Radio Zet dotarło do ekspertyzy zamówionej zagranicą na życzenie ministra Ziobry. Wyklucza ona jakoby kardiochirug świadomie godził się na śmierć pacjentów, ale nie jest do końca jasna. Także dla prowadzących śledztwo.
Jak doniosło "Życie Warszawy", jeden z prokuratorów pojedzie do Berlina, by przesłuchać autora kosztownej ekspertyzy, prof. Hetzera. Śledczy uznali, że wymaga ona uzupełnienia. Prokuratura milczy na ten temat. Źródła Radia Zet potwierdzają jednak informacje gazety. Ekspertyza analizuje trzy przypadki.
Czy można "wcześniej" niż "niezwłocznie"?
Pierwszy dotyczy pacjenta, któremu wszczepiono mechaniczną sztuczną zastawkę aortalną.
Po operacji w obrębie komory serca pozostał gazik (rolgaza). Po godzinie zauważyła to pielęgniarka instrumentariuszka. Jeszcze tego samego dnia i dzień po doktor G. zaprzeczył, że używał rolgazy.
Ale ponieważ było podejrzenie, że ciało obce pozostało w ciele pacjenta zrobiono echo serca. Nie wiadomo kiedy. W jednym miejscu czytamy, że "...badanie echokardiograficzne zostało wykonane niezwłocznie i (...) nie przyniosło oczekiwanych rezultatów". A już na następnej stronie niemiecki ekspert pisze: "Należy przy tej okazji skrytykować fakt, że kontrola echokardiograficzna nie została wykonana o wiele wcześniej, ponieważ już w pierwszych dniach od operacji pojawiły się problemy zdrowotne u pacjenta (...). Gazik został usunięty po kilku dniach, a jego pozostawienie zostało uznane za "błąd w sztuce lekarskiej".
Kto, i za co, odpowiada na sali operacyjnej?
Niemiecki ekspert pisze też, że za wszystko, co dzieje się na sali operacyjnej odpowiedzialność spada na operującego. "Naszym zdaniem operator jest odpowiedzialny za wszystkie zdarzenia, które występują w czasie operacji (...) z medycznego punktu widzenia instrumentariuszka ponosi tylko część odpowiedzialności".
Obrońca doktora G. mecenas Magdalena Bentkowska-Kiczor uważa, że w tym przypadku wina nie leży po jego stronie. A poza tym najważniejsza jest sama konkluzja. "Według mojej wiedzy, instrumentariuszka zapewniała, że stan wszystkich instrumentów używanych podczas operacji, gazików, rolgazy, zgadza się ze stanem sprzed operacji. Oczywiście za całość procesu odpowiada operator, niemniej jednak operator został w tym przypadku wprowadzony w błąd." - mówi. I dodaje: konkluzja jest jednoznaczna. I nie można obciążać pana doktora Mirosława G. za śmierć pacjenta, który zmarł, przypominam, bodaj w siedemdziesiątej dobie po operacji.
Radio Zet próbowało tę wiedzę i praktykę zweryfikować u kilku uznanych kardiochirurgów. Żaden nie chciał się do tego oficjalnie odnieść.
Decyzja warta życie
Drugi z pacjentów opisywany w ekspertyzie, miał przeszczep serca. Po czterech dniach zmarł.
W przypadku transplantacji decydujące znaczenie ma ustalenie poziomu oporów płuc. I to była kwestia sporna wg biegłego. "(...) czy można zakwalifikować do operacji pacjenta z wysokim poziomem oporów płucnych, których odwracalność nie mogła być zbadana". W jednym miejscu ekspert pisze, ze istniało "względne przeciwwskazanie do zabiegu". W innym, że "..wskazania do zabiegu (...) należy ocenić bardzo krytycznie...
Wg mecenas Bentkowskiej-Kiczor, jej klient, znany z tego, że operował najcięższe przypadki, nie miał innego wyjścia w tej sytuacji. "Jednym ośrodkiem, który zgodził się to uczynić, był ośrodek warszawski. Przeszczep to zawsze jest pięćdziesiąt procent szans na życie. Natomiast pozostawienie pacjenta, który jest w stanie umierającym, to skazanie go na śmierć w stu procentach. Pacjent wyraził zgodę na przeszczep serca i przeszczep był jedynym ratunkiem w tym czasie. A co by było gdyby pacjent zmarł? Wówczas można by postawić doktorowi Mirosławowi G. zarzut zaniechania"- dowodzi Bentkowska-Kiczor.
I rzeczywiście prof. Hetzer bierze w obronę kolegę po fachu. Że istniała presja czasu, bo "po stwierdzeniu śmierci mózgowej u dawcy pozostaje tylko kilka godzin na pobranie organów, gdyż potem organy dawcy stają się bezużyteczne" a inne metody ratowania w warszawskiej klinice nie były możliwe. "Inne metody ratowania życia (...) wszczepienie systemu wspomagania serca, transplantacja serca i płuc, na które my byśmy się zdecydowali, w klinice pana dr G. nie były, według naszej wiedzy, możliwe".
Źródło: Radio Zet
Źródło zdjęcia głównego: TVN24