- Musi rozstrzygnąć społeczeństwo - premier sięga po referendum, żeby rozstrzygnąć sprawę podwyżek w służbie zdrowia. Kiedy to ogłasza, cztery pielęgniarki cały czas okupują jego kancelarię.
Negocjacje odbywają się przede wszystkim za pośrednictwem mediów - obie strony okopały się na swoich pozycjach tak mocno, że jakikolwiek dialog wydaje się poważnie utrudniony. Napięcie rośnie.
Walka zeszła do parteru, czyli na ulice. Świadczy to o stopniu desperacji protestujących pielęgniarek. Zbudowały miasteczko namiotowe pod Urzędem Rady Ministrów i chyba nie bardzo wiedzą co dalej.
Trudno wyobrazić sobie jakie mogłoby być rozwiązanie w tej sytuacji. Politycy koalicji rządowej dosyć lekceważąco wypowiadają się o protestujących. Jednocześnie mówią, że budżet nie wytrzyma podwyżek.
Pod kancelarią pojawiają się też politycy partii opozycyjnych. Nie przyjeżdżają z plikiem ustaw czy obietnicami jakichkolwiek działań legislacyjnych. Ściskają się z protestującymi i ustawiają z protestującymi do wspólnej fotografii.
Mimo dużego zamieszania nie jesteśmy bliżej rozwiązania nawet o jeden śledź od namiotu, nawet o jedną kpinę ze strony koalicji, nawet o jedną fotografię ze strony opozycji. Mieliśmy już siłową interwencję policji, mieliśmy już wizytę górników popierających protest, ale nie słychać dialogu.
Należy postawić pytanie – czy obecne protesty to jednostkowe przypadki, czy też coś pękło i czekają nas następne. Na razie nie wiadomo. Na razie jedna rzecz jest pewna – tylko ktoś bardzo nierozważny może się teraz gorzej poczuć i zechcieć się leczyć.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24