Mówienie o tym, że to piękne święta rodzinne, w których zapominamy o różnych codziennych utrapieniach, żeby się weselić, to trochę niebezpieczne spłycenie - ocenił w "Faktach po Faktach" ksiądz Andrzej Szostek. Historyk religii Zbigniew Mikołejko mówił o strachu przed zanikaniem lokalnych tradycji, a Zuzanna Radzik z "Tygodnika Powszechnego" i Tomasz Rowiński z "Christianitas" o tym, jak zwolnić, by móc cieszyć się świętami.
Goście "Faktów po Faktach" rozmawiali o Bożym Narodzeniu, jego przeżywaniu i patrzeniu na nie inaczej niż przez pryzmat konsumpcji.
"Na coś się czeka, czyta proroków"
- Święta są takie, jakie sobie zrobimy i to jest w zakresie naszych decyzji, na ile się poddajemy komercji, a na ile nie - mówiła w "Faktach po Faktach" w TVN Zuzanna Radzik z "Tygodnika Powszechnego", zaznaczając, że jest przeciwna temu, by mówić o tym, jak obecnie je przeżywamy tylko w złym świetle.
Tłumaczyła, że kilka lat temu stwierdziła z rodziną, że "przestają się poddawać presji, że każdy musi (kupić - red.) prezenty, że będziemy biegać po sklepach i nagle wszyscy odetchnęli z ulgą".
Podkreślała, że bardzo lubi w czasie świat to, że "jest adwent i są święta i na coś się czeka, że się czyta proroków, że się zastanawia, jaki jest niepokój w świecie".
Jej zdaniem, smutne jest odebranie sobie tej radości i zadumy przez "postawienie choinki w połowie listopada, piosenki od początku grudnia i bieganie po sklepach". Ważniejszy jest "czas na skupienie".
"Giną te lokalne, rodzinne, drobne tradycje"
Profesor Polskiej Akademii Nauk i historyk religii Zbigniew Mikołejko przyznał z kolei, że "strasznie go boli to, że tradycja świąteczna jest w tej chwili ustanowiona przez świat medialny czy komercyjny".
- To znaczy, giną te lokalne, rodzinne, często drobne tradycje - mówił profesor. W jego ocenie "wszystko zaczyna biec jednym rytmem, bardzo zadyszanym i takim łatwym".
Dodał także, że w czasie świąt niektórzy z nas budują swoje "duchowe nisze", pełne "refleksji nad światem, nad sobą samym, nad naszymi ludzkimi przeznaczeniami". - Poszukujemy tu jakiejś transcendencji, czegoś, co nas przekracza w tym doczesnym istnieniu mniej lub bardziej - ocenił profesor.
"Muszę mieć gdzieś tam w sercu wolę pojednania"
- Ja też się boję spłycenia tych świąt - mówił ksiądz Andrzej Szostek, marianin i były rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Jego zdaniem "nawet mówienie o tym, że to są piękne święta rodzinne, w których zwłaszcza jak mówimy, że zapominamy o różnych innych codziennych utrapieniach, żeby się weselić, to już jest spłycenie, trochę niebezpieczne".
- To jest jednak przywołanie tego wydarzenia, które ciągle trwa, że Bóg stał się człowiekiem - mówił o czasie świąt Bożego Narodzenia były rektor KUL.
- Niekiedy słyszę takie uwagi, żeby się dzielić opłatkiem w tym duchu, żeby zapomnieć o naszych sporach na chwilę, żeby się uśmiechnąć do siebie. (To - red.) piękne życzenia, (ale - red.) ostrożnie, bo to pachnie ciężką obłudą - tłumaczył.
Jak podkreślał, "jeśli ja zgłaszam się do kogoś z opłatkiem i z życzeniami, to muszę mieć gdzieś tam w sercu wolę pojednania". - Może mi się nie udać od razu, może się to toczyć jeszcze przez całe lata, ale ja będę nieszczery, jak będę podchodził do kogoś, łamał się opłatkiem, wiedząc i chcąc na następny dzień kontynuować przeróżne złośliwości, spory - tłumaczył.
"Bardzo lubię kupować prezenty"
Tomasz Rowiński, redaktor kwartalnika "Christianitas" opowiadał z kolei, że przestrzeń rodzinna "zawsze wytwarza taka niszę, takie prywatne rytuały, prywatne sposoby przeżycia".
- Ja na przykład bardzo lubię kupować prezenty swoim dzieciom i swojej żonie i kupuję ich dużo, tyle, ile mogę - mówił. Podkreślił przy tym, że całą rodziną "równocześnie chodzą na roraty".
Jak oceniał Rowiński, "rozmawiamy o pewnym problemie, że ta komercja nam się narzuca w pewnym sensie, ale ona ma też swoje pozytywne (strony - red.)".
"Taki gniew jest potrzebny nawet, jak nas to boli"
Goście "Faktów po Faktach" dyskutowali też na temat pedofilii w Kościele, w Polsce i na świecie. Jak mówił ksiądz Andrzej Szostek, "to, że wychodzą na jaw pewnego rodzaju, skądinąd bolesne rzeczy - Panu Bogu za to dziękować".
- Uważam, że dobrze i to jest jakiś element oczyszczający, że dochodzi do tego rodzaju procesu, że pewne rzeczy wychodzą na jaw, że się wyciąga w stosunku do tego dobitne konsekwencje - ocenił.
Jego zdaniem "ksiądz powinien podlegać - żeby nie było wątpliwości, wszyscy aż po najwyższych hierarchów - tym samym rygorom sądowym, jakim podlegają wszyscy inni ludzie w każdym państwie".
Odniósł się także do filmu "Kler" Wojciecha Smarzowskiego. Ocenił, że duchowieństwo jest tam przedstawione w sposób "bardzo jednostronny i pod tym względem można powiedzieć niesprawiedliwy". - Zamysł Smarzowskiego był niezwykle surowy - dodał ksiądz Szostek.
Przyznał przy tym, że jego zdaniem jest to "pełen gniewu protest" przeciwko zamiataniu problemów Kościoła pod dywan. - Taki gniew jest potrzebny nawet, jak nas to boli - podkreślał.
Dodał, że "popularność tego filmu także powinna dawać nam do myślenia, do jakiego stopnia to jest sprawa, którą trzeba stanowczo się zająć".
"Doszło też do zaniedbania na poziomie Rzymu"
Zdaniem Tomasza Rowińskiego, w kwestii pedofilii "doszło też do zaniedbania na poziomie Rzymu".
- To znaczy za (papieża - red.) Benedykta XVI jednak były różne przepisy wprowadzane, dotyczącego tego, kto może wstąpić do seminarium - tłumaczył redaktor kwartalnika "Christianitas". Jak dodawał, "były też pewne działania".
- Na przykład Kongregacja do spraw Duchowieństwa (...) zajmowała się dosyć mocno takimi sprawami seksualnymi - wskazywał. W jego ocenie "to zostało niestety odpuszczone w ostatnich pięciu latach".
Potrzebne "poczucie, że świeccy patrzą cały czas na ręce hierarchów"
- Te problemy, o których mówimy są bardzo strukturalne - mówiła teolożka Zuzanna Radzik. Dodała, że "czekamy, co będzie w lutym na spotkaniu szefów episkopatów".
Na zaproszenie papieża Franciszka w dniach 21-24 lutego mają rozmawiać na temat nadużyć seksualnych i pedofilii w Kościele katolickim.
- Na pewno jest też potrzebne duże zaangażowanie świeckich i też poczucie, że świeccy patrzą cały czas na ręce hierarchów, którzy do tej pory nie poradzili sobie z tym problemem - wskazywała Radzik.
Profesor Mikołejko ocenił, że "nie sam Kościół jest winny". Jego zdaniem bardzo istotne jest to, że pedofilia w Kościele, ale - jak mówił - także w innych instytucjach, ma miejsce "przy przyzwoleniu społeczeństwa dosyć mocno sklerykalizowanego". - Społeczeństwa takiego, którego znaczne segmenty nie chciałyby wiedzieć, że ich duszpasterz, że ich przewodnicy duchowi mają jakiś udział w złu - dodał.
Autor: akr/adso / Źródło: tvn24