Prokuratura złoży zażalenie na decyzję sądu o zwolnieniu z aresztu kierowcy z Białegostoku - dowiedziała się TVN24. Mężczyzna jechał kompletnie pijany, pod prąd wprost na jadące z naprzeciwka samochody, cztery z nich uszkodził. To cud, że nie doszło do wypadku.
Mężczyznę ścigała policja, a zdarzenie sfilmował videorejestrator umieszczony w radiowozie. Kierowca mitsubishi jadąc pod prąd uszkodził cztery auta. Cudem nikomu nic się nie stało. Po zatrzymaniu okazało się, że mężczyzna ma dwa promile alkoholu we krwi. 54-latek trafił do policyjnego aresztu, ale nie na długo, bo sąd zdecydował, że może on wrócić do domu. Mężczyzna będzie odpowiadał z wolnej stopy.
Teraz od tej decyzji ma odwołać się białostocka prokuratura.
Sąd nie obawia się matactwa
Swoją decyzję sąd uzasadnił m.in. tym, że kierowca z Białegostoku nie może być osądzony w trybie 24-godzinnym, bo czyn, który popełnił, zagrożony jest karą od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Według przepisów, zagrożenie tak wysoką karą nie może być sądzone w trybie przyspieszonym, ale standardowym.
Kolejnym powodem, dla którego nie zastosowano aresztu tymczasowego. jest brak obawy matactwa. Mężczyzna złożył już wyjaśnienia, jednak nie przyznał się, że uciekał przed policją. Sąd przypomniał też, że zabezpieczono dowody popełnienia przestępstwa, m.in. policyjny film. Znane też są jego dane osobowe i adres.
Bo policja też go wypuściła
Wiadomo też, że sąd, podejmując decyzję, wziął pod uwagę, iż policja po zatrzymaniu, wypuściła mężczyznę do domu, a on następnego dnia sam zgłosił się na przesłuchanie.
Na jego korzyść przemawia też fakt, że od 30 lat prowadząc samochód – po raz pierwszy dopuścił się takiego czynu.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: podlaska policja