Czy protestujących było w sobotę w Warszawie 240 tysięcy - jak chcą władze stolicy, czy 45 tysięcy - jak podaje policja? Kto, jak i co liczy? Materiał "Faktów" TVN.
Trudno zaprzeczyć jednemu - tak licznej manifestacji już dawno nie było w stolicy. Wypełnione po brzegi jezdnie i chodniki. Dziesiątki tysięcy ludzi, choć uczestnicy manifestacji wolą mówić o setkach tysięcy. - Pewnie taki tłum jest ciężko policzyć, ale ja jestem przekonany, ze tych ludzi było grubo ponad sto, sto pięćdziesiąt tysięcy - twierdzi Rafał Trzaskowski z PO. - Gdyby przyjąć powierzchnie Placu Piłsudskiego i wziąć liczby, które podaje jego partyjna koleżanka, to na jednym metrze kwadratowym powinno stać 10 demonstrantów - to z kolei opinia wicemarszałka sejmu Joachima Brudzińskiego z PiS.
Szczytowy moment
Władze Warszawy twierdzą, że w marszu wzięło udział ok. 240 tysięcy osób. Policyjny komunikat mówi o 45 tysiącach. W niedzielę stołeczni policjanci wyjaśniali, skąd aż tak ogromna różnica.
- Podawaliśmy liczbę 45 tysięcy, ponieważ tyle osób w szczytowym momencie było zgromadzonych na Placu Piłsudskiego - wyjaśnia asp. szt. Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji. Funkcjonariusz dodał, że nie liczyli, ile osób przeszło ulicami miasta. Policja skupiła się tylko na tym finałowym zgromadzeniu.
Cała manifestacja ruszyła z placu na Rozdrożu. Uczestnicy mieli do przejścia na Plac Piłsudskiego niemal trzy kilometry. Przemarsz tylko przez ten jeden punkt - plac Trzech Krzyży zajął ponad dwie godziny. Gdy czoło pochodu dotarło na Plac Piłsudskiego, ostatni demonstranci dopiero ruszali z miejsca startu. - Specyfiką tego marszu, w przeciwieństwie do innych było to, że do niego ludzie dołączali się spontanicznie. To są osoby stojące wzdłuż przemarszu czy dochodzące w trakcie tego przemarszu - tłumaczył wiceprezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak.
Stara metoda
Władze miasta twierdzą, że liczbę uczestników obliczyli stałą i sprawdzoną od lat metodą. Przyjmując metodologię policji - na każdy metr kwadratowy przypada dwóch demonstrantów.
Dziennikarz "Faktów" skorzystał z tej metody i podzielił trasę marszu na cztery odcinki.
Pierwszy z nich - liczący nieco ponad kilometr odcinek łączył plac na Rozdrożu z placem Trzech Krzyży. Według bardzo ostrożnych szacunków dziennikarza "Faktów", już na początku szło tędy ponad 40 tysięcy osób.
Drugi odcinek to sam Plac Trzech Krzyży, który w jednym momencie, zdaniem dziennikarza, mógł bez problemu pomieścić kolejne 10 tysięcy osób.
Z kolei węższy, kilometrowy odcinek, między Nowym Światem a pomnikiem Kopernika mógł jego zdaniem zgromadzić bez ścisku ponad 20 tysięcy osób.
Ostatni fragment trasy do Placu Piłsudskiego liczył około sześćset metrów. Można założyć, że szło tędy około 17 tysięcy osób.
Jeśli do tych ostrożnych obliczeń dołoży się osoby, które mogły dołączyć do marszu - to jego zdaniem można szacować, ze w sobotę ulicami Warszawy przeszło około stu tysięcy osób.
Autor: lukl/kk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN