|

Do pożarów jeżdżą 45-letnim żukiem. "Zamiast pomagać sami możemy stworzyć zagrożenie"

Do akcji jeżdżą starym żukiem
Do akcji jeżdżą starym żukiem
Źródło: Tomasz Zieliński / tvnwarszawa.pl
Gdy wyje syrena, ruszają do akcji. Bywa, że kończy się ona dla nich jednak już w garażu. Druhowie z Pietrus muszą nieść pomoc, a gminy nie stać na zakup nowego wozu, więc do pożarów jeżdżą prawdziwym zabytkiem.Artykuł dostępny w subskrypcji

Żuk w wersji strażackiej. Pierwsze takie auta popłynęły do Egiptu. Fabryka Samochodów Ciężarowych w Lublinie produkowała je od lat 60., początkowo wyłącznie na eksport. Na rynek krajowy trafiły pod koniec tamtej dekady. "Cieszyły się dobrą opinią strażaków, głównie ze względu na małe gabaryty, zwrotność i wyposażenie" - czytamy w "Przeglądzie Pożarniczym". Tyle że większość dawno już trafiła na złom. Te, które miały więcej szczęścia, zasiliły zbiory muzeów. Tymczasem pietruscy strażacy od niemal ćwierć wieku jeżdżą do akcji żukiem, który z taśmy FSC zjechał w... 1976 roku. Pali jak smok, śmieją się, że "sto na sto". Kolekcjonerów zabytków to nie odstrasza - niejeden chciał odkupić ich wóz. Pozbyć się go jednak nie mogą. Czym wtedy pojadą na akcję?

Czytaj także: