Jak bić się naprawdę, to zawsze lepiej we dwoje - mówi jeden z polityków PO. Tak komentuje pojednania, do jakiego doszło w ostatnich dniach między Donaldem Tuskiem i Janem Rokitą - pisze "Dziennik".
Tusk z pierwszego miejsca na warszawskiej liście, Rokita z jedynki w Krakowie - skonfliktowani przez większą część kończącej się kadencji Sejmu liderzy PO teraz razem staną przeciw PiS.
Tusk, który jeszcze niedawno zarzucał krakowskiemu posłowi nieumiejętność gry zespołowej, stawia na Rokitę. Szef PO wybił z głowy politykom krakowskiej Platformy pomysł, by pozbawić Rokitę pierwszego miejsca na liście tej partii. Ale na tym nie koniec. Tusk chce, by polityk z Krakowa był drugą obok niego główną twarzą PO w tej kampanii.
O zbliżeniu Tuska z Rokitą słychać od ostatniej soboty sierpnia, kiedy na posiedzeniu Rady Krajowej Platforma nieformalnie rozpoczęła kampanię wyborczą. Wtedy Tusk zaprosił Rokitę na spotkanie zakrapiane winem. I to - jak mówi się w Platformie - był moment przełomowy.
Porozumienie widoczne było też w wypowiedziach polityków. Obaj z rezerwą podchodzili do rewelacji Janusza Kaczmarka. Wbrew sporej części Platformy Tusk tak jak Rokita sprzeciwiał się też pomysłom, by partia stworzyła w tym Sejmie rząd tymczasowy.
- Chciałbym, żeby Rokita odegrał kluczową rolę w naszej kampanii - przyznaje w rozmowie z "Dziennikiem" Tusk. Na czym miałaby ona polegać? - Sądzę, że byłby najlepszy w reagowaniu na to, co się dzieje na bieżąco, w pierwszych komentarzach - tłumaczy szef PO.
Ale nikt w Platformie nie ma wątpliwości, że najtrudniejszym zadaniem dla Rokity będzie jego wyborcze starcie w Krakowie z przewodzącym w sondażach popularności Zbigniewem Ziobro. W poprzednich wyborach obecny minister sprawiedliwości zdobył rekordową liczbę 120 188 głosów, podczas gdy Rokita dostał poparcie 72 145 osób.
Źródło: Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl