To były trzy lata codziennej walki, w której co chwilę pojawiały się nowe sprawy związane z działalnością mojego byłego męża - mówiła w poniedziałek w TVN24 Marta Janiec. Mężczyzna utrudniał jej kontakt z dzieckiem - swego 11-letniego syna nie widziała przez trzy lata - a w internecie oferował pomoc w porwaniach rodzicielskich. W sobotę został aresztowany, niedługo przed emisją w TVN24 reportażu "Superwizjera", którego był bohaterem.
"Superwizjer" TVN przyjrzał się sprawie działalności Sebastiana J., który oferował w internecie pomoc w porwaniach rodzicielskich. Utrudniał również kontakt własnego dziecka z jego matką. Przez długi czas unikał odpowiedzialności. W sobotę został aresztowany na trzy miesiące. Jego była żona Marta Janiec w eskorcie policji odebrała syna. 11-latek i jego mama nie widzieli się przez trzy lata.
"Dla matki chyba się niewiele zmienia"
Marta Janiec stwierdziła w poniedziałek w TVN24, że "z roli mamy chyba nigdy się nie wychodzi".
- Taki powrót to nie jest ciężka sprawa, poza emocjami i tym wszystkim, czego się obawiałam przy pierwszym kontakcie z Kubą po tak długiej przerwie - przyznała.
- Jestem zaskoczona tym, że udało nam się tak szybko wrócić do sytuacji w miarę stabilnej, do spokojnej rozmowy, do tego, że Kuba jest już wyciszony. Wszystko zmierza w naprawdę dobrym kierunku - oceniła. Podkreśliła, że nie miała bliższego kontaktu z synem od trzech lat. - Był jeden moment dwa lata temu, kiedy mieliśmy chwilowy kontakt, ale Kuba został ponownie porwany - opowiadziała. - Przez trzy lata zmieniło się sporo. Podrósł, wydoroślał. Ale to jest nadal ten sam Kubuś - mówiła Janiec. - Dla matki chyba się niewiele zmienia. Jestem przeszczęśliwa - wyznała.
"Trzy lata codziennej walki"
Opowiedziała o tym, jak wyglądały jej zmagania o odzyskanie dziecka. - Postanowiłam podejść do sprawy zadaniowo. Starałam się jakoś wyłączyć emocje, ponieważ emocje w takich sytuacjach chyba troszkę utrudniłyby mi jakieś działania - podkreśliła. - Założyłam plan, o którym wiedziałam, że muszę go zrealizować. Były to trzy lata spędzone w sądzie, na komisariatach policji, w prokuraturach i przed domem - mówiła Janiec. Dodała, że to były "trzy lata codziennej walki, w której co chwilę pojawiały się nowe sprawy związane z działalnością jej byłego męża".
"Nie będziemy rozpamiętywać tego, co było"
Pytana o najtrudniejsze momenty w ciągu tych trzech lat, podkreśliła, że nie miała z synem nawet kontaktu telefonicznego. - Najtrudniejsze momenty to były okresy, kiedy przychodziły święta, ważne momenty dla rodzin - dzień mamy, jego urodziny. Takie, gdzie ten czas powinniśmy spędzać razem - mówiła. - Moje dziecko poszło do komunii dwa lata później niż powinno. Niestety, nie zostałam poinformowała i nie zostałam zaproszona na tę uroczystość - dodała.
Stwierdziła, że "straconego czasu nigdy nie da się nadrobić". - Będziemy walczyć o każdy następny wspólnie spędzony dzień. Będziemy się cieszyć z tego, co będzie, a nie będziemy rozpamiętywać tego, co było - pokreśliła.
Pięć zarzutów
Prokurator Joanna Biranowska-Sochalska z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie poinformowała w sobotę, że mężczyzna usłyszał pięć zarzutów. Cztery z nich dotyczą uprowadzeń rodzicielskich czworga dzieci.
Prokuratura powołuje się na artykuł 211 Kodeksu karnego mówiący o uprowadzeniu lub zatrzymaniu małoletniego lub osoby nieporadnej, a także na artykuł 189 o pozbawieniu wolności człowieka. Piąty zarzut dotyczy posiadania amunicji. Służby powołują się tutaj na artykuł 263 Kodeksu karnego o wyrobie, handlu lub posiadaniu broni palnej lub amunicji bez zezwolenia.
Autor: kb,js//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24