Platforma prześwietla chętnych na listy wyborcze. Zarząd krajowy partii zdecydował, że każdy, kto chce zostać jej kandydatem do parlamentu, musi wypełnić ankietę. A w niej m.in. pytania o kredyty, a także o to, czy konkubent nie jest radnym - pisze "Rzeczpospolita".
Na trzech stronach formularza oprócz podstawowych pytań o wykształcenie, znajomość języków obcych i stan cywilny znajdują się także szczegółowe, m. in. o to, do jakich ugrupowań zainteresowany należał i jak przebiegała jego kariera zawodowa.
Potem kolej na pytania osobiste: m.in. czy w instytucjach publicznych lub samorządzie nie jest zatrudniony mąż lub konkubent potencjalnego kandydata, czy radnymi lub urzędnikami nie są bratowa, szwagier albo zięć. Poinformować trzeba także o tym, gdy do Sejmu z listy konkurencyjnej partii startuje np. synowa.
Kandydat musi też napisać, czy prowadzi działalność gospodarczą lub czy zasiada w spółkach.
O majątku i kredytach
Osobny rozdział dotyczy majątku. Władze PO chcą wiedzieć, kiedy kandydat kupił dom i czy np. działka na Mazurach nie została odkupiona od Skarbu Państwa. Są pytania o oszczędności powyżej 10 tys. zł w papierach wartościowych i akcjach. Przyznać się trzeba także do kredytów i tego, na jakich są zaciągnięte warunkach.
Kandydat musi też opisać skrupulatnie, czy był karany i za co. Na koniec ma obiecać, że jeśli dostanie się do Sejmu, wstąpi do klubu PO. Dokument trzeba wypełnić do 29 kwietnia.
– Jeśli ktoś chce startować pod szyldem Platformy, to władze partii mają prawo wiedzieć, kim ta osoba jest i z kim jest powiązana – wyjaśnia Danuta Pietraszewska z zarządu krajowego PO.
Czy jakaś odpowiedź może zdyskwalifikować kandydata? – Jeśli ktoś był karany, to ja mam wątpliwości, czy powinien startować – mówi Pietraszewska.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24