Gdy wyje syrena, ruszają do akcji. Bywa, że kończy się ona dla nich jednak już w garażu. Druhowie z Pietrus muszą nieść pomoc, a gminy nie stać na zakup nowego wozu, więc do pożarów jeżdżą prawdziwym zabytkiem.
Żuk w wersji strażackiej. Pierwsze takie auta popłynęły do Egiptu. Fabryka Samochodów Ciężarowych w Lublinie produkowała je od lat 60., początkowo wyłącznie na eksport. Na rynek krajowy trafiły pod koniec tamtej dekady. "Cieszyły się dobrą opinią strażaków, głównie ze względu na małe gabaryty, zwrotność i wyposażenie" - czytamy w "Przeglądzie Pożarniczym". Tyle że większość dawno już trafiła na złom. Te, które miały więcej szczęścia, zasiliły zbiory muzeów. Tymczasem pietruscy strażacy od niemal ćwierć wieku jeżdżą do akcji żukiem, który z taśmy FSC zjechał w... 1976 roku. Pali jak smok, śmieją się, że "sto na sto". Kolekcjonerów zabytków to nie odstrasza - niejeden chciał odkupić ich wóz. Pozbyć się go jednak nie mogą. Czym wtedy pojadą na akcję?
Ruszają na pych
Gdy syrena wzywa do pomocy, żuk wyjeżdża z garażu albo... w nim zostaje. Często bowiem nie odpala. Kierowca kręci i kręci, ale silnik nie zaskakuje. - Już swoje przejechał i - nie ma co się oszukiwać - trzeba nieraz z popychu odpalić, żeby wyruszyć w drogę - przyznaje prezes OSP Pietrusy Jacek Waszczuk. Raz pojazd odmówił posłuszeństwa, gdy w pobliżu remizy doszło do wypadku. Poszli więc na piechotę. - Nie mogliśmy dojechać, więc na miejscu tylko ruchem mogliśmy kierować - załamuje ręce Waszczuk.
Innym razem na akcję wprawdzie dojechali, ale już nie wrócili. Żuk się zepsuł i do garażu wracał na holu. Naprawić też go niełatwo, bo części już nie ma. - Wiekowy jest, trochę nie na dzisiejsze czasy i potrzeby straży. Chłopaki się garną, żeby wyjeżdżać do akcji, ale w takim samochodzie nie mamy za dużo sprzętu. W niektórych autach można się ubrać w czasie jazdy, a my musimy wcześniej, bo w środku nie ma miejsca. Zabezpieczenia też nie ma żadnego. Właściwie to nie my niesiemy komuś pomoc, ale sami dla siebie możemy stworzyć duże zagrożenie - zauważa Waszczuk.
Całego potrzebnego sprzętu żuk też nie pomieści. - Jedzie sześciu ratowników, węże, motopompa i to wszystko. A jak nie ma zbiornika w pobliżu, to leżymy - możemy tylko rozłożyć ręce i patrzeć, jak się wszystko pali - opowiada strażak z OSP Pietrusy Hubert Radzikowski.
A nie chcą patrzeć, jak wszystko płonie dookoła. Dlatego zbierają na nowy wóz. Ucieszy ich nawet taki z drugiej ręki.
Nawet byki im niestraszne
Czasem w tygodniu nie mają żadnego zgłoszenia, ale nieraz bywa ich kilka naraz. Tak jak wiosną, kiedy przez okolicę przeszła wichura. Inna, lepiej zaopatrzona jednostka OSP z pobliskiej Olszanki w ciągu jednej nocy wyjeżdżała sześć razy do powalonych drzew. - Ja pojechałem z tą jednostką z Olszanki, bo niestety żuk zawiódł i nie odpalił. Wsiadłem więc w swój samochód i dojechałem do Olszanki. Chłopaki też się zbiegli, ale już było za późno - opowiada Radzikowski.
Olszanka wygląda jak większość wiejskich gmin wokół. Dużo pól, nieużytków, ferm i zakładów produkcji rolnej. Pożary, wypadki, zdarzenia atmosferyczne to standardowe akcje, do których wysyłani są druhowie. - Niedawno mieliśmy tutaj, na terenie gminy Łosice, duży pożar w zakładzie produkującym podłoża do pieczarek. Płonęły sterty słomy. W związku z tym, że warunki były bardzo ciężkie, temperatura sięgała momentami minus 10 stopni, akcja trwała dwa tygodnie. Potrzebni byli strażacy z jednostek Państwowej Straży Pożarnej i druhowie z pobliskich OSP. I okazało się, że choć ostatnio w powiecie zakupiono średnie i ciężkie samochody gaśnicze, ta liczba sprzętu była niewystarczająca - przyznaje Roman Kasprowicz z Centrum Zarządzania Kryzysowego Starostwa Powiatowego w Łosicach.
Bywają też wyzwania innego typu. - Druhowie z Pietrus pomagali zimą w poszukiwaniu byków, które uciekły z hodowli i stanowiły zagrożenie dla mieszkańców. Działali przez kilka godzin w terenie lesistym i okazuje się, że w takich przypadkach jak najwięcej druhów było potrzebnych do działań - opowiada Kasprowicz.
Zwraca też uwagę, że coraz częściej występują gwałtowne zjawiska atmosferyczne. - Kilkanaście budynków zostało zmiecionych kilka dni temu w ościennym województwie lubelskim, a kilka lat temu u nas mieliśmy taki przypadek, że w przeciągu jednej nocy z 48 budynków zerwało lub naderwało dachy i miejscowości zostały bez prądu. Strażacy prowadzą więc nie tylko działania ratownicze ludzi i zwierząt, ale zabezpieczają też na przykład dostawy wody dla mieszkańców - podkreśla. - Przed nimi ogrom zadań do realizacji, więc każda jednostka OSP, wyposażona w odpowiedni samochód ze sprzętem ratowniczo-gaśniczym, to dla naszego powiatu duży plus - podsumowuje urzędnik Centrum Zarządzania Kryzysowego.
Wójt: dochody mamy niewielkie
Te argumenty jednak nie trafiają do wójta Olszanki. - Dochody mamy niewielkie, natomiast potrzeb jest bardzo dużo, tak jak w większości gmin rolniczych. Na chwilę obecną mamy trochę inwestycji rozpoczętych, wymaga to wkładu własnego, stąd ta sytuacja nieco się odwleka - tak wójt Grzegorz Pajnowski tłumaczy brak wozu w Pietrusach. Strażacy o zakup wnioskują od dawna, ale wójt rozkłada ręce. - Lekki samochód gaśniczy to koszt około 150-200 tysięcy złotych. Na chwilę obecną nie stać nas na to, żeby wyłożyć tyle pieniędzy, ponieważ mamy inne potrzeby. W późniejszym okresie możemy na ten temat podejmować rozmowy, natomiast na chwilę obecną uważam, że to jest zbyt wygórowana kwota - twierdzi Pajnowski. - Myślę, że całością [winy - red.] nie można obarczać samorządu zarządzanego w mojej kadencji. To są pewne zaszłości - broni się.
Na koniec zaś zapewnia: - Rozmowy były prowadzone z prezesem, ze strażakami i propozycji jest kilka, wszystko w swoim czasie zostanie ujawnione. Ze swej strony zadeklarowaliśmy nieznaczny wkład finansowy na poziomie 10-15 procent, tak że na pewno wesprzemy te działania, żeby jednostka mogła funkcjonować. Myślę, że to okres trzech do sześciu miesięcy i działania te wynikną, i będziemy je mieli sfinalizowane.
Pytany o bezpieczeństwo przekonuje, że sytuacja gminy nie jest zła: - W tej chwili na gminie działa dziesięć zastępów. Posiadamy jednostkę w Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym, która jest niedaleko.
Muszą zebrać 150 tysięcy złotych
Strażacy nie chcą czekać, aż "działania wynikną". - Budżet na straż pożarną jest bardzo niski. To 25 tysięcy rocznie na wszystkie jednostki, które są w naszej gminie - zauważa prezes OSP Pietrusy. To raptem 2,5 tysiąca złotych rocznie na jednostkę. - Nieraz wystarczy tylko na paliwo - dodaje. A druh Radzikowski dodaje: - Na wóz musimy zebrać co najmniej 150 tysięcy złotych. Wójt powiedział, że nam dołoży, ale większość musimy zebrać sami.
Strażacy postanowili szukać pomocy przez internet. Zbierają pieniądze na portalu zrzutka.pl. - Podjęliśmy taką inicjatywę, żeby dać coś od siebie. Nie chcemy siedzieć w miejscu, czekać, aż gmina nam coś da, bo nie mamy za bardzo co liczyć na tę pomoc. Robimy wszystko, żeby samemu coś zdobyć - wyjaśnia Waszczuk.
150 tysięcy złotych wystarczy na samochód gaśniczy średniego typu. - To musi być auto, które ma zbiornik na wodę pojemności minimum 1000 litrów, wąż szybkiego natarcia, który jest bardzo potrzebny przy gaszeniu łąk, pastwisk, nawet w wypadkach drogowych do zmycia po zatłuszczeniu drogi różnymi płynami. Ale to nie będzie nowy samochód, bo taki kosztowałby około miliona złotych - zastrzega Radzikowski. - Chcemy kupić samochód, którym będzie mogli po prostu bezpiecznie wyjechać na każdą akcję i dotrzeć tam w jak najkrótszym czasie - dodaje prezes.
Do straży garną się nawet dzieci
- Chcemy działać, bo mamy tu druhów młodych, chętnych, którzy chcą pomagać. W niektórych jednostkach sprzęt jest, a ludzi nie ma, a u nas odwrotnie - są ludzie, ale sprzętu nie ma - zwraca uwagę Waszczuk. OSP Pietrusy to dziś 34 druhów ochotników oraz "młodzieżówka", czyli dziesięcioro dzieci. Strażackie stroje i hełmy zakładają chłopcy i dziewczynki. Mają po 11, 12, 13 lat, ale już szkolą się do wyjazdów na przyszłe akcje i biorą udział w zawodach. Z sukcesami - przed pandemią zdobyli pierwsze miejsce na gminnych zawodach sportowo-pożarniczych.
Na powiatowy konkurs nie pojechali. Żuk nie odpalił.
Autorka/Autor: Marcela Pęciak
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński / tvnwarszawa.pl