Biegał po centrum handlowym z nożami i dźgał przypadkowe osoby. – Nikt nas nie ostrzegał, nie powiedział, co robić. Zamknęliśmy się w sklepie, przez witrynę widzieliśmy leżących ludzi. Wszędzie było pełno krwi. To był straszny widok - mówi o ataku w Stalowej Woli ekspedientka i stawia pytanie, gdzie była wtedy ochrona obiektu. Materiał programu "Uwaga!" TVN.
Do ataku nożownika doszło w piątek, 20 października, w centrum handlowym w Stalowej Woli. 27-letni Konrad K. biegł z bagnetami wojskowymi przez główną aleję centrum handlowego.
- Noże były duże, uniesione do góry i on po prostu biegł. Wydawało mi się, że to jest jakaś dziecinna zagrywka, że zbliża się Halloween – opowiadała reporterce "Uwagi!" TVN ekspedientka, która była świadkiem tragedii.
Kobieta podkreśliła, że nie słyszała żadnych krzyków klientów, ani ostrzeżeń ze strony ochrony.
- Jak minął nasz sklep, kucnął, bo mu nóż wypadł. Wstał i ranił jedną osobę. Dopiero wtedy usłyszałam, jak pani sprzątająca zaczęła krzyczeć: uciekajcie, bo jakiś wariat biega z nożami i rani ludzi - wyznała.
Wszystkie ofiary mężczyzny to przypadkowi klienci i pracownicy galerii.
- Zamknęliśmy drzwi. Klientom poleciliśmy przejść na drugą stronę sklepu. Gdy wyjrzeliśmy przez witrynę, widzieliśmy leżących ludzi - relacjonowała ekspedientka.
Kobieta, chociaż nie była pewna, gdzie jest nożownik, otworzyła sklep, by pomóc jednej z ofiar. - Koleżanka ściągnęła koszulkę i zaczęła tamować krwawienie. Ranny zaczął tracić przytomność, płytko oddychać, pocić się. Jego skóra zmieniła kolor. Gdy tracił przytomność, starałam się wołać, by coś do mnie mówił, by otworzył oczy - mówiła.
Wojskowe bagnety
Zanim 27-latek został zatrzymany, zabił 51-letnią kobietę, a dziewięć osób ciężko ranił. Poszkodowani mają bardzo poważne obrażenia klatki piersiowej i okolic brzucha.
- Trudno powiedzieć, jakie będą losy tych osób. Pięć jest w stanie ciężkim. Jedna z osób jest w stanie krytycznym - powiedział Janusz Woźniak z Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu i dodał, że mamy tu do czynienia z wieloosobowym usiłowaniem zabójstwa.
Konrad K. specjalnie kupił dwa wojskowe bagnety, których ostrza rozrywały narządy wewnętrzne ofiar.
- To nie były takie rany, że zatniesz się nożem i ci trochę krwi poleci – mówiła ekspedientka. - Wszędzie było pełno krwi. To był straszny widok. Jak się zamyka oczy, to się cały czas to widzi - podkreśliła kobieta.
"Koleś rżnie ludzi, komunikatu nie ma!"
Świadkowie podkreślają, że przez cały czas trwania ataku, nie nadano w galerii komunikatów informujących klientów i obsługę o niebezpieczeństwie.
- Ja nie mogę zrozumieć sytuacji, gdzie w soboty i niedziele są komunikaty po trzy, cztery razy dziennie, że samochód źle zaparkował. A jak koleś rżnie sobie ludzi po galerii, to nie ma żadnego komunikatu! - oceniła zdenerwowana rozmówczyni "Uwagi!" TVN.
Wyznała, że nikt nie przekazał też obsłudze instrukcji, jak powinni się zachować.
- Nikt nam nie powiedział: zamknijcie szybko drzwi. Jakby ktoś tak powiedział, to od razu byśmy zamknęli drzwi. Kamery są wszędzie. Po co one są? My się mamy czuć bezpiecznie z osobami, które są na emeryturze i pilnują galerii? To chyba jest dla dzieciaków, żeby nie kradły cukierków – powiedziała kobieta, która była świadkiem zdarzenia.
Ogolił głowę i był agresywny
Nożownik - Konrad K., mieszka w Stalowej Woli, gdzie pracował w jednej z fabryk produkującej części samochodowe. Jest żonaty i ma dwuletnią córkę. Sąsiedzi postrzegali go jako spokojnego, ale tuż przed atakiem zmienił swój wizerunek.
- Zmienił wygląd zewnętrzny. Zrobił się "dresiarzem". Zgolił włosy, przestał nosić okulary – opowiadała sąsiadka mężczyzny.
- Był rodzinny. Jeszcze trzy, cztery miesiące temu mieszkał z żoną i małym dzieckiem. Odkąd żona się wyprowadziła, zmienił się. Stał się agresywny i nieobecny. Siedział przed klatką, palił papierosy, pił napoje energetyczne. Wyjeżdżał gdzieś rowerem, wracał i znowu pił napoje energetyczne. Był zamknięty w sobie - mówił inny sąsiad Konrada K.
"Musiał odreagować"
27-latek został przesłuchany. Mężczyzna przyznał się do winy. Dlaczego zaatakował przypadkowe osoby w galerii handlowej?
- Złożył krótkie i chaotyczne wyjaśnienia. Przyznał, że od trzech lat leczył się psychiatrycznie i ma problemy. Mówił, że czuje się zastraszany, ale nie chciał sprecyzować, przez kogo. Twierdzi, że to się skumulowało i musiał odreagować. Powiedział, że nabył noże, bo nie wiedział, czy będzie zaatakowany, czy będzie musiał się bronić, czy kogoś zaatakować – wyjaśnia Leszek Augustyn, obrońca z urzędu.
Autor: tmw/adso / Źródło: "Uwaga!" TVN
Źródło zdjęcia głównego: UWAGA! TVN