Nie piszemy o łamaniu prawa, tylko opisujemy sytuację, w której były już szef KNF, któremu postawiono zarzuty korupcyjne, był osobą rekomendowaną przez Adama Glapińskiego - mówiła w TVN24 Dominika Wielowieyska, dziennikarka "Gazety Wyborczej". Jej zdaniem ta sytuacja oznacza, że "prezes NBP ponosi polityczną odpowiedzialność" za to, co robił Marek Chrzanowski.
NBP domaga się, by sąd wydał decyzję o usunięciu dziewięciu artykułów z papierowych wydań i stron internetowych tych mediów. Wniosek o tak zwane "zabezpieczenie" dotyczy siedmiu publikacji "Gazety Wyborczej", w tym autorstwa Dominiki Wielowieyskiej.
"Standardy relacji legły w gruzach"
- Pierwszy raz zdarzyło mi się, żeby instytucja państwowa wysłała taki wniosek do sądu - komentowała we wtorek w TVN24 Wielowieyska.
Zauważyła, że "mamy sytuację, w której rzecznik prasowy NBP nie odpowiada na pytania dziennikarzy, nie odbiera telefonów, nie odpowiada na SMS-y i na maile, a jednocześnie prezes NBP unika występów publicznych i unika rozmowy pogłębionej albo odpowiedzi na zarzuty związane z aferą KNF".
- Muszę powiedzieć, że standardy relacji między mediami a instytucjami państwowymi legły w gruzach - oceniła dziennikarka "Gazety Wyborczej".
"Jak mamy o tym nie pisać"
Jak mówiła, wcześniej dostała pismo z Narodowego Banku Polskiego, żeby "zaprzestała naruszania dóbr osobistych NBP, a w szczególności prezesa" tej instytucji.
- Tam była mowa o tym, że insynuujemy łamanie prawa przez pana prezesa. Otóż problem polega na tym, że my nie piszemy o łamaniu prawa, tylko opisujemy sytuację, w której szef KNF, już były [Marek Chrzanowski - przyp. red.], któremu postawiono zarzuty korupcyjne, był osobą rekomendowaną przez Adama Glapińskiego, czyli przynajmniej prezes NBP ponosi polityczną odpowiedzialność za to, co robił ów szef KNF - zaznaczyła publicystka.
- Potem mamy sytuację, w której prezes NBP wygłasza laurkę, akt strzelisty pełen fantastycznych pochwał dla byłego już szefa KNF i mamy też sytuację, w której wiemy, że po złożeniu propozycji korupcyjnej w rozmowie z biznesmenem [Leszkiem Czarneckim - przyp. red.] panowie idą właśnie do prezesa NBP Adama Glapińskiego - kontynuowała.
- Więc chciałam zadać pytanie prezesowi. Jak mamy o tym nie pisać, jak mamy o tym nie mówić, jak nie mamy stawiać pytań? - podkreślała Wielowieyska.
"Naprawdę się niepokoję"
Stwierdziła też, że dziennikarze tak naprawdę nie wiedzą, co dokładnie znajduje się we wniosku Narodowego Banku Polskiego do sądu i "w zasadzie nie mają się jak bronić".
- Liczę oczywiście na niezależność i niezawisłość sądów, ale oczywiście obawiam się. (...) W sądach nastąpiły pewne zmiany. To jest swego rodzaju ruletka - oceniła.
- Znamy konkretne przypadki, w których jeżeli sędziowie podejmowali decyzje nie po myśli rządzących, to na przykład czekały ich postępowania dyscyplinarne albo byli degradowani, albo nie mają szans na awans. Natomiast ci sędziowie, którzy podejmowali decyzje po myśli rządzących, właśnie na przykład awansowali - komentowała Wielowieyska.
- Nie wiem, co się wydarzy. Nie wiem, jaki sędzia się tym zajmie. Muszę powiedzieć, że naprawdę się niepokoję - przyznała dziennikarka "Gazety Wyborczej".
Afera KNF
Dziennikarze ujawnili także, że Marek Chrzanowski to od wielu lat jeden z najbliższych współpracowników prezesa NBP Adama Glapińskiego, jego były asystent.
Według informacji "GW" tuż po rozmowie, w której padła propozycja, Czarnecki spotkał się także z prezesem Narodowego Banku Polskiego.
W nocy z 28 na 29 listopada Chrzanowski został aresztowany na dwa miesiące. Wcześniej były szef KNF usłyszał zarzut przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego w celu osiągnięcia korzyści osobistej przez inną osobę.
Autor: js//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24