Więźniarki niemieckiego obozu koncentracyjnego nie chciały, by świat o nich zapomniał. Informacje z obozu potajemnie przekazywały więc w listach pisanych moczem. Cenzorzy tego nie odkryli. Korespondencja ta właśnie trafiła do lubelskiego muzeum.
Czuły, że skoro zostały poddane eksperymentom, to jako niewygodni świadkowie wkrótce zostaną usunięte. Polskie więźniarki niemieckiego, hitlerowskiego obozu Ravensbruck postanowiły więc za wszelką cenę znaleźć sposób, by o ich cierpieniu dowiedział się świat.
Atrament sympatyczny
Z obozu, w którym działała cenzura mogły wysyłać tylko neutralne, ogólne wiadomości. Do przekazania tajnych informacji o sobie i sytuacji w obozie więźniarki musiały użyć więc podstępu. Wykorzystały własny mocz, który służył im za "atrament", jaki dało się ukryć przed nazistami.
Wrażliwe informacje zapisywały cienkim lipowym patyczkiem na wewnętrznych stronach kopert, na odwrocie lub między linijkami oficjalnego listu, napisanego ołówkiem. Odbiorcy listów prasowali je żelazkiem. Wtedy podgrzany tekst stawał się widoczny.
- Są tam nie tylko zawarte informacje dotyczące samego obozu, funkcjonowania obozu, transportów, wyżywienia, pracy, ciężkiej pracy niewolniczej, rozstrzeliwań, ale przede wszystkim zawarte raporty, czyli wykaz więźniarek, które zostały poddane eksperymentom medycznym - mówi Barbara Oratowska z Muzeum Lubelskiego, oddziału Martyrologii "Pod Zegarem".
- Nacinano nogi, zakażano, sprawdzano jak te rany się goją, nie muszę wspominać, że te makabryczne działania, ta zbrodnicza działalność medyczna, czy pseudomedyczna, oczywiście zebrała krwawe żniwo. Te kobiety, którym udało się przeżyć, były do końca życia okaleczone - podkreśla Jan Daniluk z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.
Listy do brata
Na pomysł pisania listów w ten sposób wpadła Nina Iwańska, a zrealizowała go Krystyna Czyż. Obie pochodziły z Lublina.
Pomogła też wyjątkowa inteligencja i miłość do literatury. Czyż w oficjalnym liście do brata - tym, który zapowiedział kolejne, z ukrytymi wiadomościami - przypomniała mu, jak czytali razem "Szatana z siódmej klasy" Kornela Makuszyńskiego. Główny bohater tej powieści pisze list, w którym pierwsze litery linijek tekstu tworzą wiadomość. W podobny sposób Krystyna Czyż zaszyfrowała słowa: list, mocz.
Brat zrozumiał intencje i w ten sposób zaczął otrzymywać relacje. To rodzina Krystyny Czyż-Wilgat przekazała 27 jej listów z lat 1943-44 do lubelskiego muzeum.
- Takie materiały wreszcie trafiają w ręce profesjonalistów, mają prawo być opracowane, poddane konserwacji, a następnie upublicznione. Bo tego nigdy dość, a w szczególności teraz, kiedy żyjemy w okresie kiedy ostatni świadkowie odchodzą, a więc ta pamięć musi być dalej podtrzymywana - mówi Jan Daniluk z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.
Autor: mm/adso / Źródło: tvn24