Choć z medycznego punktu widzenia to "normalny pacjent", to jednak okoliczności, w jakich trafił do szpitala, wymagają poddania Andrzeja N., dyżurnego ruchu ze Starzyn, "szczególnemu nadzorowi medycznemu" - mówi dyrektor szpitala, do którego trafił na obserwację dyżurny ruchu ze Starzyn. Śledczy chcą postawić Andrzejowi N. zarzut nieumyślnego spowodowania katastrofy kolejowej. Jednak ze względu na stan zdrowia wciąż nie może on zostać przesłuchany.
Jak poinformował dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Neuropsychiatrycznego w Lublińcu, Henryk Kromołowski, Andrzej N. podpisał się pod oświadczeniem, w którym stwierdził, że kontaktuje się tylko z rodziną i opiekunem prawnym. - My jesteśmy w dyspozycji tego oświadczenia - dodał Kromołowski.
Dyrektor szpitala wyjaśnił, że z medycznego punktu widzenia szpitala, dyżurny ruchu ze Starzyn jest "normalnym pacjentem, jak każdy inny". Przyznał jednak, że ze względu na okoliczności, które doprowadziły do tego, że Andrzej N. znalazł się w szpitalu, "można powiedzieć, że jest on pacjentem dla nas szczególnym, czyli - wiadomo - musimy poddać go szczególnemu nadzorowi medycznemu".
Decyzja sądu we wtorek
Prokuratura Okręgowa w Częstochowie, prowadząca dochodzenie po katastrofie w pobliżu Szczekocin k. Zawiercia, jeszcze w czwartek wystąpiła do sądu w Częstochowie z wnioskiem o miesięczną obserwację mężczyzny. To reakcja na opinię przesłaną w czwartek przez biegłych psychiatrów, z której wynika m.in. iż nie wiadomo, kiedy będzie możliwe przesłuchanie mężczyzny. Biegli wskazali też, że dla pełnej oceny stanu zdrowia dyżurnego konieczne jest zarządzenie obserwacji sądowo-psychiatrycznej.
Sąd rozpozna ten wniosek we wtorek, 13 marca. Jeśli zostanie uwzględniony, podejrzany trafi do specjalnego, zamkniętego oddziału. Obserwacja nie wykluczy możliwości przesłuchania dyżurnego, uzależnione to będzie jednak od bieżącej opinii biegłych na temat stanu jego zdrowia.
Śledczy zapewniają, że zebrany materiał uzasadnia postawienie dyżurnemu ruchu ze Starzyn zarzutu nieumyślnego spowodowania katastrofy ze skutkiem śmiertelnym. Według prokuratury, mężczyzna ten doprowadził do skierowania jednego z pociągów na niewłaściwy tor, co spowodowało czołowe zderzenie z drugim składem.
W śledztwie przesłuchani zostali już członkowie rodzin osób zmarłych, a także dyżurna ruchu zatrzymana, a potem zwolniona po katastrofie. Kolejne przesłuchania obejmą m.in. pasażerów, wśród nich osoby przebywające w szpitalach - na ile pozwoli na to stan ich zdrowia, a także przedstawicieli kolejowych spółek i firm, które z nimi kooperują.
32 osoby wciąż w szpitalach
W sobotę wieczorem w pobliżu Szczekocin k. Zawiercia - na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa - zderzyły się czołowo pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy Wschodniej i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa Wsch. - Kraków Główny. Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na tor, po którym z naprzeciwka jechał pociąg Przemyśl-Warszawa. W wyniku katastrofy zginęło 16 osób, a 57 zostało rannych.
Obecnie w szpitalach na terenie pięciu województw nadal przebywają 32 osoby poszkodowane w katastrofie - przekazało działające przy wojewodzie śląskim Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego w Katowicach.
Nadal najwięcej poszkodowanych - siedmioro - przebywa w szpitalu św. Barbary w Sosnowcu, sześcioro leży w trzech szpitalach w Krakowie, czworo - w Częstochowie, troje w dwóch szpitalach w Tarnowie; po dwie osoby leżą też w Piekarach Śląskich i Zawierciu. Pojedynczy ranni leczeni są w szpitalach w Myszkowie, Dąbrowie Górniczej, Czerwonej Górze k. Kielc, Busku Zdroju, Kielcach, Gdańsku, Siemianowicach Śląskich i Miechowie.
Na oddziałach intensywnej terapii znajdują się dwie osoby - pacjent Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich oraz pacjent szpitala powiatowego w Zawierciu.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot. Andrzej Grygiel