Premier Beata Szydło mówiła w Parlamencie Europejskim o "milionie uchodźców z Ukrainy", których przyjęła Polska. Tymczasem w naszym kraju jest ich zaledwie trzech. Pozostali to imigranci, którzy są zdumieni deklaracją szefowej polskiego rządu. - Nie jestem żadnym uchodźcą - odpowiada jedna z imigrantek z Ukrainy. Z osobami, które przyjechały ze Wschodu rozmawiała reporterka "Czarno na białym".
19 stycznia w Parlamencie Europejskim odbyła się debata na temat sytuacji w Polsce dotyczącej zmian w Trybunale Konstytucyjnym i mediach publicznych. Wzięła w niej udział premier Beata Szydło. Poruszając w jednym z wystąpień problem kryzysu migracyjnego, szefowa rządu stwierdziła, że Polska przyjęła "około miliona uchodźców z Ukrainy". Mieszkający w Polsce Ukraińcy są zaskoczeni.
- Nie jestem żadnym uchodźcą. Nie pomyślałam nawet, żeby powiedzieć, że jestem uchodźcą, że potrzebuje pomocy socjalnej. Ja potrzebuje pracy i koniec - odpowiada Snizhana Myronenko, imigrantka z Ukrainy.
Słowa premier zaskoczyły także ambasadora Andrija Deszczycę. W oświadczeniu oznajmił, że Ukraińcy przebywający w Polsce nie są uchodźcami, lecz migrantami ekonomicznymi.
- Imigrantów będziemy mieć około 65 tys. Chodzi o osoby, których pobyt w naszym kraju jest dłuższy niż pół roku. Mamy 3 osoby ze statusem uchodźcy. Uchodźca to osoba, która ucieka ze swojego kraju bo musi. Imigrant to osoba, która zaplanowała wyjazd - mówi Ewa Piechota, rzecznik podlegającego polskiej premier Urzędu ds. Cudzoziemców.
Spotkanie z imigrantkami
Reporterka "Czarno na białym" spotkała się z tymi drugimi - imigrantkami. Wielu mieszkańców Ukrainy po masakrze na Majdanie i wybuchu konfliktu na wschodzie Ukrainy zdecydowało się na wyjazd z ojczyzny.
- Jak matka kocham swój kraj, ale syna nie dam do wojska - mówi Myronenko. Pracowała jako inżynier w dużej korporacji na wschodzie Ukrainy. Jej syn wyjechał na studia do Warszawy. Kiedy zaczęła się wojna zdecydowała się wyjechać z kraju. Brakowało jej funduszy na utrzymanie syna w Polsce, a jego powrót mógł oznaczać pobór do wojska.
Anastasia Syrvetnyk przyjechała do Polski z Żytomierza. Miasto nie zostało bezpośrednio dotknięte przez wojnę, ale wielu z jej znajomych przeżyło tragedie. Jeden z kolegów innej z rozmówczyń reporterki studentki Julii Shymaskiej zginął na Majdanie. Przyznaje, że przestraszyło ją to.
Obie studiują w Polsce drugi rok, była to dla nich szansa na lepsze życie. - Chciałam studiować, uczyć się czegoś nowego. Wybrałam Polskę, bo jest niedaleko Ukrainy, niedaleko rodziców - mówi Shymanska.
- Po ukończeniu studiów otrzymam dyplom, który umożliwi mi pracę w Europie. To bardzo dobrze dla mnie - dodaje Syrvetnyk.
Autor: kło/gry / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24