Załoga polskiego statku Miętus, który w zeszłym tygodniu zatonął w pobliżu Bornholmu, wróciła do kraju.
- Według naszych informacji, doszło do kolizji jednostki Miętus 2 najprawdopodobniej ze statkiem transportowym Begonia S - informuje armator Miętusa Wojciech Maciejewski.
- Obudziłem się pierwszy. Wyszliśmy z kolegą, pootwieraliśmy drzwi. Pomagałem zrzucić tratwę ratunkową - relacjonuje jeden z członków polskiej załogi. Dodaje, że szybko pojawiły się duńskie służby ratownicze. - To była wzorowa akcja - podkreśla.
"Jak on w nas uderzył, to nas złożyło"
Przebywający na statku informują, że statek towarowy, z którym doszło do kolizji, nie pomógł polskiej jednostce.
- Jak on w nas uderzył, to nas złożyło. I on poszedł dziobem, nawet nie patrzyliśmy, dla nas nie było ważne, jaki on kurs obrał. Tylko że po prostu nie udzielił nam pomocy. Nawet sygnału nie nadał, buczki, że on gdzieś jest blisko, że on płynie. Tak jakby tam wachty nie było - opowiada kapitan statku Ryszard Traczyk.
- Dla mnie było najważniejsze uratować ludzi. Bo wiadomo było, że statku nie da rady uratować. Była komenda, że będziemy opuszczać statek. Każdy miał wrzucić na siebie kapoki i opuścić szalupę. A w międzyczasie ja nadawałem mayday, że kolizja jest i w nas statek uderzył - dodaje.
Armator przekazał również informację, że jednostka towarowa została zawrócona przez służby do porty w Ronne. W najbliższych dniach sprawę ma zbadać komisja badania wypadków morskich.
Polskie służby SAR informację o zdarzeniu otrzymały w niedzielę, po godzinie 5 rano. Statek Miętus pływał komercyjnie na rejsy wędkarskie z Kołobrzegu.
Autor: asty//kg / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24