Do Sejmu trafiła już nowelizacja ustawy, która zaostrza badania techniczne na stacjach kontroli pojazdów. Diagności mówią o rewolucji, tyle że ta dla kierowców oznacza utrudnienia, a dla stacji poważne kłopoty. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Kto ma samochód, musi przyjechać do stacji kontroli pojazdów najczęściej raz w roku. Cała procedura trwa około 20 minut i po sprawie. Kolejna wizyta może wyglądać już inaczej.
Doktor inżynier Leszek Turek, prezes Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów, uważa, że po wejściu w życie ustawy będzie "trudniej przejść badanie techniczne". Łukasz Nagraba z SKP Auto Complex dodaje, że "badanie będzie trwać nawet 40 minut" .
Drobiazgowi diagności z obawy przed karą
Według ustawy kontrole na stacjach nie będą już zapowiadane. Do tego diagności za każdy błąd dostaną karę 2 tysiące złotych - co dla kierowców będzie oznaczać koniec taryfy ulgowej.
- Nie będzie już takich sytuacji, że za słabą wycieraczkę, która rozmazuje szybę, diagności będą przepuszczać pojazdy - ocenił Nagraba.
Diagności będą więc bardziej drobiazgowi w obawie przed karą. - I dlatego też będą wszyscy zdziwieni, że będzie badanie odpowiednio dłużej trwało i będzie bardziej wnikliwe - skomentował doktor Turek.
Zgodnie z nowymi przepisami kontrolerzy będą losowo weryfikować pracę diagnostów nawet do trzech miesięcy po każdym badaniu.
- To wcale nie oznacza, że te badania w chwili obecnej będą takie, że część samochodów nie będzie dopuszczona do użytkowania - wyjaśniał minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. - Rzecz tylko polega na tym, żeby każdy diagnosta wykonywał swoją pracę zgodnie z procedurami - dodał.
Wyższe opłaty dla spóźnialskich kierowców
Diagności mogą się spodziewać też kontroli tajemniczych klientów, czyli kontrolerów bez identyfikatorów. - Te dwa tysiące złotych kary ma wprowadzić wśród diagnostów strach przed tym, aby nie dostać tej kary - ocenił Nagraba.
Kierowcy też muszą liczyć się z większymi karami. Kto przyjedzie na przegląd ponad 45 dni po terminie zapłaci o połowę więcej, czyli zamiast 99 złotych będzie musiał uiścić opłatę w wysokości 148 złotych.
- Mieliśmy takich rekordzistów - z półtora roku czy rok [po terminie - przyp. red.] przyjeżdżają po badaniu i zdziwiony, że on miał wcześniej przyjechać na badanie - mówi Waldemar Najmowski, dyrektor Okręgowej Stacji Kontroli Pojazdów w Gdańsku.
Nowelizacja przewiduje też ułatwienia
W tej propozycji nowelizacji są też zmiany, które nie wzbudzają kontrowersji i kierowców zapewne ucieszą. Na przegląd będzie można przyjechać wcześniej, nie tracąc dni, które pozostały do terminowej kontroli stanu technicznego pojazdu.
Przykładowo - jeśli mamy wyznaczony termin badania na 30 listopada, a przyjedziemy 14, to badanie będzie ważne do 30 listopada 2019 roku, a nie jak wcześniej - do 14 listopada 2019 roku.
- Ten termin badania będzie się zawsze liczył od tej daty, która jest wyznaczona w dowodzie rejestracyjnym - poinformował Waldemar Najmowski.
Kierowcy mogą zyskać czas, ale i pieniądze. Gdy w dowodzie rejestracyjnym skończą się miejsca na pieczątki, kierowca nie będzie musiał wyrabiać nowego - a to oszczędność ponad 70 złotych.
To jednak ciągle propozycje. Część z nich narzuca Unia Europejska. Diagnostom i opozycji nie wszystkie zmiany się podobają. Pracownicy stacji krytykują kary finansowe i planowany nowy podatek. Nie wykluczają protestu. Zmiany zanim wejdą w życie, muszą zostać jeszcze przypieczętowane przez Sejm.
Autor: asty//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24