To jeden z efektów "afery podsłuchowej", której ofiarami padli nagrani w stołecznych restauracjach politycy i biznesmeni. Prokuratura wszczęła śledztwo, w którym sprawdza, czy policja nielegalnie inwigilowała byłego rzecznika CBA Jacka Dobrzyńskiego i na czyje zlecenie działała - ustalił tvn24.pl.
O rozpoczęciu śledztwa zdecydowali prokuratorzy z Gorzowa Wielkopolskiego w ostatnim dniu lipca.
- Decyzja zapadła na podstawie analizy materiałów, które przekazała nam Prokuratura Okręgowa w Warszawie - mówi tvn24.pl pełniąca obowiązki rzecznika gorzowskiej prokuratury Beata Burzyńska.
"Na czyje polecenie działał"
Postępowanie dotyczy artykułu 231 Kodeksu karnego, który przewiduje do trzech lat więzienia za przekroczenie uprawnień. Śledczy weryfikują, na jakiej podstawie funkcjonariusz komendy wojewódzkiej policji w Gorzowie sięgał w grudniu 2014 roku po spis połączeń Jacka Dobrzyńskiego, ówczesnego rzecznika Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
- Sprawdzamy też, na czyje polecenie działał i dokąd przekazał efekty swojej pracy, czyli dokładną analizę połączeń rzecznika służby antykorupcyjnej - wyjaśnia w rozmowie z tvn24.pl prokurator, który pragnie zachować anonimowość.
Szefowie pod lupą szefa
Sprawdziliśmy, czego dotyczy śledztwo w stołecznej prokuraturze, z którego przekazano część materiałów do Gorzowa. Również w tej sprawie chodzi o podejrzenie nielegalnej inwigilacji - obserwowania, podsłuchiwania i sprawdzania połączeń - szefów służb specjalnych:
- generała Krzysztofa Bondaryka, który kierował Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego od roku 2008 do 2013;
- generała Janusza Noska, który kierował Służbą Kontrwywiadu Wojskowego od roku 2007 do 2013;
- generała Mariusza Janickiego, który kierował Biurem Ochrony Rządu w latach 2007-2013;
- a także Pawła Wojtunika, który w 2014 roku kierował jeszcze Centralnym Biurem Antykorupcyjnym. Jacek Dobrzyński był wtedy jednym z jego najbliższych współpracowników.
Podejrzenia Sienkiewicza
"Tajna grupa utworzona w MSW badała, czy za aferą podsłuchową stoją byli szefowie ABW, SKW i BOR oraz urzędujący szef CBA. Minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz miał ich podejrzewać o spisek" - ujawnił Wojciech Czuchnowski na łamach "Gazety Wyborczej" na początku 2016 roku. Śledztwo stołecznej prokuratury było efektem tego dziennikarskiego materiału.
Według ustaleń reportera, ówczesny szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz, który dostał od premiera Donalda Tuska polecenie zbadania kulis afery podsłuchowej, miał zacząć podejrzewać właśnie tych szefów służb.
- Jak dotąd nasze postępowanie jest prowadzone w sprawie, czyli nikomu nie przedstawiliśmy zarzutów karnych - wyjaśnia rzecznik tej prokuratury Łukasz Łapczyński.
Spisek w spisku
- Bondaryk, Nosek, Janicki zawdzięczali swoje stanowiska decyzjom PO, ale i swoje odwołania. Mogli chcieć się zemścić. Należało to sprawdzić, jak każdy inny wątek - tłumaczy nam jeden ze śledczych, zastrzegając swoją anonimowość.
Jednak prokuratura sprawdza, czy - weryfikując te podejrzenia, a także wiele innych - służby kierowane wtedy przez ministra koordynatora i zarazem ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza nie złamały prawa.
Zemsta na rządzie
Jak wiadomo, śledztwa prowadzone pod nadzorem prokuratury nie potwierdziły "spiskowego" tła afery podsłuchowej. Zgodnie z wyrokiem sądu za organizacją podsłuchów w stołecznych restauracjach stał biznesmen Marek F. To on wynajmował dwóch kelnerów podrzucających urządzenia podsłuchowe do sal, w których jadali ministrowie i biznesmeni. Za ten proceder wszyscy zostali już skazani.
Według oficjalnych ustaleń, F. mógł się kierować chęcią zemsty na rządzie Donalda Tuska, dlatego że służby intensywnie badały nieprawidłowości w jego firmach, handlujących węglem pochodzącym między innymi z importu z rosyjskich kopalni.
Autor: Robert Zieliński r.zielinski@tvn.pl / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24