Kontuzja, której Lech Wałęsa nabawił się w Berlinie 9 listopada, wciąż nie daje o sobie zapomnieć. - Jeszcze mnie to trzyma. Nie zawsze, ale mam momenty bezwładu - komentuje były prezydent i dodaje: na coś trzeba umrzeć.
Do kontuzji doszło w Berlinie podczas obchodów rocznicy upadku Muru Berlińskiego. Na popychającego ogromne domino Wałęsę najechał brawurowy niemiecki kamerzysta jadący minipojazdem segway. Były prezydent potknął się i upadł. Jak tłumaczy, dolegliwości po upadku pojawiły się dopiero następnego dnia. - Nie byłem w stanie podnieść się z krzesła. To się powtarzało, ale lekarze zapewniali, że z czasem przejdzie. Powoli przechodzi, ale ciągle trwa. Na coś trzeba umrzeć - dodaje.
To właśnie ze względu na kłopoty z kręgosłupem były prezydent odwołał oficjalnie swoją wtorkową wizytę w Londynie. W związku z obchodzoną w tym roku 20. rocznicą obalenia muru berlińskiego były prezydent miał zostać uhonorowany doktoratem honoris causa z filozofii londyńskiego Metropolitan University i spotkać się z polskimi studentami tej uczelni.
Berlińska kontuzja Wałęsy
- O odwołaniu wizyty dowiedzieliśmy się dopiero w czasie weekendu. Wałęsa zrezygnował z przyjazdu za namową lekarzy. Od czasu niefortunnego wypadku w Berlinie skarży się na bóle kręgosłupa - powiedziała Liz Walker, przewodnicząca Stowarzyszenia Polskich Przedsiębiorców i Firm w W. Brytanii (APEC-UK).
Wałęsa zostanie zaproszony po odbiór tytułu do Wielkiej Brytanii w 2010 roku, w 30. rocznicę powstania NSZZ Solidarność.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24