Podopieczni domów dziecka oraz młodzieżowych ośrodków wychowawczych mogą nie spędzić tych świąt z rodzinami - alarmuje Onet. Jak wyjaśnia portal, aby czasowo opuścić placówkę, konieczna jest decyzja sądu rodzinnego o "urlopowaniu" jej wychowanka, a ta - ze względu na trwający protest pracowników administracyjnych sądów - może w wielu przypadkach nie zostać wydana na czas.
W poniedziałek rozpoczął się protest pracowników administracyjnych sądów, którzy przebywają na zwolnieniach lekarskich i nie przychodzą do pracy. W środę o rozpoczęciu protestu poinformowali pracownicy prokuratury. Odwołano wiele rozpraw, a praca w wielu sądach jest sparaliżowana. Podstawowy postulat protestujących to poprawa warunków pracy i podniesienie płac.
Przewodnicząca Krajowej Rady Związku Zawodowego Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości RP Iwona Nałęcz-Idzikowska tłumaczyła na antenie TVN24, że "urzędnik sądowy po 25 czy 30 latach pracy zarabia 1800 złotych na rękę". - Są to kwoty niezadowalające, które nie wystarczają na pokrycie, przy rosnących cenach, kosztów utrzymania rodziny - zaznaczyła.
W opublikowanym w czwartek artykule, portal Onet zwraca uwagę na konsekwencje, które niesie za sobą ten protest. Jak alarmuje portal, skutki tej sytuacji mogą być bardzo bolesne dla podopiecznych domów dziecka i ośrodków wychowawczych.
"Za chwilę będzie za późno"
"Każdego roku przed świętami, zwłaszcza przed Bożym Narodzeniem do sądów rodzinnych masowo spływają wnioski o "urlopowanie" podopiecznych domów dziecka czy ośrodków wychowawczych. Wszystko po to, by ten szczególny czas dzieci mogły spędzić z najbliższymi" - przypomina portal.
- Każdego roku w grudniu wszyscy się spinaliśmy, żeby jak najwięcej tych wniosków na czas rozpoznać - mówi portalowi pragnący zachować anonimowość sędzia.
- A w tym tygodniu nagle przestały do nas spływać. Jak się okazało, te wnioski leżą i "toną" w stosach korespondencji sądowej, której nikt nie segreguje i nie przegląda, bo pracownicy sekretariatów przebywają na zwolnieniach lekarskich. My zaś nie mamy ani sił, ani czasu żeby sami tych wniosków szukać. Pomijając już fakt, że nie należy to do naszych obowiązków - wyjaśnia.
Jak zwraca uwagę Onet, na rozpatrzenie wniosku sąd ma siedem dni. - Za chwilę będzie za późno na jakąkolwiek reakcję, bo my nie możemy pozwolić na to, żeby wysłać dziecko do domu, w którym potencjalnie może czekać na nie niebezpieczeństwo - tłumaczy sędzia Karolina Sosińska, prezes Stowarzyszenia Sędziów Sądów Rodzinnych "Pro Familia". W jej opinii "przymusowe pozostanie w domu dziecka dotknąć może nawet kilkunastu tysięcy dzieci".
W rozmowie z portalem wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik przyznaje, że w sądach faktycznie wystąpiła "zwiększona absencja chorobowa", ale - jak twierdzi - "słowa niektórych o paraliżu sądownictwa są po prostu kłamstwem, bo nic takiego nie ma miejsca".
Posłanka Platformy Obywatelskiej Magdalen Kochan zapewnia, że o sprawie został już poinformowany Rzecznik Praw Dziecka.
Autor: est//kg / Źródło: Onet, tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock