugiego dnia, kiedy uchodźcy zaczęli przybywać do naszego kraju, apelowałam, żeby nie starać się być za wszelką cenę superbohaterem.
To znaczy?
Jeśli chcemy być dla uchodźców 24 godziny na dobę, totalnie, na sto procent, to dla mnie to jest bycie superbohaterem. Nikt nie ma w sobie tyle zasobów, żeby tak funkcjonować.
Dziwiło panią, że tak dużo ludzi bierze do siebie obcych z ulicy?
Nie, dlatego że my jesteśmy dobrym narodem. "Gość w dom, Bóg w dom" - od pokoleń gdzieś to w nas jest. Nie byłam zaskoczona skalą pomocy. Raczej się obawiałam, że to będzie wybuch ognia, który się spali, że po porywie serca szybko przyjdzie zmęczenie.
Po obydwu stronach były ogromne emocje. W uchodźcach emocje związane z wojną. Mieszane, bo "uciekłam, zostawiłam dom, brata, męża, ojczyznę". W nas była empatia i chęć pomocy. "Zrobię dla nich wszystko, oddam, co najlepsze, bo oni uciekają z obszarów wojennych".
W czwartek zaczęła się wojna, a ja w sobotę jechałam do mamy. Musiałam przejechać przez pół Warszawy. Po drodze minęłam z 12 punktów, gdzie wolontariusze segregowali dary, ładowali w pudła, zaklejali. Jechałam, myśląc, ale super, że tylu ludzi poświęca czas na pomaganie. I zaraz potem miałam myśl: jejku, tylko wytrwajcie w tym, bo to nie potrwa tydzień. Obawiałam się pomocy długofalowej. Od początku apelowałam: mierzcie siły na zamiary, obserwujcie siebie, zbadajcie swoje zasoby, czy jesteście w stanie przyjąć kogoś na dłużej. Mnóstwo hejtu się na mnie za to wylało, że taki ze mnie pomocowy człowiek.
Jak się sprawdzić, zanim napiszę na grupie pomocowej: przyjeżdżajcie do mnie?
Musimy na chłodno rozpoznać własne możliwości, dlatego że niesienie pomocy jest obciążające psychiczne, a niesienie pomocy osobom w kryzysie - jeszcze cięższe. Trzeba poszukać w sobie mocnych i słabych stron, w czym jestem dobra, na co mam siły, co potrafię robić, czy poradzę sobie w tej sytuacji emocjonalnie i fizycznie.
Fizycznie?
Ludzie tego nie rozumieją. "Przecież nie będę nikogo nosić". Może nie będziesz, ale masz więcej osób w domu, czyli więcej sprzątania, więcej gotowania. Masz kobiety z dziećmi, więc przy tych dzieciach trzeba poogarniać.
To jest ten aspekt fizyczny. A jeszcze są osobiste zahamowania, uprzedzenia. Czy nie kręcą mi się w głowie stereotypy o Ukraińcach, które mogą mi przeszkodzić w skutecznej pomocy? I czy nie jest zagrożone moje bezpieczeństwo?
Potrzebna jest analiza, co mogę dać, czego absolutnie dać nie mogę, do czego jestem zdolna, do czego się nie posunę, w jakich sytuacjach mogę się nagiąć, czy nie jestem na tyle sztywna, że jak ktoś mi powie: "piję co rano kawę, czy mi podasz?", to ja się zgodzę i potulnie będę robić tę kawę, czy też powiem: "nie, no sorry, już za daleko idziesz, chcesz kawę, to tu jest ekspres i sobie rób co rano".
Stawianie granic - to jest bardzo ważne dla naszego zdrowia psychicznego. I ostatnia rzecz - jak będzie jakaś trudna sytuacja, czy mam do kogo zadzwonić, czy mam gdzie pójść po pomoc?
No właśnie: do kogo, gdzie? Wrzucę do wyszukiwarki hasło "mam w domu uchodźcę, pomocy" i wyskoczą adresy, telefony?
Są w Polsce organizacje i fundacje niosące pomoc humanitarną, niektóre zajmują się migracjami, tylko jak nie ma kryzysu, to ich nie widać. Sama na początku tej sytuacji usłyszałam pierwszy raz o kilku takich organizacjach, które działają od 15 lat i teraz też są chętne do pomocy. Warto publikować zestawienie tych organizacji, bo ludzie ich szukają.
Mam być domem czy hotelem?
Mam być dla uchodźców domem czy hotelem?
Jeśli przyjmując ich, mówimy: "słuchajcie, tu jest wasz pokój, tu macie czystą pościel i ręczniki, pościel i ręczniki będą zmieniane dwa razy w tygodniu, rano zapraszamy ma śniadanie, śniadanie jest już gotowe, o 14 zapraszamy na obiad, obiad jest już gotowy i sprzątamy po nich", to jest to hotel. Oni mają pełną obsługę, my nie nawiązujemy z nimi relacji.
A jeśli przyjmujemy ich i owszem, na początku, jest ta sama procedura: "macie tu pokój, pościel, ręczniki, o 14 siadamy do obiadu", ale od tego obiadu zaczynamy rozmawiać, przedstawiać rodzinę po kolei, opowiadać, czego się mogą po nas spodziewać, pytać, jacy są oni, co lubią, czego nie lubią, o której wstają i jak zaczynają dzień, bo my o 8 pijemy kawę i tak dalej, to jest to nawiązywanie relacji. Wtedy mamy gości w domu.
Obie formy są dopuszczalne?
Ja bym szła w stronę domu. Nie chodzi zaraz o zawieranie przyjaźni, bo wiadomo, między ludźmi zaiskrzy albo nie, ale dałabym im chociaż trochę ciepła i wsparcia, bo oni uciekli ze swojego domu, nie wszyscy mieli możliwość się spakować i zabrać dobytek, widzimy samochody zapakowane po dach i jeszcze na dachu, ale wiele osób zabrało jeden tobołek i mają w nim całe życie. Jest im bardzo ciężko.
Nie chodzi o profesjonalne wsparcie. Wypoczynek i zabawa są leczące.
Robię analizę i wychodzi mi tak: Bardzo chcę pomóc, ale nie mam czasu, bo dużo pracuję. Dam dach nad głową, ale mnie tam nie będzie. Czy to za mało? Jakie jest minimum, które trzeba dać uchodźcom?
Nie wiem, czy jest jakieś minimum. To zależy od nas. Jedna osoba powie: "daję wam kąt, tutaj macie lodówkę, tutaj łazienkę i radźcie sobie, zapewniłam wam bezpieczeństwo". Dla innej osoby to będzie niewystarczające. Moja koleżanka, która gości uchodźców, szuka im pracy. Dla niej minimum to zaangażowanie się w pomoc na przyszłość, nie tylko tu i teraz. Wszystko zależy od tego, ile my chcemy dać.
Muszę mieć osobny pokój dla uchodźców?
Fajnie jest dać im pokój, bo każdy potrzebuje zamknąć się i posiedzieć w samotności. Ale nie muszę mieć wolnego pokoju. Jeśli nie przeszkadza mi, że goście śpią w salonie, który jest otwarty na kuchnię, a ja w szlafroku robię sobie rano śniadanie.
Widziałam na Facebooku taką sytuację: osoba oddała uchodźcom salon z aneksem kuchennym i żeby zapewnić im odrobinę intymności, rozstawiła w tym salonie namiot. Mają swój pokój w pokoju.
Ludzie bardzo się angażują, widać to na tych grupach pomocowych. Dziecko przejechało po wizycie u okulisty, ale nie zdążyło odebrać okularów. No to organizują okulary. Sprzęt rehabilitacyjny, bo trafił im się chłopiec z niepełnosprawnością. Zdjęcia do paszportu. Nawet porzucają pracę, biorą urlopy.
O ile biorę urlop, to okej. Natomiast jeśli rzucam pracę, to z mojego punktu widzenia już nie jest okej, bo za chwilę sytuacja się zmieni, a ja zostanę bez środków do życia. Jedni będą mieli poczucie spełnienia: "straciłam pracę, ale zrobiłam mega dobrą rzecz". Ale ktoś może być wściekły, że tak się stało przez pomoc obcym ludziom. Myślmy o sobie, bo ta sytuacja - mam nadzieję - nie będzie trwała wiecznie.
Jak gospodarz ma zadbać o siebie?
Pamiętajmy o swoich podstawowych potrzebach, takich jak sen, jedzenie, odpoczynek. Jeśli mamy taki rytm, że dwa razy w tygodniu chodzimy na siłownię, ale dręczą nas wyrzuty sumienia, że ja wychodzę, kiedy oni biedni siedzą w domu, to zaproponujmy im wspólne wyjście. Może oni też chodzili na siłownię? Może pójdźmy razem pobiegać albo na dłuższy spacer? Nie zaniedbujmy swoich relacji, swoich rodzin, przyjaciół.
Uchodźcy z Ukrainy w Polsce
Dwa dni i koniec
Czy mogę z góry zaznaczyć, że przyjmuję ludzi tylko na jedną noc, żeby mogli wykąpać się i przespać po podróży? Mogę im powiedzieć: dwa dni i koniec?
Jak najbardziej. Znam osobiście pana, który z taką informacją poszedł do organizacji: "mam mieszkanie, ale nie jestem w stanie zajmować się tymi ludźmi". Bo ma pracę i inne obowiązki, schorowanego ojca, do którego jeździ. Daje lokum na dwa dni na zasadzie tranzytowego miejsca. Uchodźcy przyjeżdżają, kąpią się, jedzą i jadą dalej. I przyjeżdżają następni. Nie wszyscy chcą się zatrzymać w Polsce. Potrzebują tylko chwili bezpieczeństwa i oddechu.
Określenie czasu, na jaki jestem w stanie użyczyć komuś mojego mieszkania, jest ważne. Proszę sobie wyobrazić, że jestem nastawiona na przyjęcie uchodźców na dwa dni, a oni nie mają o tym pojęcia. Przyjeżdżają i się rozgaszczają. Ja po dwóch dniach mówię: dobra, no to dokąd wam załatwić transport? A oni na to: "ale my nigdzie dalej nie jedziemy, chcemy zostać tutaj". I nagle jest problem, i jest frustracja.
Ale czy w tej sytuacji jest w ogóle możliwe określić z góry czas gościny? Mijają ustalone dwa tygodnie, gospodarz nie może lub nie chce dłużej mieć u siebie obcych ludzi, a im się posypały plany, mieli się przenieść do jakiejś rodziny, dostać gdzieś pracę i nic z tego nie wyszło. Nie mają dokąd pójść. Co wtedy?
Znowu analiza: na ile jeszcze jestem w stanie przetrzymać ich u siebie? Muszę zważyć za i przeciw. Jakie koszty poniosę, czy padnę na twarz i moja rodzina będzie musiała sobie radzić sama? Nie chcę zostawić tych uchodźców na lodzie. Ale jak się zarżnę, to już nikomu nie pomogę.
Jeśli wychodzi mi, że absolutnie dłużej nie mogę, to wyszukuję organizacje pomocowe i mówię: mam u siebie uchodźców, poszukuję dla nich lokum. Widzę na Facebooku takie ogłoszenia: jest u mnie mama z dwójką dzieci, ale niestety z takich i takich powodów nie mogę ich dłużej gościć.
Ja czytałam o mamie z trzyletnim synkiem. Przedszkolanka, przyjmie każdą pracę, uczy się szybko polskiego, chce płacić za wynajem. Para, która ich przyjęła, po 10 dniach przyznała, że nie mogą ich gościć na stałe. Ludzie boją się takich sytuacji. Pytają, czy da się spisać jakąś umowę na czas określony, na wynajem okazjonalny, żeby zabezpieczyć się na taką okoliczność, że ja chciałam tylko na dwa tygodnie, a uchodźcy się nie wyprowadzają.
Od strony prawnej nie wiem, jak to jest rozwiązywane. Czytałam podobne posty. Fajnie, jeśli to jest dmuchanie na zimne, że ludzie o tym myślą, co się stanie, jak się goście zasiedzą.
Fajnie? Spotykają się z krytyką, że pomagają, a chcą się zabezpieczać.
Bardzo dobrze, że się zabezpieczamy. Ja zawsze powtarzam moim pacjentom, tak pół żartem, pół serio, że ode mnie wyjdą w nieco bardziej egoistycznym nastroju, dlatego że mówię im, żeby dbali o siebie, myśleli o sobie, uczyli się stawiać granice, nie bali się oceny innych ludzi. Życie w strachu o to, jak nas ocenią inni, to droga do stanów depresyjnych i zaburzeń lękowych.
Boimy się otwarcie rozmawiać o uchodźcach i z uchodźcami, bo oni uciekli przed wojną. A to są, na Boga, normalni ludzie.
Ukrainka: uważajcie, nie wszyscy są dobrzy
Wypada poprosić ich o okazanie dokumentów? Sprawdzić, czy na pewno są z Ukrainy, czy mają w paszporcie pieczątkę Straży Granicznej, postawioną po 24 lutym?
Powinnam mieć z tyłu głowy, że to są obcy ludzie i nie wylewać na nich całego zaufania. Czy spisywać dane? Pewnie tak, dlatego że po jednej i po drugiej stronie zdarzają się osoby, które wykorzystują sytuację w nieuczciwy sposób. To jest dbanie o bezpieczeństwo własne i mojej rodziny.
Miałam kiedyś w terapii Ukraińców. Z racji tego, co się wydarzyło u nich w kraju, pisałam do nich, czy wszystko okej, jak tam kontakt z rodzinami. Jedna pani odpowiedziała, że jest bardzo poruszona tym, co się dzieje ze strony polskiej, że tak chcemy pomagać, że przyjmujemy uchodźców z otwartymi ramionami. I powiedziała mi: "uważajcie". Powiedziała: "uważajcie, bo nie wszyscy Ukraińcy są dobrzy i niefajne rzeczy robią". Zwróciła uwagę na to, że są Ukraińcy, którzy mieszkają w Polsce od pięciu lat, mają tu mieszkanie i szukają luksusowych lokum za darmo. Mówiła: "uważajcie, kogo bierzecie". To były słowa Ukrainki o swoich rodakach. Mocno mnie to zaskoczyło.
Ale to niezręczne, zaprosić kogoś i od progu pytać o dokumenty. W niektórych miastach ten ciężar można zwalić na samorząd, zgłosić swoje mieszkanie do miejskiej bazy, a pracownicy ośrodków pomocy społecznej sprawdzą moje warunki i dokumenty uchodźców, których mam przyjąć. W teorii to jest dobre, ale ja bym zalecała pracownikom tych ośrodków trochę rozwagi. Znam sytuację dziewczyny, która ma dwa apartamenty w Warszawie, śliczne, chciała je wynająć uchodźcom i OPS je odrzucił, bo nie ma tam pralki.
Policjanci i organizacje pozarządowe ostrzegają uchodźców przed oszustami. "Nie oddawajcie nikomu swoich dokumentów, trzymajcie się razem" - dają listę rad. Słyszała pani o podobnych radach dla gospodarzy?
O ochronie naszych? Nie słyszałam. I czy ja bym umiała dać takie rady?
Dostałam ostatnio pytanie od mężczyzny, który udostępnił pokój w swoim mieszkaniu dwóm matkom z dziećmi. Wziął tydzień urlopu. Dzwoni do mnie i mówi: "słuchaj, ja za trzy dni wracam do pracy". To bardzo dobrze, że wracasz, mówię. "No tak", odpowiada, "ale co robić z mieszkaniem, mam dać im klucze? Czy zamknąć je jak w klatce?".
Ja miałam przez chwilę u siebie Ukrainkę i ona sama mi powiedziała: "jak wychodzisz, to zamknij mnie w mieszkaniu". Ale ja nie wychodziłam na osiem godzin. Mogłam tak poustawiać pacjentów, żeby wracać do domu co godzinę. To jest taka sytuacja nie do końca rozwiązywalna. Trzeba samemu wyczuć, co robić. Ostatecznie zostawiam mieszkanie z całym dobytkiem i nie wiem, co to za ludzie, ci moi goście, nie znam ich.
Z tym mężczyzną wymyśliliśmy takie rozwiązanie, że on dorobił zamki do pokojów. Przed wyjściem zamykał pokoje, które zajmował, ale też dał klucz swoim gościom do ich pokoju. Nie wyszło więc tak, że on się zamyka przed nimi, ale że one też mogą się zamknąć, mieć intymność. Zostało to bardzo dobrze przez nich odebrane. Nie każdy ma taką możliwość, na ogół salony w domach są teraz otwarte, a w tych salonach wszystkie cenne sprzęty. Tutaj wracamy do początku: zastanów się, czy jesteś w stanie gościć obce osoby.
Nasi uchodźcy, moi uchodźcy, moja rodzina
Mogę sobie wybrać rodzinę, na przykład z małymi dziećmi, bo też mam małe dzieci i będą się razem bawić, a o nastolatkach nie mam pojęcia i nie wiedziałabym, co z nimi robić.
To fajny argument, bo uchodźcom będzie się łatwiej wtedy zaadaptować do nowej sytuacji. Rozumiem też, że samotna kobieta nie będzie chciała przyjąć faceta. Możemy podać jakieś kryteria. Ale to serio takie ważne, kto będzie u mnie mieszkać? Tej pani nie chcę, tej nie chcę, tamta mi pasuje. Niosę pomoc czy przeprowadzam casting?
Czytałam w pani poradniku, że nie wolno oczekiwać, by uchodźcy płacili za mieszkanie. Nie mogą dorzucić się do opłat za wodę czy śmieci?
Jeśli dajemy pomoc osobom, które uciekają z kraju z jednym workiem pod pachą, to trochę słabo brać od nich kasę.
W postach dotyczących poszukiwania mieszkania często jest informacja, że oni mogą i chcą płacić za wynajem.
Możemy przeprowadzić to w taki sposób: przyjmujemy osobę, dajemy jej kilka dni na złapanie oddechu i potem mówimy: słuchaj, ja bym bardzo chciała dalej ci pomagać, ale rosną mi opłaty, nie dam rady, pomyślmy, co ty możesz zrobić, żeby mi w tym pomóc.
Ukraińcy szybko szukają pracy i chcą się odwdzięczyć za to, co dostali. Ja mieszkam na Ursynowie i tutaj jest mnóstwo takich ogłoszeń: pani chce lepić pierogi, inna może sprzątać, jeszcze inna zajmować się starszymi osobami. Nie bałabym się im zaproponować tak: mogę gościć was tydzień za darmo, ale jak chcecie zostać dłużej, to musimy się jakoś podzielić opłatami.
A podzielić się obowiązkami? Razem sprzątać mieszkanie, gotować?
Zastanawiam się, czy powiedzieć to w delikatny sposób, czy nie ma co owijać w bawełnę. Sobota to narodowy dzień sprzątania w Polsce. Dzień czy dwa dni wcześniej zapowiadamy: słuchajcie, u nas jest taki zwyczaj, że w sobotę cała rodzina sprząta. Fajnie by było, gdybyście się przyłączyli i posprzątali pokój, który zajmujecie. Nie wierzę, że powiedzą "nie". Ja myślę, że oni nie mają takiego podejścia, że przyjechali i im się należy. Wręcz w drugą stronę. Słyszałam, że nie chcą jałmużny, nie chcą, żeby im dawać pieniądze tylko dlatego, że uciekli ze swojego kraju, chcą zarobić na swoje utrzymanie, choćby dokładać się do budżetu swoich gospodarzy. Głośno o tym mówią. Zamieszczają to na Facebooku. Często to oni chcą się wyprowadzić na swoje, szukają mieszkania.
Mogę powiedzieć gościom, że u mnie w domu się nie pali, że telewizor nie jest włączony non stop, a po 22 to chciałabym, żeby było cicho?
Jasne. Jak mam alergię na sierść kota, to mówię, że chętnie przyjmę uchodźców, ale bez zwierząt. To znowu obszar dbania o siebie.
Zaskoczą mnie jakieś ich zachowania?
Pracowałam w Charkowie w 2016 i 2017 roku, szkoliłam psychologów i psychiatrów do pracy z przesiedleńcami z Donbasu i z tego, co pamiętam, nie było dużych różnic kulturowych. Uchodźca jest w ciężkiej sytuacji psychicznej. Cześć osób przyjechała, zanim się to wszystko zaczęło. Słyszeli, że są gdzieś atakowane miasta, ale u nich jeszcze było spokojnie. Im później uciekli, tym większe prawdopodobieństwo, że zrobili to po kilku dniach siedzenia w piwnicy, w schronie, z miejsc, gdzie były naloty i wybuchy. Niosą ze sobą traumatyczne przeżycia.
I na przykład siedzą u mnie i nic nie robią? Nie zajmują się swoimi dziećmi?
Trudno mi wyobrazić sobie Ukrainkę, która nie zajmuje się swoimi dziećmi, ale może być taka sytuacja, że matka jest w takim zamrożeniu, przerażona tym, co widziała. Na pewno odczuwają bardzo duży stres. Mogą mieć objawy psychosomatyczne, migreny, nadciśnienie, koszmary senne, reakcje fizjologiczne na bodźce, które przypominają im wydarzenia traumatyczne, takie jak chowanie się, ucieczka z powodu jakiegoś huku. Mogą mieć problemy z zasypianiem, z wybudzaniem się, z koncentracją, wzmożoną czujność w sobie, chęć Izolacji, bycia samej, mogą nie chcieć o tym rozmawiać. Albo przeciwnie, mogą mieć dużą potrzebę mówienia.
Mówić rzeczy, których nie chcemy słuchać albo nie chcemy, żeby słyszały nasze dzieci?
Jeśli chcemy chronić dzieci, to mamy prawo przeprosić taką osobę: chętnie cię wysłucham, ale jak dzieci położę spać. Mamy prawo chronić swoją rodzinę.
Możemy spodziewać się wybuchu agresji?
Niestety tak. Bardzo często po przeżyciach traumatycznych, głównie panowie, mają gwałtowne wybuchy gniewu. Takie objawy powinny opaść, bo mamy już miesiąc wojny. Jeśli nadal się utrzymują, to tutaj już by trzeba było wchodzić z terapią.
Ale my, jako gospodarze, nie powinniśmy się bawić w terapeutów?
Absolutnie nie. Możemy działać na zasadzie pierwszej pomocy psychologicznej, czyli słuchamy, wspieramy, mówimy, że jesteśmy obecni, jeśli będą potrzebowali opowiedzieć o tym, co się tam działo. Ale absolutnie tego nie banalizujemy, nie wyśmiewamy, nie zakładamy, że wiemy, co dana osoba przeżyła, nie pouczamy: trzeba było uciekać, a nie siedzieć w schronie. To w niczym nie pomoże.
Zaprosić gości do kina, wymyślać im atrakcje?
Pierwsze, czego oni potrzebują, to złapać poczucie bezpieczeństwa, że oto jestem w miejscu, w którym mogę spokojnie spać i zjeść w czystych warunkach. Jak opadną emocje, oczywiście możemy proponować wyjścia, zwiedzenie miasta. To taki moment w ich i w naszym życiu, kiedy możemy poznać wzajemnie nasze kultury, życie na co dzień. Od osób, które goszczą uchodźców wiem, że organizują dzień polsko-ukraiński. Panie, które przyjechały, gotują coś ze swoich stron, Polki serwują polską kuchnię, ludzie wymieniają się doświadczeniami. Warto ten czas na to wykorzystać.
Język nie będzie barierą?
Gdy pojechałam do Charkowa, nie spotkałam osoby, która by nie mówiła po rosyjsku. Pierwszego dnia nic nie rozumiałam, musiałam odświeżać sobie w głowie lekcje z podstawówki. Miałam tłumacza, który na trzeci dzień zapytał mnie, czy jest potrzebny. Z dziewczynami, które szkoliłam, poszłam sama na lunch.
Mamy translatory, mimikę, gesty, rysunki. A ukraiński wcale się tak bardzo nie różni od polskiego.
Jedni mają już uchodźców dość, inni nie mogą się ich doczekać. Pewien pan opisywał rozżalony, że czeka już na czwartą rodzinę. Za każdym razem sprząta dom, robi zakupy, goście jadą i w ostatniej chwili się rozmyślają.
Pamiętajmy, że to są ludzie w szoku, dopiero co przekroczyli granicę, ich zachowania mogą być różne, mogą mieć chwiejny nastrój, niestabilne myślenie. Jadą w wyznaczone miejsce, na przykład do Warszawy, ale spotkali po drodze rodzinę albo właśnie się dowiedzieli, że w Krakowie są ich sąsiedzi. Wolą być bliżej osób, które znają. Takie banalne rzeczy mogą zmieniać decyzje.
Ten pan ma dom na wsi i podejrzewa, że oni wolą miasto.
Niespecjalnie mnie to dziwi, dlatego że w miastach jest dużo więcej możliwości, choćby zarobkowych. I pamiętajmy, że oni cały czas szukają siebie nawzajem. Rodzina szuka rodziny z Mariupola, ktoś tam wyjechał z Sum i też kogoś szuka - co chwilę widzę takie posty. W wielkim mieście, gdzie są stanowiska PCK, do których ludzie się zgłaszają, jest więcej możliwości, żeby odnaleźć bliskich. Z miasta łatwiej się wydostać w razie czego. Od wielu Ukraińców słyszę, że jak ustaną działania wojenne, to oni zaraz wracają, bo tam zostawili wszystko. Gdzie ty wrócisz, tam nic nie ma, mówię. "Muszę wracać, jakoś sobie dam radę".
Ludzie, którzy gościli uchodźców, często znowu tego chcą. Co im to goszczenie daje?
Generalnie warto pomagać, bo jak dowodzą badania, bezinteresowna pomoc wpływa na nasze zdrowie i na nasz mózg. Osoby, które są zaangażowane w pomocową działalność, rzadziej chorują. Pomaganie innym wpływa na podniesienie poczucia własnej wartości. Czujemy się lepiej, bo czujemy się potrzebni. Nabieramy dystansu do wielu spraw. Gdy pomagamy, mamy głowę zajętą pomaganiem, a nie tym, co się dzieje wokół nas i na świecie.
Osoby, które pomagają - to widzę też po sobie - mówią, że potrafią docenić to, co mają. Życie osób pomagających jest troszkę mniej stresujące niż życie miłośników konsumpcji. I - z innej strony - pomaganie uzależnia. Im więcej pomagamy, tym bardziej chcemy, bardziej się angażujemy, chcemy dawać więcej i więcej.
"Nasi uchodźcy", "moi uchodźcy", "moje dziewczyny", "moja rodzina z Ukrainy" - tak mówią o uchodźcach gospodarze. Chwalą się nimi.
To jest właśnie to podniesienie własnej wartości. Pomagamy, więc jesteśmy lepsi, jesteśmy dobrymi ludźmi, tak to działa.
Do wyboru obóz
Ile jeszcze ten poryw serca może trwać?
W podsycaniu całej tej akcji pomaga to, że się tak dużo mówi o tym, jak tam jest źle, o bombardowaniach, że pokazuje się obrazki dzieci, obrazki, które budzą trwogę i litość. Dawkujmy sobie te wiadomości, żeby nie oszaleć, ale z drugiej strony to nam pomaga pomagać, bo w naszych głowach kłębią się myśli: ależ oni mają źle, ależ tam tragedia, Boże, co tam się dzieje, pomóżmy im, dajmy z siebie jak najwięcej.
Ale czy to już jest ten moment, kiedy państwo powinno usystematyzować to goszczenie, bo superbohaterowie się wyczerpali i zaraz wszystko pęknie?
Powinno i to bez dwóch zdań. Jestem o to zła. Polacy pomagają bardzo oddolnie, sami z siebie, a nie dlatego, że ktoś im tam kazał. Ale tych uchodźców jest bardzo dużo, coraz więcej, przyjeżdżają w przeróżnym stanie psychicznym i fizycznym. Nikt nie wie, ilu ich dokładnie jest, szacowano, że będzie nawet pięć milionów. Nie ma chyba tylu ludzi, którzy zechcą ich przyjąć do siebie. Oni powinni być gdzieś witani, ktoś powinien z nimi rozmawiać, badać ich, sprawdzać, czy wszystko okej, jak im pomóc.
W obozie dla uchodźców?
Różnie z tymi obozami jest. W Grecji były obozy, na które uchodźcy mówili "slumsy". Sami Grecy nie chcieli już ich przyjmować, strzelali do pontonów z uchodźcami. W Niemczech obozy to całe osiedla pod Berlinem. Oglądałam o tym dokument. Uchodźcom nieźle się tam żyje, są zadowoleni, ale mają tak wielki social, że nie chcą pracować. Gdzieś by to trzeba wypośrodkować. Obóz powinien być przystanią na drodze, a nie miejscem, gdzie się osiada, powinien pomagać, a nie szufladkować.
Może sami uchodźcy chcieliby mieć do wyboru obóz? Niektórzy zostają na Dworcu Centralnym, nie wszyscy chcą iść do mieszkań.
Jak się idzie do prywatnego mieszkania, nie wiadomo, gdzie się trafi, z kim się będzie mieszkać. Na dworcu oni są w swojej społeczności, ze znajomymi, z sąsiadami, czy choćby z ludźmi ze swojego kraju, którzy przeżyli podobne historie, dlatego czują się bezpieczniej.
Autorka/Autor: Małgorzata Goślińska
Źródło: Magazyn TVN24