W IPN są nieudacznicy i zazdrośnicy, a ich móżdżki nie są w stanie zrozumieć, że ktoś tak pięknie walczył – tak Lech Wałęsa w „Kropce nad I” komentuje, że nie znalazł się w katalogu prześladowanych w PRL. Nie szczędził też ostrych słów braciom Kaczyńskim i środowisku "polityka Rydzyka".
Były prezydent bagatelizuje katalog Instytutu. Są w nim osoby, które w ocenie pracowników IPN były prześladowane a nie współpracowały z bezpieką. - Jacy historycy, taki katalog. Nie walczyłem dla listy, ale z systemem. To mi się udało. Poprowadziłem do boju, mamy wolny kraj, jestem szczęśliwy z tego powodu. Wszystkie razem Kurtyki, Kaczyńscy, Wyszkowscy mają mniej walki i papierów przeciwko sobie niż ja – stwierdził.
Wałęsa nie szczędził ostrych słów swoim politycznym przeciwnikom. – Tych paru ludzi w IPN - nie mówię że wszyscy - Krzysztof Wyszkowski, Andrzej Zybertowicz, Andrzej Gwiazda, to nieudacznicy, zazdrośnicy i ich móżdżki nie są w stanie zrozumieć, ze ktoś tak pięknie walczył. I dlatego po kostkach gryzą – uważa były lider „Solidarności”. - Zawsze to było zakompleksione, odpychane, aż dorwało się przypadkiem do miejsca gdzie może coś zrobić. Ale nie zdaje sobie sprawy, że jutro przyjdą fachowcy, pooczyszczają to wszystko i ich wyrzucą do śmietnika – prognozował.
"To ja sterowałem wszystkim"
Według niego Instytut opanowali „złodzieje historii”, którzy nie rozumieli, że Wałęsa „walczył zwycięsko i zwyciężył” i teraz „gryzą po kostkach”. Pytany, czy wobec swoich dawnych przyjaciół, z którymi poróżnił się na początku lat 90-tych przy okazji tzw. wojny na górze, nie poczuwa się do winy, stwierdził:
- To ja sterowałem wszystkim, nie Tadeusz Mazowiecki. Został premierem na moje zlecenie. Zamiast mnie rozumieć i wspierać, ustawili się z Jerzym Turowiczem przeciwko mnie i zrobili mi wojnę na górze. Ale to ja byłem górą i powinni się mnie słuchać, bo ja pracy nie skończyłem – irytował się były prezydent.
"Dyktatura była mi potrzebna, by nikt nie przeszkodził w zwycięstwie”
Jak dodał, opinie, że miał wybujałe ambicje, są nieprawdziwe. - Tu nie było żadnych ambicji. Ja nie chciałem żadnych stanowisk, tylko rozbić komunizm. Bycie prezydentem mi pozwalało go dobić, zakończyć działanie. Mój dramatem było to, że nie mogłem tego mówić – przekonywał.
Jak dodał, „ta siła i dyktatura była mu potrzebna, by nikt nie stanął w szranki i nie przeszkodził w zwycięstwie”. Według Wałęsy gdyby nie on, Polska nie byłaby w NATO i UE, a jego następca Aleksander Kwaśniewski „zniszczył polską szanse, zabrał dziesięć lat i dzięki niemu Kaczyńscy doszli do władzy”. A tych – w opinii byłego prezydenta – do władzy wynieśli ludzie, którzy spóźnili się na rewolucję ekonomiczną, w tym szczególnie środowisko „polityka Rydzyka”.
"Sam chciałbym być Żydem"
– Oni się zagapili. Jak się taki człowiek obudził, to zobaczył: no tak, ekonomia rozdzielona, stanowiska pozajmowane, no to by chciał jeszcze jedną rewolucję zrobić. A na to potrzeba haseł, no to są: zdrajcy, agenci, oszuści, Żydzi. I myśleli, że im się uda dokonać tu zmian. Ale to są nieudacznicy – uważa Wałęsa.
Na uwagę, że bracia Kaczyńscy nigdy nie stosowali antysemickiej retoryki, były prezydent stwierdził: - Powiedziałem, że to oni sugerują. Przecież nie ja, ja kocham Żydów. Mało tego, sam bym chciał być Żydem, ale los mi nie dał – stwierdził. Jak dodał, nie uważa, że Kaczyńscy głoszą antysemickie treści, ale środowisko „polityka Rydzyka”.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24