- Ja nigdy nie zacząłem podejrzewać Kasi - powiedział na konferencji prasowej ojciec zmarłej sześciomiesięcznej Magdy. Bartłomiej wraz z swoimi rodzicami mówił o swojej reakcji na rozwiązanie sprawy. Ojciec dziecka powiedział, że ma żal, ale nie ma pretensji do swojej żony. - Nie da się przestać kogoś kochać w ciągu trzech dni - powiedział Bartosz. Mama ojca przyznała, że pomiędzy nią a synową dochodziło do spięć.
Ojciec sześciomiesięcznej Magdy pojawił się wraz z swoimi rodzicami na konferencji u boku Krzysztofa Rutkowskiego. Po raz pierwszy mówili o swoich przeżyciach i opiniach po odkryciu, iż dziecko nie zostało porwane, ale najprawdopodobniej zginęło w domu w wyniku nieszczęśliwego wypadku i zostało ukryte przez matkę.
Żal, ale nie pretensje
- Szczerze wierzyłem, że to było porwanie - powiedział Bartłomiej, pytany o to, czy w ciągu tygodnia poszukiwań Magdy zaczął podejrzewać nieszczerość swojej żony. - Do momentu odnalezienia ciała ciągle miałem nadzieję, że Madzia żyje - zapewnił ojciec.
Bartosz mówił, iż nie zauważył nic w zachowaniu żony, co mogłoby wzbudzić jego podejrzenia. - Nie wiadomo jak druga osoba zachowa się w obliczu takiej tragedii - stwierdził mąż Katarzyny. Relacje pomiędzy małżonkami w ciągu poszukiwań dziecka miały być "takie same" jak wcześniej. - Starałem się jej nie opuszczać na krok - mówił Bartłomiej, tłumacząc, iż bał się, że w obliczu wielkiego napięcia psychicznego jego żona może się załamać.
Szczerze wierzyłem, że to było porwanie. Bartosz, ojciec Magdy
Mężczyzna stwierdził, iż prawdopodobnie szybko wybaczy swojej żonie, ponieważ tak wynika z "jego religii i tak uczyli mnie rodzice". - Ale zaufać takiej osobie ponownie będzie bardzo ciężko - powiedział Bartłomiej.
Wsparcie i spięcia
Głos zabrała też teściowa Katarzyny. Jak powiedziała, ona również długo nie podejrzewała, iż jej synowa coś ukrywa. Pierwsza wyraźna przesłanka miała się pojawić w dniu, kiedy Katarzyna odmówiła poddana się badaniu przy pomocy wariografu. - Wyglądało, jakby to przyniosło jej ulgę - powiedziała kobieta. Katarzyna miała wrócić do domu pozornie roztrzęsiona, ale jak mówi teściowa, bez problemu posłodziła herbatę łyżeczką.
Gdy doszło do konfrontacji rodziny, Rutkowskiego i matki, po której ta ujawniła, że to był wypadek, to właśnie teściowa miała jako pierwsza wprost powiedzieć, aby Katarzyna wyznała prawdę.
Teściowa twierdzi, iż ze strony synowej nigdy nie było sygnałów, aby nie chciała Magdy. - Zawsze miała wsparcie. Tak jak wszystkie nasze dzieci. Wiadomo, były zgrzyty. Krótko żeśmy się znały - stwierdziła kobieta. Raz miało dojść do poważniejszego spięcia, po którym Katarzyna na dziesięć dni przeniosła się do swojej mamy. Magda miała wtedy mieć 1,5 miesiąca i została w domu ojca oraz jego rodziców.
Bartłomiej stwierdził, że jego żona była osobą, która w obliczu problemów zamykała się w sobie. - Nigdy nie zdarzały się jej wybuchy złości - powiedział. Pytany o to, czy jego żona przejawiała niechęć wobec ich dziecka, powiedział, iż niczego takiego nie było widać.
Niespodziewany wynik
Zwrócił się też do wszystkich osób, które dobrowolnie zaangażowały się w akcję poszukiwania dziecka. - Chciałem wszystkim bardzo podziękować i przeprosić, za to jak sprawa się skończyła - powiedział Bartosz. - Jestem równie zszokowany co oni - dodał.
Ojciec zaapelował też, aby ludzie "nie dali się znieczulicy". - Następnym razem to może naprawdę być porwanie - powiedział Bartłomiej.
Źródło: tvn24