Zaskoczony kierowca zaczął nagrywać policyjny radiowóz, który w terenie zabudowanym jechał zdecydowanie szybciej niż 50 km/h. Jednak ze ścigającego sam stał się ściganym. Policja tłumaczy, że rajd za radiowozem to nie był tak zwany "stan wyższej konieczności", a więc nie ma wytłumaczenia dla nagrywania filmu telefonem komórkowym podczas jazdy. Materiał "Faktów" TVN.
Przypadkowy kierowca nagrał telefonem, jak policyjny radiowóz w miejscowości Reda (woj. pomorskie) jedzie w terenie zabudowanym szybciej niż przepisowe 50 km/h.
Dla policjantów nie jest jednak jednoznaczne, kto jest głównym winowajcą. - Osobą ewidentnie popełniającą wykroczenie w tej sytuacji jest osoba, która korzysta z telefonu komórkowego podczas jazdy - mówi młodszy aspirant Tomasz Latusek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.
Zdaniem policjantów, rajd za pędzącym radiowozem nie był „stanem wyższej konieczności”, więc nie ma wytłumaczenia dla nagrywania telefonem podczas jazdy. Dlatego autor nagrania nie chce się ujawnić.
Policja czeka na świadka
Nagranie odniosło jednak pewien skutek, bo w stosunku do policjantów, którzy jechali radiowozem toczy się postępowanie dyscyplinarne. A film ze zdarzenia ma być dowodem w sprawie.
- Taki film może wystarczyć jako dowód w sprawie o wykroczenia, a w konsekwencji nawet do odebrania prawa jazdy kierowcy - mówi adwokat Jacek Potulski.
Policja podkreśla, że to nie jest nagranie z fotoradaru i trzeba powołać biegłego. - Taki materiał powinien być potwierdzony zeznaniem świadka - dodaje Latusek.
Dlatego policja czeka na autora nagrania. Jeśli się zgłosi, prawdopodobnie najpierw dostanie mandat.
Autor: dln/ja / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: nadmorski24.pl